Występy przed kamerami czasem trafiają im się „przy okazji”, ale zdarza się tak, że słono za nie płacą. Inwestycje jednak porządnie się miastom opłacają i zwracają z nawiązką.
22 miliardy – tyle w sumie dla brytyjskiej turystki zarobił emitowany od 2010 roku serial „Downton Abbey” – ogłosili niedawno ekonomiści z Wysp. Seria, której akcja dzieje się w pierwszej połowie XX wieku, cieszy się tak wielką popularnością, że widzowie z całego świata przyjeżdżają, by zobaczyć miejsca, w których żyją ich ekranowi ulubieńcy.
Jak się okazuje, świetnie w tej dziedzinie radzą sobie też polskie produkcje i polskie miasta, a nawet wsie. Wśród tych ostatnich jest chociażby maleńka miejscowość Jeruzal, którą regularnie odwiedzają fani serialu "Ranczo".
Toruński hit medyczny i Wrocław Spielberga
Wśród miast zarabiających na serialowej promocji prym wiedzie Toruń, który na tzw. City Placement w popularnym serialu „Lekarze” co roku, w latach 2012-2014, przeznaczał 300 tys. złotych. Ale, jak zaznacza Aleksandra Iżycka, rzeczniczka toruńskiego magistratu, ekwiwalent reklamowy lokowania Torunia jako produktu na antenie TVN ponad 25-krotnie przewyższa wkład miasta w tę formę promocji.
Serial okazał się strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o ulokowanie pieniędzy na promocję miasta – mówi Iżycka. – Turyści pytają o konkretne miejsca na mapie Torunia związane z fabułą „Lekarzy”. Bacznie się temu przyglądamy i przenosimy je stopniowo na mapę naszych atrakcji turystycznych. Na stronie ośrodka informacji turystycznej proponujemy już turystom na przykład wirtualne zwiedzanie Torunia śladem „Lekarzy”.
Świetne perspektywy na karierę międzynarodową ma z kolei po raz kolejny Wrocław, gdzie w październiku ubiegłego roku ruszyły zdjęcia do nowej produkcji nagradzanego Oscarem amerykańskiego reżysera, Stevena Spielberga – „St. James Palace”. Światowa premiera filmu zapowiedziana jest na 16 października 2015 r.
Wrocław zresztą należy do najczęściej pojawiających się w filmach polskich miast. To tu kręcono takie produkcje jak „Popiół i diament”, „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” czy „Lalkę”. Ponoć to właśnie we Wrocławiu powstał co czwarty film w historii polskiej powojennej kinematografii.
Serial "Pierwsza miłość", który jest nagrywany we Wrocławiu od 2004 roku, to kolejny przykład kontynuowania tej filmowej tradycji. I na dodatek niezwykle skuteczny. „Pierwsza miłość” w zestawieniu najlepiej zarabiających polskich seriali 2014 roku znalazła się na drugiej pozycji z zyskiem 1,85 mld zł. Świetne zarobki wynikają z dużej oglądalności, a ta z kolei przekłada się na duże zainteresowanie Wrocławiem.
– Dodatkowo, mówiąc trochę żartobliwie – idealnie się wpisuje i nawiązuje do nieco innej wersji nazwy naszego miasta – WROCLOVE – gdzie część nazwy także oznacza miłość – mówi Maja Berny z wydziału komunikacji społecznej wrocławskiego Urzędu Miasta.
Łódź? To "Ida"!
Najaktualniejszym i największym łódzkim sukcesem filmowym jest zachwycająca widzów i krytyków na całym świecie „Ida” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego – film opowiadający historię nowicjuszki, która przed złożeniem ślubów zakonnych odwiedza swoją ciotkę, jedyną żyjącą krewną. – To projekt bardzo łódzki, wyprodukowany przez łódzkie studio z siedzibą w naszym mieście – mówi Grzegorz Galik z łódzkiego magistratu. – W ekipie realizatorów filmu nie brakuje absolwentów Szkoły Filmowej w Łodzi: autorzy zdjęć, producenci czy montażysta. Dzięki „Idzie” bardzo umacnia się wizerunek Łodzi jako miasta filmowego.
A ten, nieco wcześniej, dość mocno budował także kręcony w Łodzi „Komisarz Alex”. W tym przypadku za City Placement urzędnicy zapłacili w sumie 10 milionów złotych, ale – jak zapewniają – było warto. Z raportu Press-Service Monitoring Mediów, wynika, że w samym 2012 r. wspomniano o Łodzi 650 razy w kontekście „Komisarza Alexa”, a w samym serialu zaprezentowano niemal 300 łódzkich lokacji.
Ci fani serialu, którzy nie mogą natomiast do Łodzi wybrać się osobiście, mają możliwość zwiedzenia miasta wirtualnie – turystycznym szlakiem „Śladami komisarza Alexa”.
Ksiądz to również świetna inwestycja
– Nigdy nie można być pewnym, iż pojawienie się miasta w serialu lub filmie to gwarancja zwiększenia liczby turystów czy napływu inwestorów, jednakże serial „Ojciec Mateusz” niewątpliwie wpłynął na większą popularność Sandomierza, jego niezwykłej architektury i walorów przyrodniczych – mówił kilkanaście miesięcy temu w rozmowie z serwisem wirtualnemedia.pl ówczesny burmistrz miasta, Jerzy Borowski. I dodał, że według szacunków, w samym pierwszym sezonie turystycznym przypadającym po rozpoczęciu emisji serialu w listopadzie 2008 roku Sandomierz odwiedziło o 30 proc. więcej turystów niż w analogicznym okresie roku poprzedniego.
– W trakcie emisji serialu dzwoniło do nas sporo turystów z pytaniem czy przy okazji zwiedzania miasta będą mogli obejrzeć także miejsca znane z serialu – mówią w sandomierskim oddziale Polskiego Towarzystwa Turystyczno–Krajoznawczego. W odpowiedzi m.in. na te telefony przewodnicy przygotowali więc specjalną trasę „Na tropie ojca Mateusza”, w trakcie której chętni zwiedzają miejsca znane z serialu, m.in. XIV-wieczną Bramę Opatowską, Podziemną Trasę Turystyczną, Rynek Starego Miasta czy katedrę. I tu, okolicę można jednak zwiedzać, ale tylko wirtualnie.
Zyski z turystyki to jednak tylko jedna z korzyści, jakie płyną z telewizyjnej promocji miast. Większa liczba turystów prowokuje bowiem także rozwój lokalnej przedsiębiorczości. Mowa m.in. o powstawaniu nowych lokali usługowych, restauracji czy hoteli. A z tym zjawiskiem, co bardzo cenne, mamy do czynienia we wszystkich spośród wymienionych miast.