Amerykanie w czasie największej oglądalności telewizyjnej w roku, czyli Super Bowl, startują z kampanią zwalczającą przemoc w rodzinie. To przyczynek do dyskusji, którą w końcu musimy w Polsce odbyć, by zrozumieć, że przemoc domowa nie jest prywatną sprawą ofiary i jej oprawcy.
Spot, który rozpoczyna akcję, trwa zaledwie kilkadziesiąt sekund. Na filmie widać wnętrze ładne urządzonego domu. Po chwili widz orientuje się jednak, że panuje w nim niepokojący bałagan – widać porozrzucane książki, zmiętą pościel, odsunięty dywan. W kadrze ani przez chwilę nie pokazuje się człowiek. Słychać za to rozmowę telefoniczną. Dzwoni kobieta.
– Chciałabym zamówić pizzę.
– Dodzwoniła się pani na 911. To numer alarmowy.
–Tak, dużą, połówka z pepperoni, połówka z pieczarkami.
– Mmm... wie pani, że dodzwoniła się na 911? To numer alarmowy.
– Czy wie pan, ile zajmie dostawa?
– Dobrze, proszę pani, czy wszystko jest w porządku? Czy jest pani w sytuacji zagrożenia?
– Tak.
– Czy ktoś jest z panią w pokoju? Proszę powiedzieć tylko: tak lub nie.
– Tak.
– Wydaje mi się, że w okolicy znajduje się policjant. Czy w domu jest broń?
– Nie.
– Czy może pani zostać na linii?
– Nie. Do zobaczenia wkrótce.
Pomysł na taki scenariusz jest ponoć oparty na historii, jaka wydarzyła się dekadę temu właśnie w USA. To wtedy jeden z dyspozytorów odebrał telefon z zamówieniem na pizzę. Gdy niedługo potem pod adresem spod którego dzwoniono pojawił się policjant, zastał tam pobitą kobietę i jej pijanego partnera.
Liczy się każde słowo
Co ciekawe, kampanię fundacji wsparła NFL – Narodowa Liga Futbolu. Między innymi dlatego, że jej zawodnicy w ciągu ostatnich miesięcy wielokrotnie oskarżani byli właśnie o nadużywanie przemocy, również tej domowej. Poza napiętnowaniem problemu, chodziło więc także o odczarowanie wizerunku agresywnego sportowca.
– Nie ważne z jakich powodów, ważne, że zaczęto o tym mówić – przekonują eksperci. I dodają, że na podobną kampanię w Polsce czekają od lat.
– U nas problem sprowadza się przede wszystkim do przekonania, że przemoc domowa to prywatna sprawa między ofiarą i jej oprawcą – mówi Renata Durda, kierowniczka Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" i specjalistka do spraw przeciwdziałania przemocy w rodzinie. – Tak jakby nie ma społecznej zgody na to, że takie kampanie są potrzebne i że mają sens.
– A mają sens?
– Mają ogromny sens, zważywszy na skalę tego problemu. Można szacować, że co czwarta osoba w Polsce ma jakieś doświadczenia związane z przemocą domową. W naszym pogotowiu drzwi się nie zamykają, ludzie przychodzą z ulicy, piszą maile, na „niebieską linię” dzwoni rocznie po kilka tysięcy osób doświadczających przemocy domowej. Dzwoniłoby kilkadziesiąt, gdyby linia była czynna 24h. A jest czynna niestety tylko przez sześć godzin każdego dnia tygodnia.
– Zdarza się , że chcą wezwać pomocy – jak na filmie – zamawiając pizzę?
– Nam raczej nie, ale to ze względu na specyfikę instytucji. My nie przyjedziemy przecież z odsieczą radiowozem. Ale słyszałam, że podobne historie czasem zdarzają się chociażby policji. Ci, którzy przychodzą lub dzwonią do nas po prostu często się kamuflują i mówią np. że ich przyjaciel cierpi z powodu przemocy domowej, pytają jak mu pomóc. A tak naprawdę tej pomocy szukają dla siebie.
Policyjne statystyki
Podobnie funkcjonuje wiele innych instytucji w Polsce, których celem jest pomoc osobom doświadczającym przemocy w rodzinie. Co gorsza, liczba tych ostatnich rośnie z roku na rok i to w zastraszającym tempie. Z ogólnie dostępnych w internecie policyjnych statystyk wynika, że w samym 2014 roku w takiej sytuacji znalazło się dokładnie 105 332 osób. Rok wcześniej było ich 86 797, a w 2012 roku 76 993. Na liczby trzeba brać jednak poprawkę – całkiem spory odsetek przypadków przemocy domowej pozostaje nieujawniony, bo osoby jej doświadczające albo boją się prosić o pomoc, albo zwyczajnie nie wiedzą gdzie jej szukać.
– Dlatego trzeba o tym mówić, mówić i jeszcze raz mówić, ale w sposób bardzo wyważony, bez przerysowywania i tak, by żadna z cierpiących wskutek przemocy domowej grup społecznych nie została pominięta czy poszkodowana – przekonuje psycholog Anna Kędzierska. – Trzeba pokazać, że różnych form przemocy wobec bliskich dopuszczają się tak mężczyźni, jak i kobiety. Że cierpią na tym i żony i mężowie i dzieci. I że za tę przemoc wszyscy jesteśmy odpowiedzialni.
Utarty schemat
Tymczasem w Polsce, jak mówi Renata Durda, pokutuje jeden, utarty schemat myślenia: Nie chcemy uczestniczyć w praniu czyichś brudów. Jak ktoś bije, to znaczy, że ma powód. Ofiara po prostu czymś sobie na to zasłużyła.
Po niedawnej debacie, jaka przez życie publiczne przetoczyła się przy okazji kolejnego już podejścia do ratyfikacji konwencji antyprzemocowej, można odnieść wrażenie, że to właśnie ten ambiwalentny stosunek do przemocy domowej jest odpowiedzią na pytanie, dlaczego ostatecznie dokument nie został przyjęty i dlaczego do dziś nie doczekaliśmy się kampanii społecznej pokazującej skalę tego rodzinnego dramatu.