
Dawniej taki widok był normą pod niemal każdym dachem. Dziesiątki plastikowych wałków w różnych kolorach na głowie pań, przykrytych siatką i upiętych szpilkami. Dziś wałki we włosach i papiloty kojarzą się bardziej z reliktem przeszłości, trwałą ondulacją i zapachem spalonych pukli. Ale czy na pewno to obrazek tylko z dawnych lat? Patrząc na nowoczesne wałki indukcyjne "The O" wydaje mi się, że wręcz przeciwnie.
Moda ma to do siebie, że raz na jakiś czas zatacza koło i powraca. Kilka dni temu pisałam o kręconych włosach, które detronizują włosy proste. Wygładzane przez lata żelazkiem, jak przy linijce, wreszcie nabierają objętości i nowej struktury. Przy dzisiejszych elektronicznych zabawkach, jak lokówki czy suszarko-lokówki, można wyczarować dowolny skręt i objętość fal czy loków. A wałki? Można powiedzieć, że to lokówka w wersji retro. Ale nie tylko lokówka. Przydają się szczególnie na włosach długich i półdługich. A to kilka zastosowań wałków, które naprawdę działają. I ułatwiają nam życie!
Objętość XXL
Odświeżenie fryzury
Hollywoodzkie fale
Bałagan kontrolowany
Polecam wałki indukcyjne dwudziestego pierwszego wieku, czyli "The O" - są genialne.
Od kilku już sezonów przewijają się lata 60 i inne stylizacje wymagające przygotowania włosów właśnie na wałkach lub lokówce by zmienić ich naturalny kształt. Natomiast nie mam na myśli oczywiście nic sztucznego a'la kask.
Wałki dają megawygodę - nakręcasz a potem śmiało chodzisz w nich na głowie cały ranek strasząc rodzinę, jak robisz im śniadanie i ogarniasz pranie. A po wyprawieniu wszystkich, ściągasz przeczesujesz i wychodzisz na zakupy. Jeszcze przed wyjściem warto spryskać suche włosy jakimś produktem (na przykład anty.gravity Kevin Murphy), który aktywowany jest ciepłem i lepiej zapamięta kształt, który chcemy uzyskać na włosie.
