
Posłanka PiS Małgorzata Gosiewska "rozważa kroki prawne" przeciwko "Super Expressowi" za publikację o rzekomej awanturze z jej udziałem na lotnisku w Charkowie. "Jedyne, co się zgadza, to to, że faktycznie spóźniłam się pięć minut na odprawę" – przekonuje.
REKLAMA
Z informacji "SE" wynika, że parlamentarzystka pod koniec grudnia spóźniła się na odprawę i próbowała wstrzymać lot. Według informatorów tabloidu była pod wpływem alkoholu i wdała się w kłótnię z obsługą lotniska. "Oboje byli pijani, jakby przyjechali prosto z imprezy. Krzyczeli do obsługi: 'My, Polacy, wam tutaj pomagamy, a wy nie chcecie nam lotu wstrzymać?!'. Wyglądało to naprawdę niezręcznie, szczególnie że robiły to osoby - wydawałoby się – "na poziomie" – potwierdził w rozmowie z portalem Gazeta.pl inny ze świadków zdarzenia.
Co na to sama zainteresowana? Zaprzecza, by imprezowała, choć wcześniej w komentarzu dla "SE" przyznała, że miała za sobą "jedno piwo". "Każdy, kto mnie zna, wie, że pod wpływem alkoholu mnie nikt nie widział. Nie nadużywam alkoholu, nie mam w zwyczaju tego robić. A już szczególnie będąc gdzieś na dalekim wyjeździe i wykonując swoje obowiązki" – stwierdza.
"Jeśli z miejsca noclegowego trzeba wyjść przed piątą, to tak naprawdę człowiek nie kładzie się już spać. To jest nie ranek, tylko przedłużenie nocy – ostatnie rozmowy, ostatnie pożegnania" – w ten sposób odnosi się zaś do wcześniejszego wytłumaczenia.
Posłanka PiS zapewnia też, że jest wyczulona na "wschodnią gościnność" i nie pozwoliłaby sobie na nadużywanie alkoholu. "Zawsze wszystkich na tę sprawę uczulałam, m.in. gdy organizowałam misje obserwacyjne polskiego Sejmu do Gruzji. Po wielokroć mówiłam, jak Wschód jest gościnny i jak bardzo należy na tę gościnność uważać, i jak bardzo być asertywnym. I ja tę asertywność zawsze miałam" – zaznacza.
Źródło: Gazeta.pl
