Pati Yang w 2006 r. podczas Festiwalu w Opolu
Pati Yang w 2006 r. podczas Festiwalu w Opolu Fot. Rafał Mielnik / Agencja Gazeta
Reklama.
Gdyby nie usłużny internet i pamięć, podsuwające odpowiednie skojarzenia, słysząc nazwisko Pati Yang i jej wokal, można by pomyśleć, że ta artystka wywodzi się raczej z brytyjskiej tradycji interesujących kobiecych głosów niż z końcówki PRL-u. Bo i muzyczny sztafaż ostatniej solowej płyty Pati Yang jest jak najbardziej nowoczesny i wyspiarski – jej brzmieniem zajął się odpowiedzialny m.in. za produkcję na debiutanckim krążku Hurts Joe Cross. Tymczasem dzieciństwo Pati, a właściwie Patrycji, przypadło cudownym zrządzeniem losu na związek jej mamy z Janem Borysewiczem z Lady Pank i życie w wiecznej trasie, co miało przemożny wpływ na jej rozwój. Z tamtych bodaj czasów wywodzi się niechęć Pati do systemów i innych sposobów ograniczania wolności osobistej. Muzycznie jej korzenie tkwią jedak gdzie indziej – raczej w brytyjskiej edukacji muzycznej, którą odebrała bardzo młodo, bo już jako nastolatka.
Bardzo młodo – w wieku 18 lat – wydała też debiutancką płytę zatytułowaną “Jaszczurka”. To był na polskim rynku ewenement – w kraju wydawało się wówczas hip-hop prosto z blokowisk, względnie lekkie popowe rzeczy w stylu Andrzeja Piasecznego i Roberta Chojnackiego czy rockowe albo prześmiewcze płyty Kultu, Partii, Pidżamy Porno i Kur. “Jaszczurka” oscylowała wówczas za to w rejestrach wyznaczanych przez inteligentną kobiecą elektronikę lat 90. (taką Roisin Murphy z Moloko czy Bjork), w wydaniu mniej głupkowato-klubowym niż “Zakręcona” Reni Jusis i w mniej posępnym niż solowe dokonania Kasi Nosowskiej. “Jaszczurka” nosiła raczej piętno gęstego, przesyconego dymem grania rodem z Bristolu, tych podbitych dubem melodii leniwie wyśpiewywanych przez bywalców imprez reaggowych i acid-jazzowych koncertów. Nie wierzycie? Posłuchajcie “Higher Perception” z tej płyty:

Trzy albumy, garść ścieżek dźwiękowych, dwa muzyczne projekty i jedno małżeństwo później, Pati przyznaje, że na “Jaszczurkę” “jakoś tam” było na polskim rynku miejsce, chociaż rzeczywiście nie przebiła się z tą płytą do masowej świadomości. Podobnie zresztą jak z kolejnymi, bo Pati nadal pozostaje arystką osobną – zarówno na Wyspach, jak i w Polsce – mimo znaczących artystycznych sukcesów na koncie. Stosunkowo najgłośniejszym echem odbił się krążęk “Experiments in Violent Light” projektu FlyKkiller, tworzonego przez Pati wraz z mężem Stephenem Hiltonem. Drapieżna, nowoczesna elektronika z pazurem świetnie wpisywała się w nastrój pierwszej dekady nowego millenium i współgrała z obojętno-mistycznym nastawieniem artystki do świata.
Z myślą o tych, którzy żałują, że nie zobaczyli Pati na żywo, zamieszczamy koncertowe wideo:
i zapraszamy do monitorowania jej facebookowego profilu, z którego wynika, że artystkę czasem daje się też ujrzeć na londyńskich scenach. Posłuchajcie też odrobinę bardziej popowego najnowszego krążka “Wires and Sparks”, który w Wielkiej Brytanii ujrzał światło dzienne w formie EP-ki na początku kwietnia i zyskał sobie, np. zdaniem Indie Music Magu, miano “zbioru hipnotyzujących dźwięków” i “albumu czystego, eleganckiego i unikalnego”. Na okoliczność wcześniejszej polskiej premiery nadwiślańskie media narzekały z kolei, że tym razem nie dostały tak świeżego materiału jak dotychczas. Może jednak po prostu jaszczurka tylko zrzuca skórę i swoje nowe oblicze objawi światu dopiero z kolejną płytą?