Majówka, jest piękna pogoda. Idziemy na spacer do parku lub na piknik zaczerpnąć wreszcie trochę świeżego powietrza. Głęboki wdech i... jedyne co czujemy, to dym z papierosów spacerujących obok, pana na ławeczce i mamy pilnującej dzieci na huśtawkach. Bo ten zapach jest wciąż wszędzie tam, gdzie nie zabroniono mu wstępu. Może zatem tej wiosny najwyższy czas odebrać mu prawo bytu?
Wiosna w pełni. Rozkwitają kolejne drzewa i krzewy. Ich piękno powinno być ucztą nie tylko dla oczu, ale i węchu. Niestety, w parku w przeciętnym polskim mieście nie mamy na to większych szans. Mnóstwo z odwiedzających je spacerowiczów przychodzi tam ze swoim ulubionym "odświeżaczem powietrza", czyli papierosem. W długi weekend widok spacerujących z fajką w ręku to wręcz zmora każdego zielonego zakątka. Widok, który zresztą lepiej oglądać z daleka, bo nie tylko o nieprzyjemny zapach tu chodzi. Tysiące Polaków co roku umiera na nowotwory wywołane przez tytoń, choć nigdy w życiu nie paliło. Zabijają ich bowiem bliscy, znajomi i nieznajomi, którzy na każdym kroku muszą zaznaczyć swoją obecność dymem.
- 70 tys. osób umiera w Polsce przedwcześnie z powodu palenia tytoniu, kolejne 8 tys. to osoby niepalące. To są ogromne straty w ludziach, w społeczeństwie - mówił niedawno naTemat dr Łukasz Balwicki z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, a zarazem przedstawiciel Polskiego Towarzystwa Programów Zdrowotnych od lat walczącego o ograniczenie liczby osób palących w naszym kraju. Wielu palaczy nic sobie z tych dramatycznych danych jednak nie robi i wszystkie błagania osób, by zgasili papierosa w miejscu publicznym zbywa krótką ripostą: powietrze jest przecież za darmo i dla wszystkich. Jeżeli nie palisz i nie masz ochoty wdychać dymu w parku, idź sobie gdzie indziej, bo palaczowi najlepiej papieros smakuje akurat tu.
Obrazek z dobiegającego właśnie końca długiego weekendu w Gdańsku. Skwer w samym centrum, jedno z najładniejszych i najpopularniejszych miejsc spotkań w mieście. Sześć spośród ośmiu ustawionych dokoła pomnika astronoma Jana Heweliusza ławek zajmują palacze. Niepalący nie ma szans przetrwać. Choć dookoła krzewy, a tuż obok urokliwy kanał, w powietrzu nie czuć nic poza dymem papierosowym. A wśród palących cały przekrój społeczeństwa. Od bezdomnego, przez parę turystów i parkę zakochanych młodych ludzi, po matkę z dzieckiem w wózku.
Latem podobnie można się "delektować świeżym" powietrzem nad morzem. Choć na strzeżonych kąpieliskach teoretycznie nie powinno się palić, przepisu tego nie przestrzega tak wielu plażowiczów, że ratownicy musieliby na dobre przestać pilnować kąpiących się, by go egzekwować. To niepalący uciekają na dzikie plaże, a nie palacze wychodą tam na na chwilę dymka.
Jak pokazuje przykład zakazu palenia w lokalach gastronomicznych i na przystankach, palacze mają w głębokim poważaniu nawet przepisy rangi ustawowej. W połowie kwietnia naTemat sprawdzało, jak po roku od wprowadzenia restrykcji jest tak naprawdę z przestrzeganiem zakazu palenia wprowadzonego przez Sejm. "Sobota wieczór, w jednym z modnych warszawskich klubów - 1500 m kw. do wynajęcia - trwa impreza. Jest koncert. I mimo zakazu palenia, młodzi ludzie palą pod sceną. Nasza redakcyjna koleżanka trzy razy prosi barmana o interwencję. Niestety, sytuacja nie zmienia się. Czasem ktoś podejdzie zwrócić uwagę, ale mało stanowczo" - oto brutalna rzeczywistość, jaką zastaliśmy w większości polskich miast. A teraz, im pogoda bardziej sprzyja wypadom plenerowym, tym częściej dym rozprzestrzenia się wszędzie.
Wielu tych, którzy wykłócają się o możliwość puszczenia dymka w klubie czy restauracji na świeżym powietrzu czuje się bowiem jeszcze pewniej, podkreślając, że tu nie łamie już żadnego prawa. Co nie jest zabronione, jest przecież dozwolone. Ale papieros w lokalu czy na przystanku to przecież wciąż norma, więc wzywanie władz do wprowadzenia kolejnych zakazów wydaje się mijać z celem. Komentując brak efektów wprowadzenia nowego prawa socjolog Kazimierz Krzysztofek stwierdził w rozmowie z naTemat, że trzeba czasu, by ludzie zaczęli je przestrzegać. Lekarze biją tymczasem na alarm, że tego czasu nie ma, bo chodzi nie tylko o estetykę miast, ale po prostu ludzkie - nasze - życie.
- Trzeba pamiętać, że aż 9-10 milionów Polaków wciąż pali. To ok. 30 proc. całego dorosłego społeczeństwa. Absolutnie nie można powiedzieć, że świadomość jest na tyle wysoka, by problem został wyeliminowany - mówił dr Łukasz Balwicki. Być może klucz do rozwiązania obecnego stanu rzeczy nie leży jednak w rękach palaczy. Skoro jest ich tylko około dziesięć milionów, to znaczy, że swoim nałogiem męczą większość z nas. Znaczną większość, bo prawie 70 proc. społeczeństwa, które nie gustuje w papierosach.
Może zatem nadszedł czas, by dać do zrozumienia palaczom, że są w mniejszości i gdy większość chce korzystać z tego, co wspólne - przestrzeni miejskiej czy parku - to oni muszą sobie znaleźć jakieś inne miejsce.
A jak Wy sądzicie? Wprowadzamy nową modę na nie palenie i zaczynamy głośno zwracać uwagę palaczom, że nam przeszkadzają dmuchając dymem prosto w twarz? Czy może większość powinna siedzieć cicho i czekać, aż miłośnicy tytoniu sami zrozumieją, że przeszkadzają i szkodzą innym?
Reklama.
Łukasz Balwicki
lekarz , Polskie Towarzystwo Programów Zdrowotnych
Trzeba pamiętać, że aż 9-10 milionów Polaków wciąż pali. To ok. 30 proc. całego dorosłego społeczeństwa. [...]
70 tys. osób umiera w Polsce przedwcześnie z powodu palenia tytoniu, kolejne 8 tys. to osoby niepalące. To są ogromne straty w ludziach, w społeczeństwie. CZYTAJ WIĘCEJ
Kazimierz Krzysztofek
socjolog, o przestrzeganiu zakazu palenia
W socjologii występuje coś takiego, jak opóźnienie kulturowe. Kiedy pojawia się np. nowe prawo, na początku występuje opóźnienie w jego wdrażaniu. I tu niewątpliwie mamy tego przykład. Unormuje się to, gdy zakaz będzie egzekwowany przez państwo. Teraz, najwyraźniej, tego nie ma. CZYTAJ WIĘCEJ