Pielęgniarki z rzeszowskiego szpitala Pro-Familia podniosły larum, bo twierdzą, że zmusza się je do uczestnictwa w zabiegach aborcji, które niedawno zaczęła przeprowadzać ta placówka. "Tu jest Podkarpacie, takie rzeczy się dziać nie mogą" – twierdzi Kazimierz Jaworski, senator, do którego zwróciły się o pomoc. "Po pierwsze, panie zachowały się nielojalnie i być może wyciągnięte zostaną konsekwencje. Po drugie, w ich przypadku klauzula sumienia nie ma zastosowania, bo to nie one dokonują zabiegów" – odpowiada ostro w rozmowie z naTemat Janusz Kidacki, dyrektor szpitala ds. medycznych.
Awantura o aborcję wybuchła w Rzeszowie w środę, kiedy Kazimierz Jaworski, senator Polski Razem, i Agata Rejman, położna ze Szpitala Specjalistycznego Pro-Familia, zorganizowali konferencję prasową. Padły mocne słowa.
Senator walczy o sumienie
"Dla mnie aborcja oznacza odbieranie życia i ja w tym procederze uczestniczyć nie chcę. Sumienie mi na to nie pozwala. Podobnie myśli większość moich koleżanek. Napisałyśmy w tej sprawie petycję do dyrektora naszego szpitala" – mówiła Rejman, którą cytują lokalne "Nowiny".
Z kolei Jaworski podkreślał, że jest zdziwiony, iż szpital zdecydował się w grudniu na kontrakt z NFZ, w ramach którego wykonywane są zabiegi przerywania ciąży (do tej pory przeprowadzono trzy). Choć jest świadomy, że polskie prawo na nie pozwala, zapowiedział interwencję. Sprawdzi, dlaczego placówka, która "dotychczas prezentowała się jako broniąca życia", taką decyzję podjęła.
– Pamiętajmy, że to się dzieje w Rzeszowie, stolicy bardzo konserwatywnego Podkarpacia, gdzie maluszki i kobiety często korzystały z tego szpitala. To jest dla mnie szok, że taki kontrakt podpisano, a zarazem jestem pełen podziwu dla stanowiska położnych. Temu zespołowi tę umowę podrzucono i dlatego jego przedstawicielki zgłosiły się do mnie z informacją, że są zmuszone w ich uczestniczyć – przekonuje dziś senator w rozmowie z naTemat.
Szczególnie znaczenie ma dla niego fakt, że wcześniej Pro-Familia "współpracowała z Kościołem". – Wiem, że przy otwarciu szpitala były modlitwy, byli tam duchowni. To odbierałem jako deklarację, że placówka jest za życiem, a nie za zabijaniem – dodaje.
Jak znaczący może być protest położnych? Jaworski nie wie, ile dokładnie osób popiera stanowisko Agaty Rejman, ale twierdzi, że "prawie cała załoga". – Jestem przekonany, że stanowisko pielęgniarek uniemożliwi wykonywanie zabiegów w tym szpitalu – mówi.
Medialny protest widmo
Gdyby obraz sporu o aborcję w rzeszowskim szpitalu rysować tylko na podstawie jego wypowiedzi, wyszłoby, że mamy do czynienia wręcz z buntem i otwartą wojną między położnymi a dyrekcją. Tak jednak nie jest. Okazuje się bowiem, że władze Pro-Familii dowiedziały się o zastrzeżeniach pielęgniarek z lokalnych gazet. Poza tym, żadnego listu nie dostały.
Lek. med. Janusz Kidacki, dyrektor ds. medycznych, który wczoraj wydał łagodne oświadczenie w tej sprawie (przypomniał w nim o wskazanych w ustawie przypadkach, w których dopuszcza się aborcję), dziś nie ukrywa oburzenia. – Odmawiam rozmowy o wypowiedziach senatora, bo od samych pracowników nic o proteście nie słyszałem. Ta informacja dotarła do mnie z mediów i była sporym zaskoczeniem. Nawet teraz, mimo że jest już po konferencji, żaden list od położnych nie leży na moim biurku – zaznacza.
Dyrektor czuje się szczególnie rozczarowany postawą załogi. – Zastanawiamy się nad stosunkiem pracownika do pracodawcy. Wyobraźmy sobie, że pan jest zatrudniony na etacie i za plecami szefa opowiada pan w telewizji takie rzeczy. Czy będziemy wyciągać konsekwencje? Bardzo możliwe, ale przede wszystkim odbieram to jako straszne niedociągnięcie w mojej pracy. Jeśli ktoś z takimi problemami nie przychodzi do mnie, to znaczy, że źle wykonuję swoje obowiązki – mówi.
Jego zdaniem w ogóle nie powinno być tutaj problemu, bo podobne procedury przeprowadza się w prawie każdym szpitalu. – Powiem wprost, może brutalnie: jeśli dziecko nie ma głowy albo ma taką wadę, że nie przeżyje poza brzuchem matki, i takie coś się stwierdza w USG, to na tej podstawie matka może zdecydować o zabiegu. Nikt na nią nie wywiera nacisku i wszystko jest zgodne z prawem – kwituje.
Podkarpacka tożsamość
Wygląda więc na to, że sednem całej awantury jest tak naprawdę pytanie, na ile dominujący na Podkarpaciu konserwatyzm powinien mieć wpływ na funkcjonowanie instytucji takiej jak szpital. Znamienne jest to, że senator Jaworski bardzo często przywołuje argument "współpracy z Kościołem". – U nas na Podkarpaciu ludzie podchodzą do życia normalnie, ratują każde życie. To bardzo wyraźnie widać w sondażach, bo u nas odsetek tych, którzy opowiadają się przeciwko aborcji, jest największy – twierdzi.
Kidacki zdecydowanie odrzuca ten argument. Co więcej, nie przyjmuje do wiadomości, że położne powołują się na sumienie. – Mamy w szpitalu kaplice, księdza, mamy serwis religijny na zamówienie. Do tej pory nie mieliśmy nawet sytuacji, by ktoś z Kościoła miał do nas zastrzeżenia. Co do położnej, to ona nie uczestniczy w tzw. indukcji poronienia, więc w jej przypadku klauzula sumienia nie ma zastosowania. Robi to lekarz i tylko on może odmówić. Koniec kropka – ucina.