Zasada używania wałków jest prosta: przy czole i skroniach zawsze wybieramy walki o nieco większej średnicy. Żeby uniknąć efektu "baranka" z czasów świetności Abby
Zasada używania wałków jest prosta: przy czole i skroniach zawsze wybieramy walki o nieco większej średnicy. Żeby uniknąć efektu "baranka" z czasów świetności Abby Fot. Shutterstock.com

Dawniej taki widok był normą pod niemal każdym dachem. Dziesiątki plastikowych wałków w różnych kolorach na głowie pań, przykrytych siatką i upiętych szpilkami. Dziś wałki we włosach i papiloty kojarzą się bardziej z reliktem przeszłości, trwałą ondulacją i zapachem spalonych pukli. Ale czy na pewno to obrazek tylko z dawnych lat? Patrząc na nowoczesne wałki indukcyjne "The O" wydaje mi się, że wręcz przeciwnie.

REKLAMA
Do czego potrzebne nam wałki?
Moda ma to do siebie, że raz na jakiś czas zatacza koło i powraca. Kilka dni temu pisałam o kręconych włosach, które detronizują włosy proste. Wygładzane przez lata żelazkiem, jak przy linijce, wreszcie nabierają objętości i nowej struktury. Przy dzisiejszych elektronicznych zabawkach, jak lokówki czy suszarko-lokówki, można wyczarować dowolny skręt i objętość fal czy loków. A wałki? Można powiedzieć, że to lokówka w wersji retro. Ale nie tylko lokówka. Przydają się szczególnie na włosach długich i półdługich. A to kilka zastosowań wałków, które naprawdę działają. I ułatwiają nam życie!

Objętość XXL

Wałki w zależności od gabarytu mogą oprócz loków, dodawać włosom objętości i genialnie odbijać je od nasady. Wystarczy na bardzo duże, około 10 -15 cm średnicy wałki - cztery do sześciu sztuk - nawinąć jeszcze wilgotne po umyciu włosy. I suszyć je suszarką. Wówczas uzyskamy dwie rzeczy: włosy będą odbite od nasady jak po wizycie u dobrego fryzjera, a po drugie - zwiększy się ich objętość. Wbrew pozorom wałki tego rozmiaru nie działają na włosy jak lokówka, tylko jak prostownica. Żeby efekt był trwalszy niż kilka minut, warto je potrzymać nieco dłużej. W tak zwanym międzyczasie możesz zrobić makijaż, ubrać się czy wypić kawę. Jeszcze z wałkami na głowie, rozpyl nad nimi lakier do włosów, a dopiero później - zdejmij. To naprawdę działa! Megaobjętość gwarantowana.
logo
Przy wałkach na głowie nie trzeba się bawić we fryzjera, ale można robić tysiące innych rzeczy, zapominając o tym, że właśnie stylizujemy włosy. Byleby nie zapomnieć się za bardzo i nie wyjść w nich na spacer Fot. Shutterstock.com

Odświeżenie fryzury

Czasami kilka wałków może uratować cię przed tak zwanym bad hair day. W zależności od upodobań odnośnie skrętu loków i ich wielkości, załóż na zmoczone wodą włosy - średniej wielkości wałki (4-6 sztuk) na pasma w połowie ich długości lub niemal na same końcówki i wysusz fryzurę suszarką. A nabierze trójwymiaru. Oczywiście i w tym wypadku wskazane jest pozostawienia wałków na włosach przez co najmniej 15-30 minut. Inaczej loki nie utrwalą się i szybko stracą swój kształt. Już kilka loków gdzieniegdzie we włosach sprawi, że uczesanie wyda się mniej nudne niż zwykłe rozpuszczone włosy czy węzełek na czubku głowy.

Hollywoodzkie fale

Fryzura w stylu Rity Hayworth wymaga nieco więcej czasu niż pół godziny na wałkach. Przydadzą się do niej takie o mniejszej średnicy, których nie przymocowujesz standardowo jeden obok drugiego na całej głowie, lecz koncentrujesz się na dolnej części fryzury. Objętość i fale w latach złotego Hollywood zaczynały się na wysokości od ucha - w dół. I jeśli chcesz pójść na całość w stylizacji retro, możesz jeszcze dodać dwa loki tuż przy czole (ale to raczej polecam na wyjątkowe okazje i przebieranki właśnie). Albo fryzurę uwspółcześnić i pozostać tylko przy falach z tyłu głowy, u dołu. Możesz je nakręcić także na wałki średniej wielkości. Żeby fryzura nie była zbyt wyczesana, warto ją albo delikatnie rozczesać palcami i roztrzepać, albo upiąć włosy wsuwkami od dołu (włosy będą wyglądały na krótsze).
logo
Taki retro-widok powraca. I to jest urocze! Niedrogi, praktyczny i łatwy patent na stylizację włosów Fot. Shutterstock.com

Bałagan kontrolowany

Sprężynki w stylu loków komunijnych nie są najlepszym pomysłem, chyba, że szykujesz się na bal przebierańców i zawsze marzyłaś, żeby zostać Kim Wilde lub Samanthą Fox. Natomiast obie panie wówczas, w czasach swojej popularności nosiły klasyczną trwałą ondulację. Dziś trwała wraca do łask, ale w lekko stunningowanej postaci. Zamiast sprężynek - surferskie fale. Albo lekki bałagan. Podobny efekt możesz też uzyskać zawijając różnej wielkości wałki na włosach (prawdziwe surferskie fale nigdy nie są równe i jednolite), od połowy ich długości (inaczej powstanie baranek w stylu „eighties”) i położyć się spać. Rano wystarczy wałki zdjąć, a włosy utrwalić solą morską w spreju lub podobnym kosmetykiem do stylizacji. I potargać palcami. Wygląda to genialnie i jest to bałagan kontrolowany, którego nie powstydzi się żadna fashionistka.
O tym, że warto nosić wałki zapewnia też Piotr Rawicz-Mikułowski, Fryzjer Rzemieślnik:
Piotr Rawicz - Mikułowski, Fryzjer Rzemieślnik

Polecam wałki indukcyjne dwudziestego pierwszego wieku, czyli "The O" - są genialne.

Od kilku już sezonów przewijają się lata 60 i inne stylizacje wymagające przygotowania włosów właśnie na wałkach lub lokówce by zmienić ich naturalny kształt. Natomiast nie mam na myśli oczywiście nic sztucznego a'la kask.

Wałki dają megawygodę - nakręcasz a potem śmiało chodzisz w nich na głowie cały ranek strasząc rodzinę, jak robisz im śniadanie i ogarniasz pranie. A po wyprawieniu wszystkich, ściągasz przeczesujesz i wychodzisz na zakupy. Jeszcze przed wyjściem warto spryskać suche włosy jakimś produktem (na przykład anty.gravity Kevin Murphy), który aktywowany jest ciepłem i lepiej zapamięta kształt, który chcemy uzyskać na włosie.

I od dziś nie takie wałki straszne, jak je malują. Bo jako gadżet do dekoracji włosów, albo nakrycie głowy wykorzystał je w tym sezonie sam kreator mody Jean Paul Gaultier na ostatnim pokazie haute couture w Paryżu.
Chcesz więcej stylu? Polub nas na facebooku!