
Niebywały przypadek albo gigantyczny pech sprawił, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy ginęły lub rozbijały się kolejne samoloty należące do malezyjskich linii lotniczych z setkami pasażerów na pokładach. Gdy do tego dodamy jeszcze wielką powódź, naturalnie wychodzi nam, że nad Malezją zawisło fatum. Ale nic bardziej mylnego.
REKLAMA
„Bóg karze nas za grzechy”, „Musimy się modlić i błagać o przebaczenie”, „Malezja to współczesny Trójkąt Bermudzki” - takie komentarze coraz częściej pojawiają się w internecie w odpowiedzi na serię tragicznych wydarzeń, jaka w ciągu minionych kilku miesięcy nawiedziła Malezję.
Po ludzku – nie ma w tym nic dziwnego. Choć eksperci przekonują, że angażowanie do największej nawet tragedii czy to zwolenników teorii spiskowej czy samego Boga, jest zwykłą ucieczką przed tym, czego nie potrafimy zrozumieć.
Pierwszy akt dramatu
Na początek dostaliśmy tajemnicą Boeinga 777. Maszyna w barwach linii Malaysia Airlines 370 wystartowała 8 marca z lotniska w Kuala Lumpur. Na pokładzie samolotu znajdowało się 227 pasażerów i 12 członków załogi. Kilka godzin później samolot lecący do Pekinu zniknął z radarów. Znajdował się wówczas nad Morzem Południowochińskim. Później ustalono, że po tym jak boeinga przestały rejestrować radary, leciał jeszcze przez kilka godzin, choć zmienił kurs. Maszyna skręciła w kierunku Oceanu Indyjskiego i – jak donoszą eksperci – niedługo potem runęła właśnie do niego. Do dziś nie odnaleziono żadnych szczątków samolotu. Brak też jakichkolwiek hipotez na temat przyczyn tragedii lotu 370.
Na początek dostaliśmy tajemnicą Boeinga 777. Maszyna w barwach linii Malaysia Airlines 370 wystartowała 8 marca z lotniska w Kuala Lumpur. Na pokładzie samolotu znajdowało się 227 pasażerów i 12 członków załogi. Kilka godzin później samolot lecący do Pekinu zniknął z radarów. Znajdował się wówczas nad Morzem Południowochińskim. Później ustalono, że po tym jak boeinga przestały rejestrować radary, leciał jeszcze przez kilka godzin, choć zmienił kurs. Maszyna skręciła w kierunku Oceanu Indyjskiego i – jak donoszą eksperci – niedługo potem runęła właśnie do niego. Do dziś nie odnaleziono żadnych szczątków samolotu. Brak też jakichkolwiek hipotez na temat przyczyn tragedii lotu 370.
Drugi akt dramatu
Świat nie ochłonął jeszcze po marcowym dramacie, gdy przyszło mu zmierzyć się z kolejnym. I znów w roli głównej wystąpił malezyjski samolot. I znów był to boeing Malaysia Airlines. Samolot został zestrzelony 17 lipca w trakcie lotu nad ogarniętą wojną domową Ukrainą.
Świat nie ochłonął jeszcze po marcowym dramacie, gdy przyszło mu zmierzyć się z kolejnym. I znów w roli głównej wystąpił malezyjski samolot. I znów był to boeing Malaysia Airlines. Samolot został zestrzelony 17 lipca w trakcie lotu nad ogarniętą wojną domową Ukrainą.
Zdaniem USA i władz w Kijowie winę za tragedię lotu 17 ponoszą prorosyjscy separatyści. Boeing miał zostać trafiony rakietą ziemia-powietrze. Rosja natomiast wszystkiemu zaprzecza i twierdzi, że za tragedię odpowiedzialne są siły ukraińskie. Zginęło 283 pasażerów, z czego 80 dzieci, i 15 członków załogi. Szczątki ofiar zostały rozrzucone w promieniu 35 kilometrów od miejsca katastrofy.
Trzeci akt dramatu
Na kolejną odsłonę malezyjskiego dramatu nie musieliśmy długo czekać. Airbus A320-200 należący do linii lotniczych AirAsia stracił kontakt z malezyjskimi kontrolerami lotów w niedzielę 28 grudnia, 24 minuty po północy – nieco ponad czterdzieści minut po starcie z miasta Surabaya i na godzinę przed planowanym lądowaniem w Singapurze. Wiadomo jedynie, że piloci wcześniej prosili o zmianę trasy lotu chcąc uniknąć ciężkich warunków pogodowych. Nadal trwa akcja poszukiwawcza maszyny, na pokładzie której znajdowały się 162 osoby.
Na kolejną odsłonę malezyjskiego dramatu nie musieliśmy długo czekać. Airbus A320-200 należący do linii lotniczych AirAsia stracił kontakt z malezyjskimi kontrolerami lotów w niedzielę 28 grudnia, 24 minuty po północy – nieco ponad czterdzieści minut po starcie z miasta Surabaya i na godzinę przed planowanym lądowaniem w Singapurze. Wiadomo jedynie, że piloci wcześniej prosili o zmianę trasy lotu chcąc uniknąć ciężkich warunków pogodowych. Nadal trwa akcja poszukiwawcza maszyny, na pokładzie której znajdowały się 162 osoby.
Co ciekawe, niemiecki Allianz oficjalnie już potwierdził, że był głównym ubezpieczycielem samolotu linii AirAsia. Firma ubezpieczała także lot MH370 Malaysia Airlines i lot MH17. To, zdaniem co bardziej podejrzliwych, znów niewiarygodny przypadek...
Małgorzata Gołota: Kilka wielkich tragedii w tak krótkim czasie. Jeden kraj, jeden ubezpieczyciel. To wystarczy, by wytłumaczyć zabobonny lęk, który powoli zaczyna budzić się w społeczeństwie?
Dr Konrad Maj, psycholog społeczny: Ludzie doszukują się w mechanizmach działania świata pewnego wzoru. To typowa cecha ludzkości. Odzywa się zwłaszcza wtedy, gdy mowa o zjawiskach czy wydarzeniach, które trudno zrozumieć. Bo przypadek tych trzech katastrof lotniczych jest istotnie niebywały. Trudno wierzyć w takie przypadki, choć one naprawdę się zdarzają.
Musimy zatem uwierzyć w przypadki?
Nie do końca. To potrzeba pewnego uporządkowania wydarzeń. Przyczyna ma zawsze skutek a skutek ma zawsze przyczynę. Kiedy trudno go znaleźć, w naturalny sposób pojawia się poczucie pewnej niepewności a razem z nim na scenę wkraczają albo teorie spiskowe albo siły nadprzyrodzone. Ludzie tym łatwiej w nie wierzą, jeśli nie znają ani istoty tych katastrof ani nie wiedzą tego, jak trudno jest znaleźć taką maszynę. Wydaje się nam, że skoro samolot jest duży to powinno się go szybko namierzyć w całości lub chociaż w częściach. Zwłaszcza, że tyle mówi się o nowoczesnych technologiach. Naturalną tego konsekwencją jest przekonanie, że dzięki nim ludzkość może wszystko. A jak nie może, to znaczy, że coś nieludzkiego a boskiego odegrało w danej sprawie dużą rolę.
Nie do końca. To potrzeba pewnego uporządkowania wydarzeń. Przyczyna ma zawsze skutek a skutek ma zawsze przyczynę. Kiedy trudno go znaleźć, w naturalny sposób pojawia się poczucie pewnej niepewności a razem z nim na scenę wkraczają albo teorie spiskowe albo siły nadprzyrodzone. Ludzie tym łatwiej w nie wierzą, jeśli nie znają ani istoty tych katastrof ani nie wiedzą tego, jak trudno jest znaleźć taką maszynę. Wydaje się nam, że skoro samolot jest duży to powinno się go szybko namierzyć w całości lub chociaż w częściach. Zwłaszcza, że tyle mówi się o nowoczesnych technologiach. Naturalną tego konsekwencją jest przekonanie, że dzięki nim ludzkość może wszystko. A jak nie może, to znaczy, że coś nieludzkiego a boskiego odegrało w danej sprawie dużą rolę.
I wtedy powstaje raj dla amatorów teorii spiskowych...
Tak. I one trwają póki się takiej tragedii jakoś logicznie nie wyjaśni, np. nie wskaże na błąd pilota, nie znajdzie i nie zbada wraku. Ludzie takim teoriom ulegają, bo budzą w nich nadzieję i podtrzymują wiarę, że – jeśli mowa o rodzinach ofiar – ich bliscy jednak gdzieś tam żyją i kiedyś do nich wrócą. Takie teorie mogłyby mieć mniejsze szanse, gdyby np. między tymi tragediami na świecie, w innej jego części wydarzyło się coś, co dorównywałoby im skalą. Inny dramat, inna katastrofa. To byłoby przełamanie malezyjskiego fatum.
Tak. I one trwają póki się takiej tragedii jakoś logicznie nie wyjaśni, np. nie wskaże na błąd pilota, nie znajdzie i nie zbada wraku. Ludzie takim teoriom ulegają, bo budzą w nich nadzieję i podtrzymują wiarę, że – jeśli mowa o rodzinach ofiar – ich bliscy jednak gdzieś tam żyją i kiedyś do nich wrócą. Takie teorie mogłyby mieć mniejsze szanse, gdyby np. między tymi tragediami na świecie, w innej jego części wydarzyło się coś, co dorównywałoby im skalą. Inny dramat, inna katastrofa. To byłoby przełamanie malezyjskiego fatum.
Tylko, że nie chodzi tylko o teorie spiskowe. „Bóg doświadczył nas za grzechy”, „Czas byśmy zjednoczyli się w modlitwie” - komentarze samych Malezyjczyków. Z kolei jeden z polskich marketingowców napisał dziś na Twitterze: „Coś mi się wydaje, że Malezja stała się współczesnym Trójkątem Bermudzkim”. Podobne głosy słychać na całym świecie...
To nie pierwszy raz, kiedy jakieś nieszczęście interpretuje się w kategoriach boskich. Najczęściej w takich okolicznościach pojawia się takie przekonanie, że Bóg chce nas przestrzec przed złą drogą, którą podążamy i ukarać za zło, które wyrządziliśmy. To w pewnym sensie także skutek tego, że żyjemy w powszechnym przekonaniu o złym świecie i o tym, że to zło przybliża nas tylko do apokalipsy.
Ale dlaczego nigdy nie widzimy dobrych rzeczy, które można by zinterpretować jako boską pochwalę?
Nie ma w mediach spektakularnych zjawisk pozytywnych.
Nie ma ich czy po prostu nie są pokazywane?
Nie ma pozytywnej alternatywy dla tak spektakularnych negatywnych wydarzeń za jakie można uznać wybuch wulkanu czy tsunami. Widok pięknego, spokojnego wodospadu ani rangą ani właśnie tą spektakularnością wspomnianym kataklizmom nie dorównuje. Inną sprawą jest, że skala zła, jakie co dzień obserwujemy na świecie jest tak duża, że we wszystkim upatrujemy końca świata. To jest zresztą często wygodniejsze niż przyjęcie, że za daną katastrofą stał zwykły ludzki błąd.
Myśląc ludzkimi kategoriami zatem – trzeba liczyć się z wybuchem antymalezyjskich fobii?
Do Malezji niestety przylgnie teraz etykieta mentalnego fatum. To znaczy, że po tych trzech katastrofach cały czas będziemy wypatrywać kolejnych. Kraj sam w sobie będzie musiał się z tym fatum borykać. Z takim samym ostrożnym stanowiskiem mieliśmy do czynienia po atakach na World Trade Center w 2001 r. Ludzie wtedy nagle przestali chcieć odwiedzać Nowy Jork czy po tsunami na Filipinach. Tak samo dzieje się gdy w jakiejś kawiarni, kinie dojdzie do zamachu albo porwania. Przez jakiś czas ludzie po prostu nie chcą tam chodzić.
Przez jakiś czas to znaczy?
Przez jakiś czas to znaczy?
To wszystko zależy od tego jaką linię postępowania obiorą media, władze Malezji i przedstawiciele linii lotniczych pod banderą których latały feralne samoloty. Im bardziej będzie przemyślana i konsekwentna w sposobie rozprawiania się z tymi zabobonnymi lękami, tym szybciej zapanuje spokój. Ludzie będą obserwować to, co się dzieje, ale prawdopodobnie tylko Ci najbardziej przesądni będą Malezję omijać szerokim łukiem. Ci, którzy zachowają rozsądek, nie ulegną temu fatum. Z czasem wszystko się wytonuje.
Tak jak w Polsce po katastrofie smoleńskiej?
Dokładnie, chociaż u nas zabrakło trochę siły i przekonania w tej anty-zabobonnej polityce. Ale przez to, że wrak badało kilka zespołów, że mieliśmy wgląd do stenogramów, że widzieliśmy raporty, dziś zwolenników teorii o zamachu jest w Polsce coraz mniej.
Dokładnie, chociaż u nas zabrakło trochę siły i przekonania w tej anty-zabobonnej polityce. Ale przez to, że wrak badało kilka zespołów, że mieliśmy wgląd do stenogramów, że widzieliśmy raporty, dziś zwolenników teorii o zamachu jest w Polsce coraz mniej.
