Jeździ tak, jak wygląda: komfortowo. Volvo XC60 R-Design - sportowy SUV dla młodych i... bogatych
Michał Mańkowski
22 listopada 2014, 08:49·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 22 listopada 2014, 08:49
Komfortowo – tak jednym słowem można streścić to auto. Można, ale nie trzeba, bo o Volvo XC60 R-Design warto pisać dużo więcej. Usportowiona wersja tego popularnego SUV-a to samochód, który cieszy oko fanów designu i puszcza je do automaniaków.
Reklama.
Model produkowany od 2008 roku doczekał się młodszego brata. Szwedzki koncern postawił na fabryczny tuning i z ładnego XC60 postanowił zrobić jeszcze ładniejsze XC60 R-Design. I tym samym udowodnił, że marka Volvo kojarzy się nie tylko z bezpieczeństwem, ale i designem z najwyższej półki. Postanowiliśmy przetestować go na własnej skórze.
WYGLĄD
Nieprzypadkowo zaczynam od tej kategorii. W poprzednim teście Toyoty Corolli pisałem już, że – najprościej mówiąc – lubię ładne samochody. Wygląd i design jest dla mnie równie ważny, co właściwości jezdne. I już na pierwszy rzut oka wiedziałem, że polubimy się z XC60 R-Design. Testowany model to nowsza, usportowiona wersja seryjnej XC60 - „młodszy brat” robi dużo lepsze wrażenie.
Volvo XC60 R-Design wygląda luksusowo i komfortowo. I dokładnie takie jest. Mimo że mówimy cały czas o SUV-ie, to, co najbardziej rzuca się w oczy, to sportowy rys nadwozia. Auto – choć duże – wygląda dynamicznie i opływowo. Brak tu „ściętych” elementów, za którymi nie do końca przepadam.
Efektu dopełniają szczegóły, na które można nie zwrócić uwagi za pierwszym razem. To np. matowa obudowa lusterek, chromowana końcówka podwójnego wydechu i dyfuzor, który jest kolejnym elementem z worka o nazwie „jak sportowe”. Szczegółem nie jest za to zmieniony grill obradowanym wymownym znaczkiem R-Design. To właśnie grill – także z chromowanymi wstawkami – wraz z ksenonowymi lampami tworzy połączenie, przy którym ciężko przejść obojętnie.
Jednak to nie on najbardziej przykuwa wzrok - nie tylko kierowcy, ale i przechodniów. Mowa o felgach, które są dopełnieniem sportowego sznytu testowanego auta. Pięcioramienne, sportowe, aluminiowe, 20-calowe felgi to coś, czego po prostu nie sposób tu nie docenić. W standardowej wersji są jednak mniejsze i te konkretne trzeba zamawiać dodatkowo. Warto! Nie bez znaczenia jest jednak fakt, że tak dobrze komponują się właśnie z nadwoziem w kolorze białym. Niestety w tej konfiguracji musimy nastawić się na często wizyty w myjni – zwłaszcza przy gorszej pogodzie.
WNĘTRZE I WYPOSAŻENIE
Wiem, że słowo „komfortowy” pada tu wyjątkowo często, ale najzwyczajniej w świecie pasuje tutaj idealnie. Także w tej kategorii. Wykończenie wnętrza (zbliżone do innych modeli Volvo) powinno spotkać się nawet z uznaniem wyjątkowych sceptyków. Także i w środku nie brakuje motywów, które korespondują ze sportowym zacięciem nadwozia. Pierwsze, na co zwrócimy uwagę, to wyprofilowane, sportowe fotele, na które nie można powiedzieć złego słowa. No może poza ceną, która wzrasta w przypadku, gdy chcemy, by były regulowane całkowicie elektryczne. Opcja wygodna, ale droga – elektrycznie sterowany fotel kierowcy to dodatkowy koszt 3580 zł, pasażera 2210. Ciekawym i wygodnym gadżetem jest także elektryczne otwieranie i zamykanie bagażnika (+2210 zł).
Sportowy charakter ma także obszyta skórą trójramienna kierownica, która oprócz aluminiowej wstawki, ma znany już dobrze znaczek R-Design. Takich wstawek w całym aucie generalnie nie brakuje.
Wykończenie jest solidne, w oczy nie rzucają się elementy niższej jakości. Wzrok wędruje natmiast na ogrom przycisków na przednim panelu – tych jest naprawdę dużo. W efekcie opanowanie wszystkiego ciężko nazwać intuicyjnym. Potrzeba naprawdę sporej serii prób, by zacząć we wszystkim poruszać się płynnie – zwłaszcza w połączeniu z przyciskami na (i wokół) kierownicy. Z czasem jednak nabiera się wprawy i auto obsługuje się „na pamięć”. Szkoda, że w nawigacji zabrakło dotykowego ekranu. Operowanie pokrętłem jest dość mozolne, na szczęście poniżej mamy klawiaturę – to właśnie ona zajmuje sporą część panelu.
Grzechem byłoby powiedzieć, że w środku jest mało miejsca. Dłuższe trasy (m.in. dzięki fotelom) nie stanowią problemu, jedzie się bardzo wygodnie. Niemniej, siadając z przodu można mieć wrażenie, że wielkość auta, które przed chwilą widzieliśmy z zewnątrz, nagle znikła. Nie jest to oczywiście problem, ale jak na SUV-a, mogłoby być go więcej. Czemu? Właśnie dlatego, że to SUV.
Nie w oczy, ale za to w uszy, rzuca się wyciszenie auta. Siedząc w środku, można poczuć się jak w kapsule. Zwłaszcza przyspieszając. Praca silnika i odgłosy z zewnątrz są tłumione naprawdę mocno - pozostaje tylko cieszyć się z jazdy. Dopiero przy wciśnięciu gazu słychać wyjątkowo przyjemny odgłos wchodzenia na większe obroty. O tym jednak za chwilę. Jeśli jesteśmy już przy tym, co "rzuca się w uszy" - to system multimedialny, który docenią fani muzyki w wysokiej jakości. Poza tym, niby dźwiękowy szczegół, ale nie tylko ja zwróciłem na niego uwagę: dźwiek włączonego kierunkowskazu jest nieco za mocny. Plus natomiast za możliwość wyboru trzech motywów kolorystycznych dla wyraźnych, ciekłokrystalicznych zegarów. Każdy znajdzie coś dla siebie: i miłośnik elegancji, i szybszej jazdy.
SILNIK I JAZDA
Testowany model miał pod maską 254-konny benzynowy silnik o pojemności 2.5l, ale do wyboru jest także kilka innych. Dorzucając do tego 6-biegową automatyczną skrzynię biegów (w każdej chwili można przejść na manetki przy kierownicy) prowadzimy auto, które nie ma problemu z komfortowym połykaniem kolejnych kilometrów. I nie tylko ze względu na wyciszenie, o którym wspominałem.
Ewentualne nierówności czy wyboje na drodze nie są w znaczący sposób odczuwalne dla pasażerów. Do 100 km/h przyspiesza w nieco ponad 7 sekund, ale trzymając nogę na gazie, ma się wrażenie, że Volvo aż rwie się do przodu. Wciskając gaz do deski do uszu kierowcy dociera odgłos zmienianych biegów i błyskawiczny zryw auta. To właśnie moc jest jedną z największych zalet tego samochodu (oraz innych szybkich aut). Daje nam pewność, że w razie potrzeby możemy uniknąć niebezpiecznych sytuacji na drodze. Kierowca nie traci cennych sekund, zastanawiając się, „czy zdąży”, na przekór opinii, że szybkie auto wiąże się z głównie wariacką jazdą.
Testowane XC60 R-Design ma także kilka znanych już z Volvo rozwiązań. To m.in. system Lane Departure Warning, który ostrzega przed niekontrolowaną zmianą pasa, Collision Warning - ostrzeganie o ryzyku kolizji (miganiem lub dźwiękiem), BLIS, czyli układ informujący nas za pomocą lampek przy lusterkach o tym, czy nie ma żadnego samochodu w martwym polu i możemy bezpiecznie zmienić pas.
To tylko kilka z naprawdę wielu opcji, które można dokupić. Auto jest wręcz napakowane elektroniką. Nietypowym doświadczeniem jest także korzystanie z tempomatu, który można skonfigurować tak, że auto będzie po prostu prowadzić się samo - to system Cruise Control. Ustawiamy prędkość np. 50km/h, wybieramy odległość od samochodu przed nami, a Volvo będzie od tej pory nie tylko samo jechać, ale i hamować – wszystko za sprawą rozmieszczonych chyba wszędzie czujników. Po kilku takich jazdach naprawdę łatwiej wyobrazić sobie auta, które jeżdżą same. Mimo wszystko, trzeba chyba naprawdę dużo godzin w tym trybie, by mocno mu zaufać.
Spalanie w mieście nie powala na kolana, ale ktoś, kto może sobie pozwolić na samochód z tej półki, raczej nie będzie się tym za bardzo przejmował: ok. 12l/100km. W trasie jest już lepiej, spada o cztery litry.
PODSUMOWANIE
Luksus swoje kosztuje, Volvo XC60 R-Design w tej konkretnej wersji to auto dla młodych i bogatych. Jeśli ktoś szuka samochodu klasy premium, bezpiecznego, luksusowego, ze sportowym zacięciem, i jest gotów przeznaczyć na niego 200-250 tys. złotych (zależnie od opcji), właśnie znalazł mocnego faworyta. Jazda nim to wielka przyjemność, od której naprawdę trudno (i szkoda) się oderwać. A o to przecież chodzi.