
Mieczysław Pruszyński: A z Józefem Piłsudskim zetknął się Pan Prezes wówczas?
Roman Dmowski: O ile zetknięciem się można nazwać dziewięciogodzinną rozmowę – to nastąpiło ono ale nie w Krakowie, ale na drugiej półkuli globu – w Japonii. Było to w roku 1905. Dowiedziałem się, że Piłsudski zamierza jechać do Japonii, by uzyskać pomoc dla przygotowywanego powstania w Królestwie. Dla przyczyn, które pan zna zapewne, uważałem wybuch powstania za niewskazany i postanowiłem udać się do Tokio by paraliżować akcję Piłsudskiego.
Moneta! Niech ją diabli wezmą, jak nią gardzę, ale wolę ją brać tak, jak zdobycz w walce, niż żebrać o nią u zdziecinniałego z tchórzostwa społeczeństwa polskiego, bo przecież jej nie mam, a mieć muszę dla celów zakreślonych. (...) w społeczeństwie, które walczyć o siebie nie umie, które cofa się przed każdym batem spadającym na twarz, ludzie ginąć muszą nawet w tym, co nie jest szczytnym, pięknym i wielkim.
Piłsudski, jak wielu ludzi, którzy związali się z PPS, zafascynowany był ideą niepodległości. Ona rzeczywiście wtedy była w ślepym zaułku i socjalizm dawał jakąś szansę jej odnowienia. Kiedy doszło do wyboru: socjalizm czy niepodległość, kiedy te dwa pojęcia w czasie rewolucji 1905 roku znalazły się w opozycji do siebie - Piłsudski nie wahał się ani chwili, wybierając niepodległość. Czytaj więcej