W najnowszym wpisie Krystyny Jandy czytamy, że krytyk ma pełnić funkcję społeczną i używanie przez niego słów “Dupa” na łamach takich tytułów, jak choćby "Wysokie Obcasy" to żałosna ekstrawagancja. I pomyślałem, po przeczytaniu bloga aktorki oraz po obejrzeniu dziś “Polskiego gówna”, że z filmem jest bardzo podobnie.
Że jeżeli film, a konkretnie jego fabuła, w jakieś części ma być recenzją rzeczywistości, a rozumiem, że taką funkcję ma pełnić obraz Grzegorza Jankowskiego, to powinien być pozbawiony właśnie tej żałosnej ekstrawagancji. A ta, w“Polskim gównie” niestety się pojawia i błędnie definiowana jest jako kicz, który może być zły, ale także dobry. Może być też sztuką. I tej sztuki zabrakło. Ten film nie jest amatorskim filmem nakręconym przez licealistów, a przez twórców kina. I to jakich: Peszek, Bohosiewicz czy Jakubik, co jasno nam komunikuje, że mówimy jednak o filmie, sztuce filmowej, a nie o kinowym żarcie. I tak trzeba go oceniać. To maraton złych pomysłów.
Sonia Bohosiewicz gra rozkapryszoną gwiazdę muzyki z pogranicza popu i rocka - Gigę. Oczywistość wręcz boli. Z charakteryzacją jest podobnie - to wszystko słabej jakości kalka. Afro peruka na głowie, okulary "pilotki" na nosie i iPhone w ręce. Fuzja Edyty Górniak, Dody i Kayah. Wyszła z tego... parodia parodii. Potencjał oczywiście był, przede wszystkim w samej Sonii. Realizacja i pomysł na postać - niestety kibel.
W połowie filmu pojawia się Jan Peszek (!) grający producenta Romana Booma. W jednej ze scen Peszek modli się do bożka, uwaga - showbiza, od którego ma zależeć powodzenia w branży rozrywkowej. Boom namawia innych bohaterów do modlitw oraz śpiewów chwalebnym bożka. Scena tak absurdalna, że człowiek dochodzi do wniosku, że gorzej być nie może. Niestety, może. Grany przez Halamę menadżer Skandal zaczyna temu bożkowi ssać pewną część ciała, co ma przypominać seks oralny. Tak długo, aż wymodli, wyssa, błogosławieństwo. W scenach udział bierze także Leszek Możdżer, który gra lokaja. Straszne bzdury.
Na ekranie widzimy też innego, świetnego aktora - Bartosza Topę, który mógł ten film, pod względem zbudowania jakieś ciekawej postaci, uratować, ale tego nie robi. Dlaczego? Zobaczcie sami idąc do kina. Oczywistość dopada także pomysły na pokazanie zakłamanego świata telewizji. Mamy w filmie kanał o nazwie PolsWsad, program talent-show, którego jury mówi to, co powie reżyser, a ten, w przerwach na reklamy, wciąga koks. Pytanie - czy my już tego gdzieś nie widzieliśmy?
Według mnie "Polskie gówno" miał być świetnym filmem, na którego niestety była kupa pomysłów i jeszcze więcej twórców. A jak wiemy, nawet z tego wtedy się bata nie ukręci.