
Kiedy przed kilkoma miesiącami prof. Wojciech Sadurski rozważał w naTemat ewentualność federalizacji Polski i zapewnienie poszczególnym regionom daleko idącej autonomii, na Podkarpaciu tej idei po cichu musiało przyklasnąć bardzo wielu. Po cichu, bo mieszkańcy tego regionu szczególnie mocno podkreślają swój polski patriotyzm, ale jednocześnie stojąc na straży najbardziej konserwatywnej jego wersji udowadniają, że od reszty kraju naprawdę wiele ich różni...
REKLAMA
"To Podkarpacie, tego nie zrozumiesz..."
Dobitnie przypominają o tym właśnie radni tamtejszego sejmiku województwa, którzy po konsultacji z biskupami postanowili uczynić Podkarpacie regionem wolnym od antykoncepcji awaryjnej. Na początku sądzili, że prawo daje im możliwość wpływania na właścicieli podkarpackich aptek, ale ostatecznie musieli zadowolić się jedynie przegłosowaniem - prawie jednogłośnym - apelu do Ministerstwa Zdrowia i parlamentarzystów.
Dobitnie przypominają o tym właśnie radni tamtejszego sejmiku województwa, którzy po konsultacji z biskupami postanowili uczynić Podkarpacie regionem wolnym od antykoncepcji awaryjnej. Na początku sądzili, że prawo daje im możliwość wpływania na właścicieli podkarpackich aptek, ale ostatecznie musieli zadowolić się jedynie przegłosowaniem - prawie jednogłośnym - apelu do Ministerstwa Zdrowia i parlamentarzystów.
Zainspirowane przez Dorotę Chilik z Prawa i Sprawiedliwości dzialania mają na celu sprawienie, by na Podkarpaciu "lekarze i farmaceuci nie musieli brać odpowiedzialności moralnej i medycznej za uboczne oraz negatywne skutki" tzw. tabletki "dzień po". Którą niedawno Komisja Europejska dopuściła do dystrybucji w Unii Europejskiej bez recepty, a Ministerstwo Zdrowia postanowiło wprowadzić jedynie ograniczenia wiekowe. Podkarpacie chciałoby mieć jednak w tej kwestii swoje własne prawo.
Nie po raz pierwszy. Przed rokiem na Podkarpaciu stanowczo sprzeciwili się także jakiejkolwiek formie aborcji. Nawet tej legalnej, gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety, badania wskazują na nieodwracalne upośledzenie płodu lub ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego. Za zmuszane do udziału w "morderstwach" poczuły się podkarpackie pielęgniarki, a ich walkę o nieskazitelność moralną regionu szybko wsparł senator Kazimierz Jaworski. – Tu jest Podkarpacie, takie rzeczy się dziać nie mogą – tłumaczył wszelkie wątpliwości.
"Argument podkarpacki" odegrał też ważną rolę w debacie na temat zalegalizowania w Polsce związków partnerskich osób tej samej płci. – Każdy obywatel ma takie same prawa i obowiązki – przyznał po sejmowym głosowaniu w tej sprawie poseł Piotr Tomański. Tyle musiał powiedzieć jako polityk Platformy Obywatelskiej. – Ale my reprezentujemy Podkarpacie, a u nas to jeszcze bardzo odległe, żeby popierać mniejszości homoseksualne... – dodał natychmiast jako wzorowy przemyślanin.
By na Podkarpacie dotarło to, co moglibyśmy nazwać pełnią europejskiego dorobku cywilizacyjnego, specjalnej ochoty nie mają też tamtejsze media. "Ale jaja! Polonez na studniówce dyskryminuje gejów!" – kpiła i oburzała się redakcja rzeszowskich "Super Nowości". Tylko tak dziennikarze ze stolicy Podkarpacia potrafili skomentować fakt, że uczący tolerancji podręcznik "Lekcja równości" został objęty patronatem rządu i Związku Nauczycielstwa Polskiego. Podkarpaccy włodarze przecież nigdy nie pozwoliliby sobie na taki upadek moralny.
Państwo kościelne?
– Żyjemy w raju dla ultrakonserwatystów – mówi Adam Machlicki, młody architekt z Rzeszowa. I już na wstępie podkreśla, że nie ma co się dziwić, że w jego okolicach słychać co chwila donośny sprzeciw dla zachodnich standardów, bo i na obecność Zachodu na Podkarpaciu nie mieli zbyt wielkiej ochoty. – W referendum w sprawie członkostwa Polski w Unii Europejskiej z 2003 roku byliśmy wśród najbardziej niechętnych temu regionów. Gorzej było chyba tylko w lubelskim – wspomina.
– Żyjemy w raju dla ultrakonserwatystów – mówi Adam Machlicki, młody architekt z Rzeszowa. I już na wstępie podkreśla, że nie ma co się dziwić, że w jego okolicach słychać co chwila donośny sprzeciw dla zachodnich standardów, bo i na obecność Zachodu na Podkarpaciu nie mieli zbyt wielkiej ochoty. – W referendum w sprawie członkostwa Polski w Unii Europejskiej z 2003 roku byliśmy wśród najbardziej niechętnych temu regionów. Gorzej było chyba tylko w lubelskim – wspomina.
– Kilka lat później rozpocząłem studia w Gdańsku, a potem kontynuowałem je w Poznaniu. Tam na ludzi z podkarpackiego patrzyli z takim "cywilizacyjnym dystansem". A wtedy akurat sporo młodych do takich bardziej liberalnych miast ciągnęło. Nie dlatego, że w Rzeszowie nie można się dobrze wykształcić. Wręcz przeciwnie, na tutejszych uniwersytecie i politechnice jest europejski poziom nauki, ale ta mentalność... – stwierdza. – Moje pokolenie myślało, że wyjedzie i wróci z nową energią, ale część nie wróciła, cześć wróciła i przystała na stare zasady. Inni dla świętego spokoju milczą – dodaje.
Jak tłumaczy Adam, jego pokoleniu marzyło się "więcej wolności", a próżno było jej szukać w regionie, w którym nawet w czasach PRL-u realną władzę nad społeczeństwem miało duchowieństwo. – Kultywowało ono tu zamknięcie się na innych, bo to pozwalało na utrzymanie wpływów. A historia regionu do specjalnej otwartości – choćby na sąsiadów – nie zachęca, bo uczy, że to raczej zagrożenie niż szansa – przekonuje.
Pozycja kleru w tym regionie widoczna jest nie tylko na przykładzie wspomnianej na początku historii z działaniami podkarpackiego sejmiku przeciwko antykoncepcji, które radni konsultowali nie z partyjną centralną a kurią. – Dzisiaj trzeba odwagi, żeby promować miłość do Ojczyzny – ofiarną, bezinteresowną. Myślę, że tu Podkarpacie ma swoją rolę i bardzo się cieszę, że ją pełni – mówił metropolita przemyski i były szef KEP abp Józef Michalik, gdy z rąk marszałka Władysława Ortyla odbierał w grudniu tytuł „Zasłużony dla Województwa Podkarpackiego”.
Bierność młodego pokolenia jako najpoważniejszy powód utrzymującej się mentalnej alienacji Podkarpacia wskazuje też Miłosz, uczący się na słynnym Wydziale Budowy Maszyn i Lotnictwa Politechniki Rzeszowskiej, czyli jedynym miejscu w Polsce, gdzie można studiować lotnictwo i kosmonautykę. - W moim środowisku włos się wszystkim na głowie jeży, gdy czytamy, że Podkarpacie to kraina typowych wąsatych Januszów z memów. Problem w tym, że tacy wciąż mają tu po prostu najdonioślejszy głos, a bardzo wielu ludzi stąd nie ma z takimi poglądami nic wspólnego. Wolą jednak siedzieć cicho lub wyjechać - stwierdza.
Takiego Podkarpacia nie pokazują w "Wiadomościach"
Jego zdaniem, marką Rzeszowa powinna być nauka i fakt, że to świetna baza wypadowa w Bieszczady. - My pozwoliliśmy tymczasem, by nasze miasto kojarzone było przede wszystkim z tego, że jest "matecznikiem PiS" i konserwatystów. A choćby po tym, że Tadeusz Ferenc z Sojuszu Lewicy Demokratycznej jest tu prezydentem widać, iż coś w tej nadanej nam łatce nie gra – oburza się rzeszowski student.
Jego zdaniem, marką Rzeszowa powinna być nauka i fakt, że to świetna baza wypadowa w Bieszczady. - My pozwoliliśmy tymczasem, by nasze miasto kojarzone było przede wszystkim z tego, że jest "matecznikiem PiS" i konserwatystów. A choćby po tym, że Tadeusz Ferenc z Sojuszu Lewicy Demokratycznej jest tu prezydentem widać, iż coś w tej nadanej nam łatce nie gra – oburza się rzeszowski student.
Bo rzeczywiście grubo mylą się ci, którzy sądzą, że na Podkarpaciu większość całą swoją energię poświęca na budowanie okopów przed podążającym z innych regionów marszem antykoncepcji, aborcji, małżeństw homoseksualnych, in vitro, czy innych europejskich plag. Moi rozmówcy przypominają, że część badań prowadzonych na uczelniach Rzeszowa szybko znajduje zastosowanie w Mielcu, gdzie produkowane są przecież nowoczesne śmigłowce Black Hawk, samoloty Bryza, czy luksusowe samochody Leopard.
Podkarpacie to też wspomniane Bieszczady, czyli mekka miłośników trekkingu, którzy rzadko miewają zamknięte głowy. Podobnie jak liczni artyści, którzy te urokliwe miejsca wybierają sobie za nowy dom po ucieczce z dużych metropolii. – To nie jest ciemnogród. Tu tkwi ogromny potencjał, także mentalny. Tylko ci, którzy go reprezentują muszą wreszcie dojść do głosu. Kiedyś wreszcie to się stanie i przestaniecie się z nas śmiać – stwierdza Miłosz.
