
Sprawa pomnika gen. Czerniachowskiego, generała Armii Czerwonej, który zginął dokładnie 70 lat temu na obecnej polskiej ziemi, ciągnie się już drugi rok. Za sprawą jego pomnika w Pieniężnie, przed którym Rosjanie zorganizowali właśnie obchody ku czci sowieckiego wojskowego. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Czerniachowski nie zrobił dla Polski niczego dobrego. Wręcz przeciwnie.
Tym razem, nie po raz pierwszy zresztą, Polaków i Rosjan podzielił generał Czerniachowski. Jego pomnik postawiono w latach 70. w miejscowości Pieniężno (obecnie województwo warmińsko-mazurskie), ale nie od razu zaczął on być powodem waśni. Sytuacja nie zmieniła się nawet po upadku komunizmu. Dopiero przed rokiem radni Pieniężna wyrazili oficjalnie swój sprzeciw wobec sowieckiego generała. Jego pomnik uznano za symbol komunizmu i nakazano rozbiórkę. Nie całkowitą likwidację, a przeniesienie do innej lokalizacji. Jedną z zaproponowanych możliwości był cmentarz żołnierzy Armii Czerwonej.
Zgromadzona dokumentacja jednoznacznie ukazuje osobę i rolę generała Czerniachowskiego z odmiennego od powszechnie przyjętego w Federacji Rosyjskiej punktu widzenia. Odzwierciedla negatywną rolę działań wojennych radzieckiego dowódcy skierowanych przeciw Polakom. (...) Opinia Instytutu Pamięci Narodowej wskazuje, że był to jeden z elementów planu sowietyzacji i politycznego podporządkowania terenów zajmowanych przez Armię Czerwoną. Czytaj więcej
Kim był człowiek odpowiedzialny za rozbicie akowskiego podziemia? Weteranem bojów na terenie Związku Sowieckiego, walczył m.in. w bitwie na Łuku Kurskim. Od kwietnia 1944 roku dowodził 3 Frontem Białoruskim, który odpowiadał za walkę ze strukturami niepodległościowymi w ramach tzw. operacji wileńskiej. Później działał w Prusach Wschodnich. Był dwukrotnie uhonorowany tytułem Bohatera Związku Radzieckiego, uważano go za obiecującego oficera – gdy został generałem armii miał zaledwie 38 lat.
Była zatem delegacja z obwodu kaliningradzkiego na czele z szefową tamtejszego MSZ Ałłą Iwanową, pracownicy rosyjskiego konsulatu w Gdańsku, samorządowcy, kombatanci, młodzież z zaprzyjaźnionego z Pieniężnem rosyjskiego Mamonowa. Był portret kontrowersyjnego generała, kwiaty i znicze. — Uważamy, że pomnik powinien stać w miejscu, gdzie generał zginął, bo jest to znak upamiętniający jego śmierć — mówił Andriejew.
W ubiegłym roku konflikt przybrał na sile. Wszystko przez to, że rosyjskie władze domagały się od Polaków wybudowania w Krakowie pomnika ku pamięci żołnierzy Armii Czerwonej, którzy zginęli w polskiej niewoli.
Jest jeszcze Pomnik Braterstwa Broni, potocznie zwany Pomnikiem Czterech Śpiących. Najprawdopodobniej nigdy nie powróci już na Plac Wileński na warszawską Pragę, gdzie stał przez lata. Wciąż budzi mieszane odczucia – dla jednych to symbol narzuconego braterstwa, sowieckiej dominacji. Inni widzą w nim pomnik ku czci wielu młodych, także polskich, którzy wyzwalali kraj bez wpływu na wielką politykę. Są także i tacy, dla których ten warszawski monument ma wartość sentymentalną. Jakkolwiek to brzmi, niektórzy mieszkańcy po prostu się do niego przyzwyczaili.
