Publikacja dotycząca zarobków Pawła Kukiza zirytowała muzyka i polityka, a ujście swoim emocjom dał na Facebooku i nazwał dziennikarzy "ścierwojadami". Kukiz widocznie nie zdawał sobie sprawy, że objęcie funkcji publicznej będzie się wiązało z takimi artykułami. Czy walka z mediami może mu pomóc w karierze politycznej?
Kukiz w rozmowie ze mną zaznacza, żeby nie przypisywać mu nadmiernych emocji.
– Nie bardzo rozumiem, jak na podstawie wypowiedzi w formie pisemnej na FB można oceniać stan emocjonalny aż ta tak precyzyjnie, by nazwać go stanem "wściekłości". Nie ukrywam, że jakieś emocje mi towarzyszyły, ale do "wściekłości" było bardzo daleko. Nie musiałem ujawniać swoich zarobków, zrobiłem to z własnej nieprzymuszonej woli. Jednak to, co mnie zirytowało, to ton w jakim media podchwyciły wiadomość o moim stanie posiadania – mówi o swoim doświadczeniu z dziennikarką Malwiną Gadawą Paweł Kukiz.
Chociaż ton wypowiedzi, nazwanie dziennikarzy ścierwojadami i sugestie, że polityk będzie kogoś dopadał, mogą świadczyć o czymś zupełnie innym. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że Kukiz wszelkie ewentualne akty zemsty zamierza wymierzać w granicach prawa.
W rozmowie jest szczery i bardzo otwarty. Może nawet za bardzo, biorąc pod uwagę złe doświadczenia z dziennikarzami, o których wspomina. Z pewnością mówi szczerze i ma niezłomną wiarę w swoje słowa. Kiedy pytam o to czy capslocki i wykrzykniki zawarte w jego tekście nie są wyrazem wściekłości, tłumaczy, że w podobny sposób pisze większość swoich statusów. Sprawdzam, rzeczywiście tak jest.
Winny system
Czy osoba, która przeniosła się ze świata popkultury do polityki może być zdziwiona, że media interesują się jej stanem posiadania? Nie Kukiz pierwszy i nie ostatni. Ostatnio Katarzyna Bujakiewicz, która została wybrana radną i zrezygnowała z pełnienia funkcji właśnie dlatego, że nie mogła ujawnić swoich zarobków. Jej kontrakty są tajne, a sama aktorka najprawdopodobniej zdawała sobie sprawę, że kiedy media dostaną możliwość zajrzenia do jej portfela, chętnie skorzystają.
Jak można się było spodziewać, temat zarobków Kukiza od razu podchwyciły "Fakt" i "Super Ekspress". Bulwarówki oczywiście wykorzystały niezawodną poetykę sensacji: "Ile zarabia Paweł Kukiz? Więcej niż prezydent! Opłaca mu się kandydować?", "Wiemy, ile Kukiz ma na koncie. Dom samochód i co jeszcze?".
– Jeśli chodzi o moje zarobki to ujawniłem je sam. Znacznie wcześniej niż podały to gazety. Niczego się nie wstydzę. Rzeczywiście zarabiam więcej od prezydenta, z czego każdy myślący człowiek wyciągnie prosty wniosek, że nawet gdybym zechciał kandydować na ten urząd – to nie dla pieniędzy – śmieje się Kukiz.
Nic tak nie emocjonuje Polaków, jak możliwość zajrzenia innemu politykowi w intymne sprawy. Zwłaszcza takiemu, który jest znany z działalności scenicznej.
Pytanie, czy są to rzeczywiście sprawy intymne. Kukiz chce walczyć o społeczeństwo obywatelskie, a transparentność, w tym zarobków polityków, jest ważnym aspektem. Nikt nie zagląda mu przecież do łóżka, jak jest to w przypadku np. Anny Grodzkiej, nikt nie szpieguje jego dzieci – z tym musiał się zmierzyć Donald Tusk.
Pawłowi Kukizowi nie wystarcza jednak tłumaczenie, że jego zarobki są tematem, który po prostu może zainteresować czytelników. Wszystkiemu winny jest system.
– Uważam, że jest to nieprzypadkowe. I robienie sensacji z mojego majątku to działanie aparatczyków systemu, który robi wszystko, by zniszczyć swojego oponenta. Bez względu na jego nazwisko czy światopogląd. Nigdzie w swojej wypowiedzi nie użyłem określenia "dziennikarz". Rozróżniam dziennikarzy i aparatczyków, podobnie jak odróżniam artystów od chałturników. I nigdy nie przyszło mi do głowy, by z powodu nazwania mnie chałturnikiem robić jakieś afery. Bo jestem ponad tym. Uważam, że sumienni publicyści są i po lewej, i po prawej stronie światopoglądów. Aparatczycy służący systemowi, który światopoglądów używa jako „marketingu” i piszący teksty na zamówienie również działają wszędzie – podkreśla polityk. Jego zdaniem ataki dziennikarzy są po prostu sterowane z góry.
Ingerowanie w życie osób publicznych, nie tylko polityków, jest starą praktyką. Czasami nosi to znamiona prawdziwej patologii, jak miało to miejsce w przypadku afery z "News of the World", gdzie dziennikarze podsłuchiwali rozmowy m.in. członków brytyjskiej rodziny królewskiej i czytali ich SMS-y. Kukiz uważa jednak, że największa patologia ma miejsce w Polsce.
Współpraca z mediami
Bardzo niesprawiedliwe jest przedstawianie człowieka jako oszołoma, a Kukiz nim nie jest. Do polityki poszedł z konkretną misją i szczerą wolą zmian. W tym momencie walczy m.in. o jednomandatowe okręgi wyborcze.
Zastanawiające jest tylko, czy obrazu polityki nie przeniósł z poprzedniego systemu, z którym aktywnie walczył. Czy po prostu nie jest dla niego pociągające wyciągnięcie dawnego munduru z szafy i po raz kolejny stanięcie w obronie ojczyzny. Kto jest tym razem wrogiem? Mityczni przedstawiciele systemu, ci inni, którzy pociągają za sznurki.
Ponieważ mechanizmy demokracji pozwoliły mu dostać się do władzy musi być ktoś, kto działa przeciwko. I tym razem to media są tymi złymi.
O obiektywizmie mediów można dyskutować, jednak stwierdzenie, że powstał ogólnopolski plan zdyskredytowania Kukiza jest chyba na wyrost. Na razie muzyk jest radnym w sejmiku dolnośląskim. Kukiz narzeka, że media nie słuchają go i same tworzą z niego oszołoma.
– To nie ja stworzyłem swoją legendę medialną, tylko system przypiął mi łatkę. Od dłuższego czasu muszę udowadniać, że nie jestem PiS-owcem. Co mam zrobić, żeby tak o mnie nie mówiono? Obrazić prezesa? Stawiam Nowaka na równi z Hofmanem. Starczy? – tłumaczy.
Czy buntownik może zyskać duży elektorat?
Jednak trudno nie odnieść wrażenia, że Kukiz daje dziennikarzom amunicję, swoim barwnym językiem, czy kwiecistymi wpisami na Facebooku. Czy nie obawia się, że taka strategia medialna może sprawić, że wyborcy nie będą na niego patrzyli poważnie?
– Jeśli artysta wchodzi na scenę polityczną, to z reguły robi wszystko, by stać się bardziej poważnym – mówi dr Olgierd Annusewicz dyrektor Ośrodka Analiz Politologicznych UW.
– Tak było np. z Reaganem, choć to dosyć karkołomne porównanie, tak też było np. z Krzysztofem Cugowskim. Czy chociażby z Andrzejem Lepperem, który może nie był artystą, ale z pewnością nowinką w świecie polityki. Kukiz natomiast idzie w poprzek tym trendom. Z jednej strony ma wierne grono swoich fanów i wyborców, którzy cenią go właśnie za tę wyrazistość, jednak jeśli w taki sposób będzie chciał zawalczyć o szerszy elektorat, to nie wróżę sukcesu.
Annusewicz dodaje, że nierozsądna jest też otwarta wojna z mediami. – Politycy i dziennikarze żyją w symbiozie, jedni nie istnieją bez drugich. Oczywiście, można mieć zastrzeżenia do pracy ludzi mediów, ale można je wyrażać w mniej kwiecisty sposób.
Czyli taka agresywna strategia nie może przynieść rezultatów?
– Czy nie boję się, że prowadząc walkę z mediami systemu przegram? Nie, bo jeśli walczę, to nigdy nie będę przegranym. Mogę nie osiągnąć celu, ale mam czyste sumienie. A to jest dla mnie priorytetem. I tego również pracownikom mediów szczerze życzę.
Czyste sumienie z pewnością jest ważne. Jako artysta może w bezprecedensowy sposób rozprawiać się ze swoimi oponentami. Jednak jako osoba pełniąca funkcje publiczną, której obywatele zaufali, powinien się też starać realizować swój program. Skoro rozumie, w jaki sposób funkcjonują środki przekazu, to powinien skorzystać z tej wiedzy. Bo inaczej nikt nie będzie słuchał, co Kukiz ma do przekazania, tylko skupiał się nad tym jak to zostało ujęte. I ile osób przy tym obrażono.
Od dawna atakuję system i zauważyłem prawidłowość, że im bardziej zaciekłe są moje ataki, tym mocniejszy jest odzew ze strony aparatczyków systemu. Dziennikarze albo rzetelnie moje wypowiedzi analizują albo nie zabierają głosu. W całej tej nagonce chodzi tylko o zdyskredytowanie mojej osoby jako tej niosącej idee obywatelskie. W tym rzetelnego dziennikarstwa. Ja walczę o państwo obywatelskie, kraj przyjazny obywatelom i w tej misji jestem w stanie stanąć ponad podziałami światopoglądowymi. Jednak media nie są tym zainteresowane, wybija się sensacja. A ludzie bardzo często czytają tylko tytuły.
dr Olgierd Annusewicz
Strategia na buntownika sprawdza się, gdy kraj jest w głębokim kryzysie. Przykładem może być Grecja. W Polsce mamy jednak "ciepłą wodę w kranie", a i buntowników u nas nie brakuje. Wystarczy spojrzeć chociażby na Korwina -Mikkego czy Ruch Narodowy.