– Nieprawda, nie widuję się praktycznie z panią premier – odpowiada pytana o rewelacje, że doradza Ewie Kopacz w sprawach wizerunku. Niewielu przekona. Co prawda do "szarej eminencji" sporo jej brakuje, ale w kobiecym środowisku PO cieszy się pozycją silniejszą, niż którakolwiek dziennikarka. W dużej mierze za sprawą członkostwa w Klubie 22 – elitarnym towarzystwie kobiet polityki, biznesu, kultury i sztuki.
Za Boną i Szymborską
10 lat temu miesięcznik "Home&Market" przygotował ranking 50 najbardziej wpływowych kobiet w Polsce. Janina Paradowska zajęła drugie miejsce, tuż za koleżanką - Henryką Bochniarz. W tym samym czasie "Polityka" opublikowała listę wpływowych kobiet wszechczasów, którą ułożyli czytelnicy. Tutaj dziennikarka była 23, a wyprzedziły ją m.in. Skłodowska-Curie czy Szymborska. Dziś w każdym podobnym zestawieniu nazwisko Paradowska nie spada niżej. Dlaczego?
– Doświadczony publicysta wywiera istotny wpływ na polityków i na zwykłych ludzi. Janina niewątpliwie taki wpływ ma. Wiele osób, także w polityce, uważnie słucha jej poglądów i się z nimi liczy – mówi w rozmowie z naTemat Jacek Żakowski z "Polityki".
Ostatnio jego słowa potwierdziły się w zaskakujący sposób. Jak napisał "Newsweek" powołując się na źródła w PO, Paradowska jest "nieformalnym wicepremierem" w rządzie Ewy Kopacz. Taką łatkę przypięto jej ze względu na to, że premier liczy się ze zdaniem publicystki i chętnie korzysta z jej rad.
Szczegółów tego doradztwa nie ujawniono, a sama zainteresowana pytana przez naTemat zaprzeczyła, by w ogóle miało miejsce. To jednak nie zamyka sprawy, tym bardziej, że ledwie kilka dni temu jej nazwisko też pojawiło się w politycznym kontekście. Paradowska gościła na imprezie, którą z okazji pożegnania z polityką zorganizował Sławomir Nowak. Dziennikarze innych redakcji byli oburzeni, że utrzymuje prywatne kontakty z politykiem, w dodatku skompromitowanym "aferą zegarkową".
"Masonerki"
Paradowska nie chce rozmawiać o tym, czy i skąd zna Kopacz i Nowaka oraz jak wyglądają ich relacje. Wskazówkę do odczytania jej pozycji w kręgach politycznych - przede wszystkim kobiecych - dał wywiad dla "Vivy" sprzed kilku lat. Zapytana, czy ma przyjaciół, wskazała na grupę "bardzo życzliwych koleżanek" z Klubu 22. Chodzi o grono najbardziej wpływowych kobiet w Polsce, które od 17 lat spotykają się i dyskutują na różne tematy. Niektórzy mówili o nich, że to "babska masoneria".
Dziennikarka "Polityki" jest jedną z bardziej aktywnych klubowiczek. Obok niej na liście członkiń były i są m.in. Henryka Bochniarz, Hanna Suchocka, Nina Terentiew, Magdalena Środa, Małgorzata Niezabitowska, Olga Lipińska, Bożena Walter i Irena Eris. W klubie Paradowska spotkała również kobiety działające w polityce, w tym prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz i obecną minister nauki Lenę Kolarską-Bobińską.
– Jest nas koło 30. To jest takie przyjemne towarzystwo dyskusyjne. My się żywo interesujemy polityką, ale nie jesteśmy klubem politycznym. Nigdy niczego nie uzgadniamy, nie występujemy jako całość – mówi naTemat Olga Krzyżanowska, była posłanka, również członkini.
Przekonuje, że to w klubie mogła rozwinąć się znajomość Paradowskiej i premier Kopacz. – Była u nas jeszcze jako minister zdrowia. Później też jako premier, chyba kilka miesięcy temu. Nie mówimy do niej "premier", jesteśmy po imieniu. Zresztą, bywali u nas wszyscy premierzy po kolei – dodaje.
Przyjaciółka
Nie oznacza to rzecz jasna, że dziennikarka "Polityki" doradza szefowej rządu. Trudno jednak nie zauważyć, że Kopacz w jej tekstach traktowana jest szczególnie. Kiedy Paradowska recenzowała skład nowego rządu, podkreślała, że "najsilniejszym punktem jest pani premier", że to "fundamentalna zmiana: inna osobowość, inny sposób uprawiania polityki". To ona była też autorką bardzo pozytywnej w wymowie sylwetki nowej premier w "Polityce". Znalazł się w niej taki fragment:
Paradowska chętnie dzieli się też uwagami technicznymi dotyczącymi wizerunku Kopacz. Pisała chociażby, że premier powinna zrezygnować z organizacji konferencji prasowych w ścisku, gdzie "grono nacierających dziennikarzy zmusza ją do nieustannego kręcenie głową i powoduje, że słabo słyszy zadawane pytania".
Jeśli krytykuje, to raczej rząd i jego otoczenie niż osobę premier. "Gabinet Ewy Kopacz jest właściwie niewidoczny – nie tylko dlatego, że przesłoniły go wizerunkowe błędy otoczenia pani premier. Jest rząd, a jakby go nie było” – napisała właśnie w cotygodniowym komentarzu dla "Polski the Times".
Jeden z moich rozmówców przypomina, że podobnie łaskawa była w swojej publicystyce dla Jolanty Kwaśniewskiej, kiedy spekulowano, że była Pierwsza Dama może wystartować w wyborach prezydenckich. Nie jest wielką tajemnicą, że panie się znają i lubią. Trudno powiedzieć, czy ta znajomość była w tekstach odsuwana na bok, czy właśnie ze względu na nią Paradowską lansowała Kwaśniewską jako kandydatkę na prezydenta.
Zapewne w przypadku Kopacz i innych polityków PO podobne pytania będą się pojawiać coraz częściej. – W którym momencie kończy się normalna relacja między profesjonalistami, dziennikarzem i politykiem? To jest bardzo cienka granica. Trzeba na to wyjątkowo uważać. Na pewno przyjęcie funkcji doradcy Kopacz byłoby przekroczeniem granicy. Ale nie sądzę, by Janina to zrobiła – podkreśla Jacek Żakowski.
Reklama.
Olga Krzyżanowska
Znam Janinę Paradowską od 1989 roku i muszę powiedzieć, że jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co mówi i pisze o polityce. To jest bardzo rozsądne, oparte na wiedzy, a jednocześnie żywe. Jeśli chodzi o to, gdzie bywa i z kim się spotyka, to jest to jej osobista sprawa. Jako człowiek polityki ma prawo bywać wszędzie.
Nawet teraz, mieszkając w Domu Poselskim, w dość marnym i dusznym niby-apartamenciku (nigdy, wzorem większości posłów, nie wynajęła mieszkania), wieczorami wyjmuje miednicę i pierze, aż do ostatecznego zmęczenia. To ją uspokaja. W portrecie kobiecym Ewy Kopacz muszą się jeszcze zmieścić: brak wyrazistszego makijażu, buty na bardzo wysokich obcasach (nawet trasę Marszu Niepodległości w takich przemierzyła wraz z prezydentem Komorowskim, a o stanie swoich nóg po jego zakończeniu rozmawiać specjalnie nie chce) oraz wiszące, choć raczej skromne kolczyki. Strój obowiązkowy – kostium, garsonka, stonowane kolory, brak ekstrawagancji, nie licząc trochę fantazyjnie wiązanych apaszek, które pojawiły się niedawno.