Politycy Fidesz, czyli rządzącej partii Viktora Orbana, stanęli na głowie, by uniemożliwić sprzedaż tabletki antykoncepcyjnej "po" bez recepty. Aby tego dokonać, w ciągu kilu dni zmienili ustawę dotyczącą prawa farmaceutycznego. Było to możliwe, ponieważ stanowią większość w parlamencie.
Urzędnicy europejscy potwierdzają, że żaden kraj członkowski nie zostanie zmuszony do sprzedawania tabletek ellaOne jeśli będzie podstawa prawna do wydawania tej formy antykoncepcji na receptę. I tak właśnie zrobili węgierscy politycy.
Nad zatwierdzeniem możliwości sprzedaży ellaOne bez recepty zastanawiają się też Włosi. Tamtejsze wpływowe związki katolickie bardzo mocno oponują przeciwko takiemu rozwiązaniu.
Z kolei w Polsce politycy przyjęli decyzję Komisji Europejskiej, co dla polskich kobiet jest sporym powodem do zadowolenia. Jednak politycy najwyraźniej nie chcieli wziąć pełnej odpowiedzialności za swoje decyzje, bo przedstawili obywatelom sytuację w ten sposób, że jako kraj nie mogliśmy sprzeciwić się Brukseli.
Na odpowiedź polskich biskupów też nie trzeba było długo czekać. Oznajmili, że tabletka "po" nie jest lekiem, a jej stosowanie "otwiera drzwi do istotnej zmiany kulturowej postaw i relacji międzyludzkich: propaguje swobodę seksualną i brak odpowiedzialności za podejmowanie relacji intymnych". Kler zaznacza, że każdy kto zdecyduje się ją zażyć, popełnia grzech ciężki.
Tabletka antykoncepcyjna "po" będzie dostępna bez recepty dopiero na początku 2016 roku. Nie jest to pigułka wczesnoporonna, hormony w niej zawarte blokują owulację lub, jeśli jest już za późno" utrudniają implantację zarodka.