
Michał Kamiński przeszedł długą drogę z Prawa i Sprawiedliwości do Platformy Obywatelskiej i Kancelarii Premiera. Najpierw ostro krytykował Donalda Tuska i jego partię, by po rozbracie z Jarosławem Kaczyńskim stać się ich największym obrońcą.
REKLAMA
Zaskoczenie? Nie. Michał Kamiński długo czekał na swoją polityczną szansę w Platformie Obywatelskiej. Pierwszą otrzymał w maju, przy okazji wyborów do Parlamentu Europejskiego, ale jej nie wykorzystał. Mimo pierwszego miejsca na liście w Lublinie, nie pojechał do Brukseli. Dziś dostaje kolejną – tym razem pewną.
Warto zatem przypomnieć, co o Donaldzie Tusku i o samej Platformie mówił przed laty, jeszcze jako gwiazda Prawa i Sprawiedliwości. Wybierać jest z czego...
Będąc ministrem w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego wykorzystywał każdą okazję, aby uderzyć w rząd Donalda Tuska. Zawsze słynął z mocnych słów i zręcznie wykorzystywał i wychwytywał wszelkie preteksty. Tych zaś nie brakowało, wystarczy przypomnieć słynną walkę o krzesło czy miejsce w samolocie. – Kieszonkowi politycy PO mogą na razie dokonywać tylko takich kieszonkowych zamachów stanu, że zabierają prezydentowi samolot, by nie poleciał – atakował Kamiński.
„PO dzieli. Łączy tylko PiS”
W 2005 roku Kamiński bez precedensu przekonywał, że Polska Platformy będzie krajem podzielonym, który szybko pochyli się ku upadkowi. Gwarantował, że tylko PiS jest w stanie zapewnić zrównoważony i owocny rozwój. Kiedy Kaczyńskiemu nie udało się wygrać wyborów w 2007 roku nie krył oburzenia. – Platforma to partia rządzona po dyktatorsku – przekonywał.
W 2005 roku Kamiński bez precedensu przekonywał, że Polska Platformy będzie krajem podzielonym, który szybko pochyli się ku upadkowi. Gwarantował, że tylko PiS jest w stanie zapewnić zrównoważony i owocny rozwój. Kiedy Kaczyńskiemu nie udało się wygrać wyborów w 2007 roku nie krył oburzenia. – Platforma to partia rządzona po dyktatorsku – przekonywał.
Mocnych słów nie szczędził także wobec innych polityków partii rządzącej. O Pawle Zalewskim, który przeszedł z PiS do PO, mówił, iż jest pozbawiony elementarnego honoru i przyzwoitości. Równie „ciepło” odnosił się np. do Stefana Niesiołowskiego. – Pan jest dziobakiem polskiej sceny politycznej. Pan ciągle dziobie – mówił.
„Nie wybieram się do żadnej partii”
– Premier, który w ubiegłym roku zwiedził Machu Picchu, a w czasie kryzysu hulał na nartach, jest ostatnią osobą, która miałaby prawo upominać pracującego i pracowitego prezydenta – mówił w 2009 roku Kamiński. Równie mocno krytykował poparcie, którego Platformie udzielił jego były partyjny kolega Kazimierz Marcinkiewicz. – To z pewnością najgorsza rzecz, jaką zrobił w swoim politycznym życiu – przekonywał.
– Premier, który w ubiegłym roku zwiedził Machu Picchu, a w czasie kryzysu hulał na nartach, jest ostatnią osobą, która miałaby prawo upominać pracującego i pracowitego prezydenta – mówił w 2009 roku Kamiński. Równie mocno krytykował poparcie, którego Platformie udzielił jego były partyjny kolega Kazimierz Marcinkiewicz. – To z pewnością najgorsza rzecz, jaką zrobił w swoim politycznym życiu – przekonywał.
Jeszcze w 2013 roku zapewniał, że nie wybiera się ani do PO, ani do żadnej innej partii. A dziś?
Dziś wszystkie wyżej wymienione wypowiedzi (a to zaledwie kilka z bogatego zbioru) brzmią jak kiepski dowcip. Pokazują, że politycy nie liczą się z tym, co mówią, a ciepłe polityczne posadki stawiają ponad własne idee. Zwłaszcza w roku wyborczym. Kamiński ma to „nieszczęście”, że Internet zapamiętał wszystkie „twarze” nowego sekretarza stanu, a dziennikarze trafnie i słusznie je wypominają.
