Piękna i radykalna – taka jest 19-letnia Paulina, członkini Obozu Narodowo-Radykalnego, która nie chce, by nazywano ją faszystką, a patriotką. Problem w tym, że idee, którym hołduje, są zupełnie odrealnione. Dziewczyna popełnia fundamentalny błąd - przykłada historyczną miarę do dzisiejszych realiów, przez co wypacza obraz rzeczywistości.
Dlatego właśnie - jak krzyczą radykałowie spod znaku Falangi, czyli symbolu ręki trzymającej miecz, noszonego przez członków ONR - trzeba rozprawić się z wszystkim wrogami Polski. Domniemanymi oczywiście. Bo kto dziś widzi wroga w Żydach, których w Polsce właściwie nie ma? Byli przed wojną, jako polscy obywatele, i niejednokrotnie oddawali za ten kraj życie. Ginęli w gettach i obozach stworzonych przez Niemców, na polskiej ziemi.
Wtedy byli sprawcy, ofiary i świadkowie - według podziału zaproponowanego przez Raula Hilberga. Wśród tych ostatnich wielu Polaków. Bo Holokaust odbywał się właśnie na polskiej, zniewolonej ziemi. Budził różne ludzkie postawy - obojętność, współczucie, brak skrupułów. Jedni ratowali Żydów, inni - skazywali ich na śmierć.
Tymczasem ze stworzonego właśnie przez dziennikarkę brytyjskiego "Guardiana" reportażu "Pretty Radical", w którym główną rolę odgrywa 19-letnia Paulina z włocławskiego ONR, wynika, że mówienie o antysemityzmie wśród Polaków to... "zwykłe pieprzenie". A tak w ogóle to, jak przekonuje jeden z rozmówców, "Żydzi sami są sobie winni".
Ręce opadają. Naprawdę trudno odnieść się do takiej pseudotezy. Ci młodzi częstokroć ludzie, zafascynowali hasłami głoszonymi przez Narodową Demokrację, chcą nowej rzeczywistości. A tę, w której są zmuszeni żyć, negują; wyjaśniają przedwojenną ideologią. To ahistoryczne myślenie powoduje, że Polacy mają wielu wrogów. Wymyślonych. Kiedy czujemy się zagrożeni, jednoczymy się. I kreujemy zupełnie nowy obraz rzeczywistości.
Paulina, jak dowiadujemy się z filmu, wstąpiła do Obozu niedawno. Jest przewodniczką dziennikarki "Guardiana" po świecie ONR-u. – Coraz więcej kobiet dołącza do skrajnie prawicowych ugrupowań. Chcę zrozumieć, dlaczego – mówi autorka reportażu. Towarzyszy dziewczynie m.in. na letnim obozie ugrupowania oraz podczas manifestacji zorganizowanej w Warszawie 11 listopada.
To właśnie wtedy, w Święto Niepodległości, Polacy dzielą się na tych, którzy są "prawdziwymi patriotami" i wszystkich innych. O ile organizowany od kilku lat przez prezydenta w stolicy marsz przebiega w spokojnej, nieco piknikowej atmosferze, konkurencyjny pochód narodowców ruszający z nomen omen Ronda Dmowskiego, zwykle kończy się bójkami z policją i dewastacją miasta. A potem czytamy o takich uczestnikach marszu, którzy tłumaczą się na komendzie, że... podkusił ich leżący na ulicy kamień.
Większość idących w Marszu Niepodległości jest usposobiona spokojnie - chce Polski narodowej i "wielkiej", zapominając jednak zupełnie, w jakich czasach żyjemy. Nie można odbierać im prawa do wyrażania poglądów, ale głoszone przez nich idee, dziś, w XXI wieku, w kraju leżącym w sercu Europy - tak jak chce tego prof. Norman Davies - należącym do Unii Europejskiej, nie mają szans na realizację. Dziś patriotyzm mierzy się inną miarą niż przed laty. Co nie oznacza, że powinniśmy o Bogu, honorze i ojczyźnie zwyczajnie zapomnieć.
80 lat temu takie hasła także polaryzowały społeczeństwo, choć i antysemityzm w polskim wydaniu (a taki oczywiście był) miał zupełnie inne oblicze niż ten nazistowski, który doprowadził do Holokaustu. W latach 30. XX wieku radykalna prawica obawiała się Żydów, ale nie chciała ich fizycznie likwidować, unicestwiać jako narodu. Wtedy nie mieściło się to w ludzkim rozumieniu.
W takich kategoriach - podkreśla Aleksander Hall w wywiadzie dla Muzeum Historii Polski - myślał też Dmowski. – Oczywiście, należy przyznać, że Dmowski był antysemitą. Był to antysemityzm spowodowany oceną zagrożeń wynikających z istnienia dużej niezasymilowanej warstwy społecznej odgrywającej ważną rolę w życiu gospodarczym kraju. Należy podkreślić, że nie miał on nic wspólnego z rasizmem biologicznym propagowanym przez niemiecki nazizm. To zupełnie inne typy antysemityzmu - tłumaczy były opozycjonista w PRL.
Co ciekawe, dziś na ulicach czy stadionach skanduje się hasła "Żydzi do gazu" czy "Auschwitz-Birkenau". Wielu "patriotów" nie odrobiło po prostu lekcji z historii, miesza pojęcia, patrzy na teraźniejszość oczami ludzi, żyjących dekady temu. Daje się dostrzec także brak konsekwencji. 19-letnia Paulina z ONR-u przekonuje, że faszystką nie jest; inny radykał stwierdza: "faszyzm nie jest taki zły". Jeszcze inny narodowiec: "Nie słyszałem, żeby ktoś wzywał do nienawiści, żeby ktoś propagował faszyzm".
Wracając do Dmowskiego: dziś jest on zakładnikiem nie tylko narodowców, ale i polityków. Mówienie o jego zasługach - a miał ich dla powstania niepodległej Polski naprawdę wiele - jest w dobie przywiązania do poprawności politycznej często co najmniej niestosowne, bo konsekwencją takich słów są oskarżenia o faszyzm czy rasizm. To oczywiście zarzuty z kapelusza. Mówiąc o tym pierwszym trzeba mieć na myśli wyłącznie państwo Mussoliniego. Rasizm, a czyli teoria nierówności płci, to z kolei domena nazistów.
Prawda jest taka, że wielu Polaków po prostu Dmowskiego nie rozumie. Zarówno "patriotów", jak i ich zaciekłych przeciwników. Współtwórca polskiej niepodległości oraz sygnatariusz Traktatu Wersalskiego pozostawił po sobie bogatą spuściznę, a jest kojarzony głównie za sprawą "Myśli nowoczesnego Polaka"; jego poglądy przez lata ewoluowały. Chciał Polski narodowej, ale to "chciał" trzeba rozpatrywać w kontekście określonej rzeczywistości, w jakiej żył. Wtedy nasz kraj nie był jednolity po względem narodowym czy religijnym. Teraz jest, a mimo to Dmowskiego przywołuje się co rusz, ze szkodą dla niego samego.
Dziś wiele jego idei zwyczajnie straciło na ważności, "przeterminowało się". – Postacie i procesy historyczne trzeba rozpatrywać na tle ich czasów i norm, które w tamtym czasie obowiązywały, a nie w świetle współczesnych aktualnych tendencji i aktualnych mód – wyjaśnia Hall. Pełna zgoda.
Okazuje się jednak, że niektórzy dzisiejsi zwolennicy Dmowskiego są bardziej radykalni niż sam ich patron. Są nie tylko antysemitami, ale i rasistami. W reportażu dla "Guardiana" uchwycono m.in. fragment wykładu zorganizowanego dla członków letniej akademii ONR-u, z którymi dowiadujemy się, że palma stojąca na warszawskim rondzie de Gaulle'a jest po to, "by murzyni i żydzi czuli się jak u siebie w domu".
Czy chcemy tego, czy nie, żądania "wielkiej Polski" od morza do morza, a najlepiej z koloniami; Wilna, Lwowa i naszych "odwiecznych" - jak chciała tego propaganda Polski Ludowej - ziem zachodnich, a może jeszcze Pragi i Kijowa (bo tam był przecież Bolesław Chrobry), trzeba odłożyć do lamusa. Nikt nam nie odbierze prawa do pamięci - był polski Lwów czy polskie Wilno, ale procesy historyczne potoczyły się tak a nie inaczej, a tworzenie faktów dokonanych "zostawmy" Putinowi. Wyklętemu przez społeczność międzynarodową za wspieranie separatystów w czasie wojny na Ukrainie.