"Kto ma telewizor, niech włącza TVP2", "Oglądam i nie wierzę", "Tego nie wolno przegapić!" – takich wpisów we wtorek wieczorem można było znaleźć na Facebooku całą masę. Wszystko za sprawą filmu "Ciemności skryją ziemię", który opowiada o pracach nad filmem o wyzwalaniu obozów koncentracyjnych i pokazuje nieznane wielu osobom ujęcia z tych chwil. Do późniejszej realizacji zatrudniono samego Alfreda Hitchcocka.
Brytyjscy operatorzy, którzy byli przy wyzwalaniu obozu koncentracyjnego Bergen-Belsen nagrali coś, czego – jak sami mówili na filmie – nie potrafią zapomnieć. Coś, czego nie odzwierciedli nawet najlepszy film fabularny.
W kwietniu 1945 roku żołnierze, którzy weszli na teren obozu trafili na makabryczny widok: tysiące rozrzuconych ludzkich zwłok. Niewiele dalej siedzieli ci, którym udało się przeżyć. – To przerażające, ale nie potrafiłem rozróżnić żywych od martwych. Przechodziłem obok kogoś, kto w moim mniemaniu nie żył, a on nagle ruszał ręką i prosił o pomoc – mówił jeden z bohaterów "Ciemności skryją ziemię". Z nagrania dowiadujemy się także, że część więźniów, która wyszła z obozu po prostu padała z wycieńczenia niewiele dalej.
Po obejrzeniu filmu wiele ujęć zapada w pamięć, jednak jest kilka, które wybijają się przed szereg. To m.in. moment, w którym jedna z byłych więźniarek trafia na brytyjskiego żołnierza. Oboje patrzą i milczą. W "Ciemności skryją ziemię" można zobaczyć nie tylko sceny z obozów, ale także to, jak wyglądały przygotowania do filmu o ich wyzwalaniu.
Warto znaleźć te kilkadziesiąt minut w ciągu dnia, żeby film obejrzeć. I zapamiętać. Film będzie emitowany w wielu krajach na świecie z okazji rocznicy wyzwolenia Auschwitz.