
Zbójnictwo rozwinęło się w szczególnym stopniu w Karpatach, gdzie grasował jednak nie tylko znany z popularnego serialu i filmu Agnieszki Holland Janosik. Ściślej Juraj Janosik, który uchodzi za słowackiego bohatera. Nie wszyscy jednak byli tak szlachetni, bo też nie wszystkich uszlachetniła masowa kultura.
Kim zatem jest zbójnik z karpackiego folkloru? Przede wszystkim nieustraszonym przywódcą i dzielnym junakiem, który nie uznaje nad sobą żadnej władzy, a cechuje go szczególna siła, zwinność i spryt.
Jeden z nich, niejaki Targolik z Łomnej, na początku XVIII wieku, był na ustach wielu. Rabował, podpalał i mordował, nigdy jednak nie został ujęty. Początkowo miał być nawet wspólnikiem samego Janosika czy Ondraszka, potem działał na własną rękę.
Torgolik ich wodził, sławny zbuj łomniański,
Niedobry do swoich, a straszny do pańskich.
Torgolika jegry na łące chycili -
Zorzickuli Małej — i tam powiesili...
Na tym samym mniej więcej obszarze, według niektórych podań przez pewien czas wraz z Targolikiem, działał słynny beskidzki zbój - Ondraszek. Bo taki właśnie przydomek przylgnął do Ondry Fucimiana, urodzonego w 1680 roku w Janowicach. Był synem miejscowego wójta, niektóre legendy podają, że kształcił się w szkole pijarskiej.
Przypisywano Ondraszkowi niebywałą siłę, nadnaturalne zdolności, magiczną moc, związaną z posiadaniem m.in. czarodziejskiego obuszka, magicznego kubka i pistoletów zawsze trafiających do celu. Jego mocarne ramię bezlitosne było dla panów i możnych, dobrotliwe i łaskawe dla ubogich i biednego ludu. Był więc według ludowych wizji Ondraszek ideałem harnasia (...) z którym w całych Karpatach równać się mogli jedynie Janosik i Oleksy Dobosz, może jeszcze Józek Baczyński.
Inna sława tamtych czasów - Maciek Klimczok. Postrach miejscowych, podobnie jak dwaj inni Klimczokowie - Wojtek i Jasiek, niekoniecznie z nim spokrewnieni. Według niektórych przekazów Klimczok miał mieć hrabiowskie korzenie. Niezależnie od wysokiego urodzenia, które mu przypisywano, rabował na potęgę. W końcu dostał się do niewoli, ale uciekł i wrócił do dawnego rzemiosła. Skończył powieszony na haku w 1697 roku.
Ostatni z wielkich w Beskidach Zachodnich, czyli Proćpak. A właściwie Jerzy Fiedor, pochodzący z Kamesznicy. Nie wiemy, kiedy przyszedł na świat, ale wiele wskazuje na to, że miał rodzinę i zajmował się kłusownictwem. Uwięziony za wykroczenia, zbiegł i schronił się w okolicznych lasach. Polował na dziką zwierzynę, choć szybko "zamienił" ją na bogaczy. Napadał na majątki, karczmy, zabijał bez pardonu. Łupy składował u kochanki Baśki Sołtyski której wcześniej... zabił brata. Zawisł na szubienicy w rodzinnej miejscowości w 1796 roku.
Hej, Proćpaku, Proćpaku,
Bedzies ty kiejś na haku;
Jak Cię złapią, powiesą,
Górale się pociesą!
Na tle wielu innych beskidzkich zbójów wyróżniał się na pewno Wojtek Bulok, chłop jak dąb, który grasował na początku XVIII wieku do spółki z... czarownicami. Tak przynajmniej nazywano sędziwe kobiety u boku harnasia, trudniące się znachorstwem. Od nich zapewne wzięła się Skała Czarownic w Wilkowicach.
Zbójnicy kończyli zazwyczaj tragicznie i haniebnie, ale - jak na owe czasy - zupełnie normalnie. Taki gwałtowny rodzaj zejścia z tego świata przewidziano bowiem dla tych, którzy trudnili się rozbojem. Nie przeszkadzało to jednak wcale temu, aby po śmierci rozwijały się ich legendy.