W warszawskich centrach handlowych - Arkadia, Złote Tarasy i Galerii Mokotów zawsze obowiązywały najwyższe ceny, ale ostatnio padł rekord. Za nieduży, 100-metrowy lokal w dobrej lokalizacji trzeba płacić 120-140 euro za metr kwadratowy miesięcznego czynszu. A ile z tego płaci klient kupujący koszulkę?
Biznesmen branży odzieżowej: – Nawet najwięksi handlowcy nie liczą już na zyski. Ponieważ w Galerii Mokotów, Złotych Tarasach czy Arkadii wypada być obecnym, salony w tych lokalizacjach traktowane są już jako showroomy, gdzie towar prezentuje się klientom, a zyski nie mają już takiego znaczenia – mówi w rozmowie z naTemat szef jednej z sieci odzieżowych.
– Wejdźcie do dowolnego sklepu, rozejrzyjcie się, jaka to powierzchnia i wyobraźcie sobie, że za każdy metr handlowiec płaci 400 czy 600 złotych – dodaje prezes. I wylicza ile bluzek, butów i dodatków musi sprzedać, aby ledwie zarobić na czynsz. Dopiero w następnej kolejności są wynagrodzenia pracowników i koszty produkcji wyrobów, marketing oraz logistyka dowożenia towarów.
Właścicielka butiku młodej, ale już znanej marki: – W Galerii Mokotów ceny są dwukrotnie wyższe niż w jakimkolwiek innym polskim mieście. Ceny najmu w handlu to już poważna bariera na drodze rozwoju nowych firm handlowych – mówi. Kiedy rozpoczynała biznes, myślała, że w kilka lat stworzy sieć 30-50 butików. Gdzie tam. Otworzyła biznes w kilku galeriach i więcej kosztów nie uciągnie.
Średni czynsz w galeriach handlowych stolicy urósł do 90 euro, a Arkadia, Galeria Mokotów i Złote Tarasy wyróżniają się rekordowymi stawkami 120-140 euro za metr kwadratowy powierzchni na miesiąc – wynika z danych firmy Cushmann&Wakefield. Oczywiście, właściciel obiektów ma prawo ustalać dowolnie wysokie stawki twierdząc np, że to najlepsze, ekskluzywne, sklepy w Polsce. A jednak C&W zauważają, że w Warszawie jest już drożej niż Wiedniu ( max 110 euro/m2), i Berlinie ( średnio 58 euro/m2.) Tymczasem inna jest zawartość portfeli samych "galeriowiczów".
Cenna podłoga
Po tym jak handel wyemigrował z pojedynczych sklepów do centrów handlowych, okazuje się, że stają się one równie ważną częścią gospodarki jak autostrady czy banki. Zagraniczne firmy mogą drenować polski rynek i nasze portfele do oporu. Im więcej drogich metrów, tym droższe produkty, które finalnie kupuje konsument. Przekonał się o tym Robert „Litza” Friedrich, lider zespołu Luxtorpeda, których chciał kupić na prezent płytę swojego zespołu. Kiedy wszedł do Empiku, oniemiał widząc cenę na własnej produkcji: 54,99 zł. Nagłośnił sprawę oburzony zdzierstwem, bo do artystów z ceny detalicznej trafiało zaledwie 10 zł.
Na sprawę można spojrzeć też z innej strony. Empik to czwarty pod względem liczby salonów i wynajmowanych metrów kwadratowych najemca w galeriach handlowych. Połowę jego kosztów sprzedaży stanowią czynsze za wynajem powierzchni handlowej. Spora część ceny płyty trafiła nie do Empiku, ale właściciela podłogi, na której Empik stoi. Podobne wartości podają m.in. odzieżowy gigant LPP, właściciel marek Reserved oraz największy sprzedawca butów w Polsce - CCC.
Piotr Nowjalis, wiceprezes CCC dodaje, że ceny najmu w topowych punktach handlowych w Polsce dorównują już tym w Berlinie i reszcie Europy Zachodniej. – Oto dlaczego nie ma nas w Galerii Mokotów, ale za to chętnie rozwijamy sieć sprzedaży w obiektach handlowych miast liczących 15 tys. mieszkańców. Gdzie docieramy do klienta za o wiele mniejsze pieniądze – mówi naTemat menedżer. Również Zbigniew Grycan, twórca słynnej marki lodów wspominał, że zakładając pierwszą lodziarnię w Pradze był miło zdziwiony niskimi cenami czynszów. Zamiast 50 euro jak w Polsce, miał płacić tylko 18 za m2.
Największe firmy handlowe i marki przyciągające klientów mają inne stawki niż bardziej anonimowi najemcy kawiarni, wysp kosmetycznych czy barów wyciskających soki. Tych dusi się lepiej niż pomarańcze. Czego dowodzi Daniel Dziewit, najemca kilku sklepów w galeriach handlowych, który przez "agresywnych kapitalistów" został z 200-tysięcznym długiem.
Władcy galerii
Właścicielem i zarządzającym trzema centrami handlowymi jest francusko-holenderska korporacja Unibail-Rodamco w sumie ma ich 83 w całej w Europie. Jej menedżerowie są dziś w doskonałych nastrojach. Pół roku temu podawali, że przychody z najmu w naszym regionie (Europa Centralna) rosną o 12 procent i teraz grubo przekraczają 120 mln euro rocznie.
– Zmiany cen to przede wszystkim wynik renegocjacji wygasających umów zawieranych kilka lat temu. W przypadku zawierania umów z nowymi najemcami, ich warunki dostosowywane są do aktualnej rzeczywistości rynkowej, która dyktuje stawki, biorąc pod uwagę m.in. pozycję danego centrum handlowego i jego odwiedzalność – mówi Ewelina Szymeczko z Galerii Mokotów. Dodaje, że w miarę upływu lat zmieniają się również warunki rynkowe, co ma bezpośredni wpływ na stawki za metr kwadratowy wynajmowanej powierzchni handlowej.
– Każda nowa umowa czy ta renegocjowana, określa cenę, która akceptowana jest przez obie strony. To warunek, którego najemcy są świadomi i na który godzą się podpisując umowę najmu – mówi dalej.
Zarządzający galeriami twierdzą, że handlowcom krzywda się nie dzieje. Nawet przy tak wysokich cenach "wszystkie lokale są praktycznie wynajęte; mimo to, stale otrzymujemy zapytania o wolną powierzchnię".
Już w 2010 roku Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów obawiał się ich dyktatu w Warszawie. Mając Galerię Mokotów i Złote Tarasy przejmowali Arkadię oraz Galerię Wileńską, zyskując ponad 40 procent na rynku galerii handlowych w stolicy. „Po połączeniu spółka ta byłaby w stanie oferować najemcom mniej korzystne warunki umów, np. uzależnianie wynajęcia powierzchni w jednym centrum handlowym od wynajmu w innym, zawieranie umów na wyłączność itp” – cytat z analizy UOKiK.
Mimo to, prezes urzędu uznała jednak, że zgodzi się na przejęcie pod warunkiem, że Rodamco wyzbędzie się kontroli nad centrum handlowym Złote Tarasy. W praktyce oznaczało to, że ma sprzedać centrum innemu inwestorowi. Wówczas tarasy przejął fundusz ING (też holenderski). A tak naprawdę biznesmeni dotrzymywali słowa tylko przez dwa lata, bo w 2012 roku Złote Tarasy ponownie zmieniły właściciela. Tym razem funduszowi kontrolowanemu (68 proc.) przez Unibail Rodamco. Od tamtej pory właściciel trzech galerii windował średnie ceny z 50-60 euro do 90 euro za metr miesięcznie. Trudno się dziwić - trzymał w garści najlepsze centra handlowe Warszawy. Jak sam podkreśla, rocznie odwiedzane przez miliony gości i co najważniejsze – tych z zasobniejszym portfelem.