"Prezydent Niemiec ustępuje i wyznacza standardy" - napisał po rezygnacji Christiana Wulffa portal Fronda.pl. Oby tylko nigdy nie dotarły one do Polski, bo wyznaczanych przez niemiecką politykę powinniśmy obawiać się, jak ognia. To co od lat obserwujemy za Odrą przypomina bowiem raczej wszelkich standardów upadek. Okoliczności ustąpienia obecnego prezydenta tylko to potwierdzają.
Źle się dzieje w państwie, w którym drugi prezydent z kolei ustępuje przed końcem kadencji. I to też w atmosferze skandalu. Może nikt już tego nie pamięta, ale Horst Kohler zrezygnował z urzędu wkrótce po tym, gdy wysnuł plany sprzecznego z konstytucją użycia Bundeswehry do zabezpieczenia niemieckich interesów gospodarczych.
Interes gospodarczy jest bowiem tym, o czym niemieccy politycy myślą przede wszystkim. A niemiecki interes gospodarczy, to dla nich najczęściej taki, który obok korzyści dla państwa daje również coś temu, kto go bezpośrednio ubija. To interes gospodarczy kierował Gerhardem Schroederem, gdy wbrew połowie Europy decydował się na strategiczną współpracę z Kremlem. Niemcy dostali rosyjski gaz, Schroeder pracę w Gazpromie.
Cóż - jeśli nie tak samo ważne pobudki - musiało kierować jego poprzednikiem Helmutem Kohlem, gdy za 85 mln marek przelane na konto w Szwajcarii francuskiemu koncernowi Elf Aquitaine udało się przekonać CDU do prywatyzacji rafinerii w Leunie. Pieniądze podobno pomogły zapewnić spokój w podzielonej wówczas partii i przeprowadzić kolejne zwycięskie wybory. Podobno, bo z archiwum rządu nagle zniknęły wszystkie dokumenty w tej sprawie.
Szczytem upadku standardów panujących w niemieckiej polityce jest jednak afera Christiana Wulffa. Jako prezydent nie zrobił właściwie nic złego, bo jako prezydent Niemiec nic zrobić nie mógł. Jego kompetencje to być może nawet mniej, niż pilnowanie żyrandoli. Większość ciążących na nim grzechów dotyczy czasów, gdy był premierem landu Dolna Saksonia. To wtedy zasłużył sobie na te wszystkie wyrazy wdzięczności niemieckiego biznesu - niezwykle korzystne kredyty, darmowe wakacje w rezydencjach biznesmenów na całym świecie. W jaki sposób? To zamierza zbadać prokuratura w Hannoverze, która wczoraj złożyła wniosek o pozbawienie go immunitetu, co przypieczętowało decyzję o dymisji.
Choć w porównaniu ze wspomnianymi wyżej, wydaje się on wręcz drobnym krętaczem. Wystawił się za odrobinę darmowego luksusu, kombinował tylko dla siebie i jak drobni krętacze nieumiejętnie zacierał po sobie ślady. Na dymisję Christiana Wulffa wszyscy czekali już przecież wtedy, gdy wyszło na jaw, że próbował wstrzymać publikację artykułu na temat swoich kredytów. Redaktor naczelny "Bilda" nie przestraszył się jednak awanturującego się do słuchawki prezydenta.
- Nie chciałby być prezydentem kraju, w którym nie można już pożyczyć pieniędzy od znajomego - powiedział wtedy w specjalnym wywiadzie udzielonym ARD i ZDF. Dodając, że popełnił błąd, ale nie zamierza rezygnować, bo sprawuje urząd z przyjemnością.
Oto standardy niemieckiej polityki. "Przypomnijmy, że niemiecki prezydent złożył urząd z powodu zarzutów, które w Polsce politycy zbywają wzruszeniem ramion" - pisze o tym wszystkim polska prawica. Czy ktoś jest jednak w stanie przypomnieć, kiedy polski prezydent, czy premier z podobnymi zarzutami musiał się w ogóle zmierzyć?