
W piątek 13-go nasz czytelnik zamiast całej pensji dostał tylko połowę. Zwrócił się do pracodawcy z pytaniem, czym zasłużył sobie na tak drastyczną obniżkę. Okazało się jednak, że szef nie miał z tym nic wspólnego, a w kadrach księgowa ściszonym głosem powiedziała mu: Miał pan zajęcie komornicze.
Pan Jan postanowił jednak wyjaśnić sprawę najszybciej jak się da, by bandyci nie dostali od niego już ani złotówki. Zgłosił się do adwokat Katarzyny Agackiej, która postanowiła dokładniej przyjrzeć się sprawie. Z dokumentacji sądowej wyłonił się jednak całkiem inny obraz sytuacji.
Od niedawna przesyłki sądowe doręcza InPost. Klienci wielokrotnie skarżyli się na to, że muszą swoją korespondencję odbierać m.in. ze spożywczaka czy z kiosku. Jednak jak się okazuje, nie jest to jedyna niewygoda.
Pracownicy Poczty Polskiej, jako urzędnicy państwowi byli specjalnie wyszkoleni. Zdawali sobie sprawę, co dla adresata przesyłki sądowej oznacza jej nieodebranie. Sąd niezależnie od tego czy oskarżony się stawi czy nie przeprowadza rozprawę i wydaje wyrok zaoczny. Inna sytuacja ma natomiast miejsce, gdy kurier poinformuje sąd, że przesyłka nie została dostarczona, bo np. pod danym adresem nie zastał danej osoby.
Pan Jan postanowił działać i dzięki temu jest szansa, że uda mu się odzyskać skradzione pieniądze. Na razie ze swoją adwokat starają się o to, by komornik nie wszedł na następną pensję. Jest to walka z czasem.
