Wystarczyło krótkie spojrzenie na parkingu, by wiedzieć, że najbliższe dni będą wyjątkowe. Nie myliłem się. Najnowsza Mazda 6 zachwyciła mnie do tego stopnia, że polubiłem nawet jej odcień czerwonego, mimo że wcześniej od aut w tym kolorze wolałem się trzymać z daleka. Na starcie uprzedzam, że takich mocno subiektywnych zachwytów będzie tu jeszcze sporo. Niestety nie zabrakło też kilku rozczarowań.
Czas, start!
Nie mogłem się doczekać tego dnia. Jeszcze przed jej odbiorem byłem pewien, że mi się spodoba. Nie wiedziałem jednak, że aż do tego stopnia. Przekonałem się o tym już w kilka sekund po otrzymaniu kluczyków. Naprawdę starałem się znaleźć jakieś minusy w jej wyglądzie, ale design najnowszej Mazdy 6 trafia w sam środek mojego gustu. Jest piękna, po prostu piękna. I do tego w najmocniejszej wersji z 2,5 litrowym silnikiem benzynowym o mocy 192 koni mechanicznych.
Tak się złożyło, że ledwie wyjechałem za pierwszym razem z parkingu, a wpasowałem się pomiędzy dwa wyjątkowe samochody. Przede mną Porsche Panamera GTS – czerwone, za mną – dla odmiany – identyczne Porsche – też czerwone. W środku ta Mazda – tak, też czerwona. Jechaliśmy tak przez kilka kilometrów. I choć są to auta z zupełnie innej półki, a ich porównywanie byłoby nie na miejscu, 6-ka wcale nie prezentowała się gorzej, a na światłach (lub w korku) przykuwała równie sporą uwagę.
Duży, naprawdę duży
Tyle w kwestii wstępu, bo podobnych kilometrów zrobiłem jeszcze kilkaset – bez asysty Porsche. Tam też nie brakowało ciekawskich spojrzeń. To co prawda samochód klasy średniej, ale widać, że tym modelem Mazda aspiruje wyżej. I słusznie, bo ma czym – przynajmniej z zewnątrz. Mazda 6 jest duża, wręcz muskularna: ma 4,87m długości i rozstaw osi na poziomie 2,83m. Efekt potęgują masywne błotniki. Spora (długa) jest również sama maska, która nie należy do najlżejszych. Co ciekawe, patrząc na Mazdę pod odpowiednim kątem można dopatrzyć się w niej nutki Mustanga. Ale może to tylko ten kolor?
I choć auto jest stosunkowo duże, uwagę przykuwa także swoją smukłą, choć ostro pociągniętą sylwetką. Bardzo dobrze poprowadzona linia nadwozia nadaje jej sportowego charakteru. Designerzy stanęli na wysokości zadania projektując auto, które nie sposób zignorować. Srebrne listwy gdzieniegdzie tylko potęgują ten efekt. To poprzednia generacja na sterydach. I to bardzo mocnych.
Nie przeszkadzał mi tu nawet kolor, co nie jest tak oczywiste, bo do tej pory czerwony nigdy nie byłby moim pierwszym wyborem. Odcień soul red ma jednak w sobie coś hipnotyzującego. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że to najkorzystniejszy kolor dla tego modelu. Aż szkoda, że do tak zaprojektowanego auta nie zaplanowano ładniejszych felg. Mazda zyskałaby z nimi jeszcze więcej.
Małe rozczarowanie
Mógłbym na nią po prostu patrzeć długo, ale po takim wstępnie aż chce się zajrzeć do środka. W końcu apetyt rośnie w miarę jedzenia i w tym przypadku był naprawdę duży. Niestety po genialnym designie nadwozia (tak, tak – znów o tym wspominam) moje oczekiwania były chyba nieco zbyt wysokie w stosunku do wnętrza. Fotele w jasnej skórze, a do tego przewijające się motywy w tym samym kolorze wyglądają luksusowo i robią dobrze wrażenie. Niestety, rozglądając się dokładniej po reszcie dało się zauważyć, że tak, jak nadwozie można by było wrzucić do klasy premium, tak wnętrze przypomina, że cały czas tkwimy w średniej.
Patrząc na Mazdą 6 oczekujesz, że podobne „WOW” będzie po wejściu do środka. I choć jasna, skórzana tapicerka dzielnie próbuje podtrzymywać to wrażenie, to jest lekka dezorientacja względem nadwozia. Samą skórą wszystkiego się nie załatwi. Nie mówię, że w środku nie jest dobrze, bo jest. Zaznaczam jedynie, że brakuje kontynuacji tego „premium-WOW” z zewnątrz. Ale po kolei.
A co w środku?
Zegary – przejrzyste, ale bez fajerwerków. Na szczęście dużo zyskują po niebieskim podświetleniu. Ciekawą opcją był licznik czasu spędzonego w trybie start/stop. Wbrew pozorom to naprawdę duże liczby. Jednak najczęściej zerkałem na zegar po lewej – obrotomierz. Dlaczego? O tym za chwilę.
Kierownica trójramienna, sportowa i twarda. Trochę „surowa” w dotyku, ale wzbogacona o całą gamę przycisków kontrolnych, łącznie z kontrolą tempomatu. Nie brakuje też manetek to manualnej zmiany biegów. Trochę na prawo, tuż pod prawą ręką kierowcy jest spory hamulec ręczny z prawdziwego zdarzenia, co w niektórych modelach z automatyczną skrzynią biegów nie jest wcale takie oczywiste.
Przedni panel kontrolny choć funkcjonalny, nie zachwyca jakością wykonania. Ot, zwykły plastik, który dobrze znamy z dużo starszych aut. Motyw „z poprzedniej epoki” utrzymuje się także przy GPS-ie. Wizualnie wygląda na – delikatnie mówiąc – nieco stary. Poza tym jest wyjątkowo podatny na odciski palców, które rzucają się w oczy już z daleka. Podłokietnik co prawda był, ale zabrakło możliwości jego regulacji. W efekcie, w trakcie jazdy nie pomagał za wiele.
Nie można narzekać za to na brak miejsca i komfort jazdy. Jest przestrzennie (i z przodu, i z tyłu) oraz wygodnie. Fotel kierowcy można regulować elektrycznie we wszystkich możliwych wariantach. Zaskakujące, że bagażnik, który wydaje się gigantyczny (483l), jest o 22l mniejszy od swojego poprzednika ze starszej wersji. Jeśli chodzi o elektronikę, Mazda może mieć zamontowanych kilka rozwiązań, które znamy m.in. z Volvo np. system ostrzegający przed przypadkową zmianą pola czy monitoring martwego pola.
Można się uzależnić
Po świetnym początku, średnim środku, wracamy na wysokie obroty. I to dosłownie. Małe rozczarowanie po zajrzeniu do środka szybko rekompensuje nam sama jazda. Testowany model to najmocniejsza wersja. 2,5-litrowy silnik benzynowy z bezpośrednim wtryskiem paliwa o mocy 192 koni mechanicznych w połączeniu z bardzo dobrze pracującą sześciobiegową, automatyczną skrzynią biegów SkyActiv-Drive potrafi dać sporo satysfakcji (i zabawy) z jazdy.
Po kilku dniach jazdy uzależniłem się od patrzenia na obrotomierz. Moment, w którym po wciśnięciu gazu skrzynia redukuje biegi i błyskawicznie ciągnie do przodu, jest naprawdę przyjemny. Proces przebiega naprawdę płynnie, redukcja biegu jest natychmiastowa, a wskaźnik obrotów szaleńczo przeskakuje w górę. Kierowcy pozostaje patrzeć na drogę i wsłuchiwać się w pracę silnika. A ta jest naprawdę przyjemna dla ucha, choć na dobre słyszymy ją dopiero przyspieszając. Przy wolniejszych prędkościach można zapomnieć, że pracuje.
Przyspieszenie do setki to kwestia 7,8 sekund. Mimo że można spodziewać się lekko lepszego wyniku, siedząc za kierownicą ma się wrażenie, że odbywa się to szybciej. Konstrukcja SkyActiv ma poprawić osiągi samochodu, dzięki zwiększeniu sztywności nadwozia o 30 procent. Co to oznacza dla kierowcy? Samochód prowadzi się dokładniej i zwrotniej.
Mimo że była to najmocniejsza jednostka silnikowa, spalanie wcale nie jest komiczne. Co prawda nie udało mi się osiągnąć deklarowanego przez producenta 6,3l/100km, ale 7,0-8,0l też miło zaskoczyło. W mieście było to już o około 2-3l/100km więcej, ale biorąc pod uwagę rozmiar auta i fakt, że nie był traktowany ulgowo pod względem spalania, jest to dobry wynik. Cena Mazdy 6 zaczyna się od 88 700 zł, ale rośnie zależnie od wariantu silnika/wyposażenia. Testowany model to już sporo droższy wydatek rzędu 138 200zł. Warto.
Jak najlepiej podsumować testowany model Mazdy 6? Idealnie pasuje tutaj opis ze strony producenta, gdzie mimo lekkiego popłynięcia słowem, trafiono w samo sedno.
I po tygodniu testów nie sposób się z tym nie zgodzić. O lekkim rozczarowaniu wnętrzem Mazdy 6 zapomina się, gdy tylko spojrzy się na nią lub wciśnie pedał gazu. Gwarantuję.
Stylistyka tego samochodu ma mocny sportowy rys, który wyraża ruch i wywołuje emocje już od pierwszego wejrzenia. Mocna sylwetka kojarzy się z witalnością, a dynamiczny wygląd nadwozia sprawia, że kierowca z niecierpliwością oczekuje nadchodzącej przyjemności z jazdy. Czytaj więcej