„Magik nie odszedł, on po prostu poszedł uczyć rapować Boga”. Mimo że od tragicznej śmierci Piotra Łuszcza, członka legendarnej grupy Paktofonika minęło prawie 12 lat, pod utworami jego autorstwa, krążącymi w Sieci, niemal codziennie pojawiają się nowe komentarze. Wyznania miłości i dowody przywiązania. Fani przerzucają się ulubionymi kawałkami i prywatnymi historiami. W poniedziałek, w ramach Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, odbyła się premiera filmu Leszka Dawida „Jesteś Bogiem”, opowiadającego historię zespołu i narodzin polskiego hip hopu. Legenda powraca.
"Bo ja jestem Bogiem
Uświadom to sobie
Słyszysz słowa, od których włos jeży się na głowie
O, rany, rany
Jestem niepokonany
Ha I Pe Ha O Pe
Bez reszty oddany
Przejebany
Potencjał niewyczerpany"
Zimą 2000 roku cała Polska żyła tym kawałkiem. Można go było usłyszeć w radiu, pod każdym blokiem i w wielu słuchawkach, nie tylko tych należących do młodych ludzi, ale i wszystkich tych, którym – tak jak chłopcom ze Śląska – szara rzeczywistość końca lat 90. zdawała się nieprzyjazna. Pierwsza płyta zespołu rozeszła się w milionach egzemplarzy. „Kinematografia” przebiła się przez hermetyczny świat fanów muzyki hip hopowej na zewnątrz, do głównego obiegu, a przy okazji na zawsze zmieniła oblicze samego hip hopu. Nagle muzyka, która do tej pory była zarezerwowana dla wysiadujących pod blokiem chłopaków w obwisłych portkach trafiła do szerokiego grona. Teksty Magika, Fokusa i Rahima weszły do mowy potocznej. Młodzi ludzie przerzucali się nimi i za ich pomocą opisywali swoje uczucia, rewidowali swoje spojrzenie na świat. Muzyka Paktofoniki stała się głosem pokolenia. Pokolenia dzieci przełomu. Wyrastających w dużych miastach, dorastających w blokach, wychowywanych przez kolegów z podwórka.
Paktofonika narodziła się w 1998 roku w jednym z bloków w katowickich Bogucicach, w czasach kiedy hip hop był jeszcze raczkującym i niszowym gatunkiem w Polsce. Pakt trzech, bo tak tłumaczy się nazwę zespołu, zawiązało trzech kolegów z podwórka: Rahim, Fokus i Magik. Spotykali się w swoich mieszkaniach, lepili pierwsze beaty i układali teksty. Muzykę robili dla siebie, co czuć było w każdym kawałku. Ich teksty były szczere, świeże a co najbardziej rzucało się w oczy poetyckie. To była nowa jakość. – Sukces Paktofoniki, a wcześniej Kalibra44 do, którego należał Magik opierał się na swoistej przystępności. – mówi Filip Kalinowski, krytyk muzyczny. – Nie wynikała ona jednak ze względów komercyjnych i wymyślanych w pocie czoła strategii marketingowych, a z własnego, stylowego i szczerego podejścia do muzyki. Ich teksty nie były tak hermetyczne jak u - stanowiących wówczas większość sceny - reprezentantów ciemnej, ulicznej strony hip-hopu. Dotyczyły spraw z którymi mógł się identyfikować tak fan rapu, jak i rocka, tak mieszkaniec bloku, jak i willi. Numery były melodyjne, a refreny śpiewne. Kiedy Paktofonika wchodziła na polską scenę muzyczną, krajowy hip-hop dopiero wyrastał ze swoich dziecięcych lat. Nie miał jeszcze własnej półki w Empiku, a w mediach pojawiał się zwykle w kontekście sensacyjnym. Choć Paktofonika nie była jedynym zespołem, który nie wpisywał się w schematyczny, podwórkowy wizerunek gatunku, jej sukces uświadomił wielu ludziom jak szerokim i różnorodnym gatunkiem jest hip-hop.
Nowa jakość, o jakie wspomniał Kalinowski, to psychorap, którego prekursorem był Magik. Teksty, które rymował nie były dosłowne, tak jak chociażby u jego kolegów z Poznania czy Warszawy, a poetyckie. Wystarczy wsłuchać się w kilka jego kawałków by zrozumieć na czym polegał ten styl. – W jego tekstach kreślone były rozbudowane stylistycznie wizje, metafizyczne obrazy, nierzadko odwołujące się do psychiki i wnętrza człowieka, bardzo często rzeczywiste znaczenie utworu ukryte było pod warstwą metafor – tłumaczy Gano, jeden z przedstawicieli śląskiego hip hopu. Nie tylko jednak styl był indywidualny, ale także tematyka. Kawałek „Plus i Minus” Kalibra opowiadający o czekaniu na wynik testu na HIV to absolutny fenomen na skalę Polski. Wcześniej nikt nie śpiewał o takich sprawach, a przynajmniej na pewno nie w taki sposób. Nagle okazało się, że piosenka to nie tylko chwytliwa muzyka, ale słowa, i to niegłupie. – To co uderzało w tekstach chłopaków, a szczególnie Magika, to szczerość i niepowtarzalny styl. Wszystko robili po swojemu. Nie przejmowali się komentarzami, nie krępowali ramami gatunku. Robili to co kochali i za to ich kochali.
Sława nie zdążyła im uderzyć do głowy. 26 grudnia 2000 roku, kilka dni po wydaniu pierwszej płyty, Magik popełnił samobójstwo. – Dobrze pamiętam ten dzień – wspomina Gano. – Większość osób była zszokowana, telefony się urywały. To była chyba pierwsza śmierć w polskim rapie, a do tego dotyczyła artysty u szczytu popularności. Magik z miejsca stał się postacią kultową, fani żałowali, że nie będzie im dane posłuchać kolejnych nagrań rapera. Legenda Magika do dziś dnia jest żywa na Górnym Śląsku, o czym świadczy chociażby ilość zniczy, która zawsze pali się na grobie Piotrka.
Tragiczne wydarzenie zelektryzowało świat hip hopu. Nagle cała Polska usłyszała o trzech chłopakach z katowickich bloków, którzy robili muzykę bez pieniędzy i kontaktów, ale za to z wielką pasją. – Niewątpliwie śmierć Magika ma wpływ na fenomen Paktofoniki – mówi Kalinowski. – Nie ukrywajmy, że wiele osób usłyszało o nich dopiero po wypadku. Polacy lubią smutne historię. Śmiem wątpić w to, czy nazwa zespołu pojawiałaby się dziś w kontekście "głosu pokolenia" czy "fenomenu" gdyby Piotr Łuszcz nadal żył. – mówi krytyk muzyczny. Od czasu samobójczej śmierci, świat fanów Kalibra44 i Paktofoniki jest podzielony. Jedni tragedię postrzegają jako wołanie o pomoc zagubionego artysty, inni jako wygłup w narkotycznym widzie. Gdzie leży prawda? Trudno dziś ocenić, choć na pewno film Leszka Dawida będzie próbą odnalezienia jej. Niezależnie jednak od tego, jak zakończyła się historia zespołu, jego sukces jest niezaprzeczalny. Nie ma polskiego hip hopu bez Magika.
"I wiem, że wspomnienie nigdy nie zginie
Tak jak wspomnienie po pierwszej dziewczynie
Jak czasy podstawówki
Zbite butelki, ubite lufki"