Kiedyś sprzedawał kredyty, dziś zawodowo wyciąga klientów z długów frankowych. Krzysztof Oppenheim zdradza kilka patentów, którymi można poskromić bank i kredyt we franku.
Po wzroście notowań franka szwajcarskiego wielu kredytobiorców ma za sobą nieprzespaną noc. W jakiej sytuacji są klienci banków mający dziś do spłaty więcej niż warte są ich mieszkania?
Krzysztof Oppenheim: Paradoksalnie im gorzej tym lepiej. Bo w najlepszej sytuacji są osoby, u których po umocnieniu się w szwajcarskiej waluty saldo kredytu jest znacznie wyższe niż wartość nieruchomość. Im opłaca się dziś natychmiast rzucić pracę i złożyć wniosek o upadłość konsumencką.
Tak po prostu?
Według nowych przepisów o upadłości konsumenckiej mieszkanie wejdzie do masy upadłościowej. Po jego sprzedaży były właściciel otrzyma pieniądze na wynajem podobnego lokalu na okres 12-24 miesięcy. Moja rada, na dziś dla kogoś kto czuje, że nie uciągnie podwyżki: zamiast raty, która rujnuje domowe finanse weźcie te pieniądze na życie.
Trzeba jednak oddać cały majątek osobisty, np. samochód, dla wielu to zbyt wiele.
Znam te przypadki. Aby zebrać na frankową ratę brnęli w kolejne pożyczki, w efekcie mam kilka spraw w których na hipotece mieszkania wartego 300 tys. siedzą dwa banki , windykator i firma pożyczkowa, a długi opiewają na pół miliona
Co wtedy?
Staram się przekonać bank aby zaspokoił swoje roszczenia ze sprzedaży mieszkania. Jeśli jest warte 300 tys. to dziś uda się je szybko sprzedać za 280 tys. zł. Wiele instytucji powinno być w stanie rozliczyć resztę jako stratę. Nazywa się to restrukturyzacją i powinno prowadzić do dostosowania spłaty rat do możliwości klienta i minimalizowania strat banku.
Udaje się?
W wielu przypadkach tak, bo jeśli do sprawy włączy się komornik to zabierze dla siebie dodatkowe 15 proc. jako swoje wynagrodzenie. Bank straci, a klient pozostanie z niespłaconym do końca długiem na lata. Dlatego w takich sprawach klient i bank ostatecznie są skazani na dogadanie się.
W przypadkach gdy saldo kredytu walutowego znaczenie przekracza wartość nieruchomości banki żądają dodatkowych zabezpieczeń, np. wejścia na hipotekę innej działki, poręczenia kogoś z rodziny
Uważam, że trzeba rozmawiać twardo. Jeden kredyt w CHF to nie jest powód, dla którego ktoś musiałby zastawiać cały dorobek, swój i rodziny, stając się niewolnikiem franka na 40 lat. Banki też muszą przyjąć trochę odpowiedzialności na barki. Do tej pory ich praca była bardzo bezstresowa. Pożyczali pieniądze komu się dało. Nie mogą teraz mówić, że cała wina obciąża klientów, którym nie udało się przetrwać i spłacać rat. Na zdrowy rozsądek, jeśli pożyczałby Pan pieniądze przechodniom 100-złotówki, a ci nie oddawaliby to do kogo powinno się mieć pretensje?
Ile powinno być odpowiedzialności klienta, a ile banku?
Banki nie mogą rujnować swoich klientów, a już na pewno nie w takiej skali jak się teraz wylicza - 260 tys. zagrożonych kredytów, i kilkadziesiąt tysięcy potencjalnych bankrutów. Powinni ponieść odpowiedzialność za produkty które sami stworzyli. Tak jak Toyota wymieniała kiedyś hamulce w tysiącach samochodów, tak polscy bankowcy powinni przyznać, że kredyt denominowany we franku szwajcarskim po kursie 2 zł. to był produkt bez hamulców. Bo co będzie jeśli z niezawinionych przez klientów przyczyn frank będzie kosztował 10 zł?
Największe banki informowały już, że w ostatnim roku wypowiadały od kilkunastu do kilkudziesięciu umów kredytowych. W jakieś sytuacji są tacy kredytobiorcy?
I tu znowu ciekawa sprawa. Wystawiając tytuł egzekucyjny bank musi wpisać kwotę długu w złotówkach. Wiemy już z kilku toczących się spraw sądowych, że banki muszą przeliczyć dług po kursie w dniu zaciągnięcia kredytu. Potwierdził to sąd w Szczecinie, opierając się na fakcie, iż wypłacając kredyt bank przelewał deweloperowi czy sprzedawcy mieszkania złotówki, a nie szwajcarską walutę. Reszta: spready, prowizje i oprocentowanie to gra rynkowa. Oznacza to, że przy ewentualnej windykacji klienci mają prawo spierać się o kwotę długu.
Po czyjej stronie stanie sąd?
Nawet w mediach pojawiło się wystarczająco wiele dowodów nieprofesjonalnego działania doradców i firm finansowych. Sądy ugną się pod ciężarem opinii publicznej. Nie może być tak, że całe ryzyko ma być przesunięte na klientów. Banki też powinny dążyć do minimalizowania strat, a nie doprowadzania do ruiny każdego komu powinie się noga. Są wręcz zobowiązane do pomocy kredytobiorcy w takiej sytuacji.
Czy "frankogeddon" zrujnuje klasę średnią?
Bilet do lepszego świata okazał się bardzo drogi. Wiele grup zawodowych wypadło z rynku, na przykład fotografowie prasowi. Bo każdy przechodzień ma w komórce aparat i media publikują sporo takich nagrań. Trudno oskarżać fotografów, że jakiś czas temu przeszacowali swoje możliwości finansowe. Ja na przykład kilka lat temu pośredniczyłem w sprzedaży kredytów, ale po kryzysie finansowym obroty spadły o 80 procent. Dziś zajmuję się zawodowo wyciąganiem ludzi długów. Sprzedażą i zamianą zadłużonych mieszkań.