– To, co do mnie dotarło, to świadomość odnalezienia szczątków prawie 200 osób jako dowodów nieprawdopodobnego barbarzyństwa sprawców. Komuniści mordowali ludzi, a potem z premedytacją hańbili ich ciała, zacierali po nich ślady. To jest absolutnie porażający widok – mówi naTemat prof. Krzysztof Szwagrzyk, który kieruje zespołem badaczy poszukujących i identyfikujących ofiary terroru komunistycznego. I podkreśla: odnalezienie szczątków Pileckiego to kwestia czasu.
Projekt naukowo-badawczy „Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego”, uruchomiono w Instytucie Pamięci Narodowej w 2011 roku. Skąd pomysł jego realizacji?
Projekt ten jest realizowany od tego roku, o którym Pan wspominał, ale prace poszukiwawcze Żołnierzy Niezłomnych w Polsce realizowaliśmy od roku 2003. Tak więc nie pracujemy kilka, a kilkanaście lat.
Ostatnio słyszeliśmy informację medialną o tym, że w połowie lutego br. odbył się pierwszy pogrzeb żołnierzy, których szczątki ekshumowano. Ale to nieprawda, takich pogrzebów mieliśmy już kilka, począwszy od 2006 roku. Zawsze prace ekshumacyjne kończyły się pochówkami.
Latem 2012 roku rozpoczęły się ekshumacje ofiar komunizmu na Powązkach Wojskowych w Warszawie, na tzw. Łączce. Jaki efekt przyniosły te prace i czemu zostały przerwane?
Do dziś udało się odnaleźć szczątki 196 żołnierzy, którzy zostali skazani na karę śmierci i straceni w więzieniu na Mokotowie w Warszawie. 36 z nich zostało zidentyfikowanych genetycznie. Wszystkie miejsca, które były możliwe do przebadania na Łączce, już przeszukaliśmy.
Przed nami stoi jeszcze konieczność odnalezienia ponad 90 szczątków ludzi, którzy z pewnością znajdują się w rejonie poszukiwań. Problem w tym, że leżą one pod współczesnymi pomnikami z lat 1982-1984.
Czy istnieje szansa, aby te prace wznowić? Czekacie Państwo na zgodę rodzin zmarłych, którzy spoczywają na cmentarzu od lat 80.?
Na ten temat można mówić długo, a powiem w sposób, który – wydaje mi się – odda rzeczywisty stan, z którym się zetknęliśmy. Nie ma możliwości zatrzymania działań poszukiwawczych na Łączce, można go jedynie spowolnić. Pilną koniecznością jest doprowadzenie do takich sytuacji, kiedy będziemy w stanie pokonać różnego rodzaju trudności, także natury organizacyjnej i organizacyjnej. Po to, aby odnaleźć brakujące szczątki. Trzeba do tego doprowadzić.
Obejdzie się bez zmiany prawa?
Jako urzędnik państwowy nie powinienem komentować stanowiska innych urzędów.
Ekshumowane szczątki należą do prawie 200 żołnierzy niepodległościowego podziemia. Są wśród nich znane nazwiska?
Zidentyfikowaliśmy m.in. mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”, dowódcę 5 Wileńskiej Brygady AK, cichociemnego mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zaporę”, mjr. Bolesława Kontryma "Żmudzina" czy też płk. Stanisława Kasznicę, ostatniego dowódcę Narodowych Sił Zbrojnych.
A co ze szczątkami rotmistrza Pileckiego?
Wierzę, że je znajdziemy, co więcej, jestem o tym przekonany. Znamy miejsce, gdzie byli grzebani żołnierze, uśmierceni w 1948 roku. To tyczy się też osób, którzy zostali uśmierceni dwa tygodnie przed i dwa tygodnie po egzekucji Pileckiego. Odnalezienie jego szczątków to tylko kwestia czasu.
Czyli jest pewność, że jeden z największych polskich bohaterów spoczywa na Łączce?
Tak, mam tę pewność.
Gdzie poza Warszawą realizowany jest projekt poszukiwania ofiar terroru komunistycznego?
W 2014 roku pracowaliśmy na Opolszczyźnie i Śląsku w poszukiwaniu partyzantów z oddziału NSZ Henryka Flamego „Bartka”. Prowadziliśmy prace przygotowawcze do działań na terenie Rzeszowszczyzny i Lubelszczyzny. Były też prace w Mławie na Mazowszu oraz w Gdańsku.
Wiemy, że w tym ostatnim mieście bezimiennie spoczywa legendarna sanitariuszka 5. Wileńskiej Brygady AK, Danuta Siedzikówna „Inka”. Jest szansa na dotarcie do jej szczątków?
Proszę o cierpliwość, już niedługo sprawa będzie jasna. „Inka” została pogrzebana na gdańskim cmentarzu garnizonowym, gdzie prowadziliśmy ekshumacje. Wynik tych prac był dla nas niezwykle obiecujący i to wszystko mogę na razie powiedzieć.
Czy w związku z tym 1 marca, w Święto Żołnierzy Wyklętych, poznamy nowe nazwiska zidentyfikowanych ofiar komunizmu?
Tak, wtedy będzie kolejna konferencja zorganizowana przez Instytut Pamięci Narodowej, zostaną ujawnione nowe personalia.
Co dalej ze szczątkami, które zostały ekshumowane? Czy doczekamy się ich honorowego, państwowego pogrzebu? Jak zostaną upamiętnione ofiary terroru po 1945 roku?
Wydobyte szczątki znajdują się obecnie w chłodni na Cmentarzu Północnym w Warszawie. Przypomnę, że budowa pomników, kwestia cmentarzy itd. to wyłączna kompetencja Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Podobnie jeśli chodzi o budowę mauzoleum na Łączce. Nie mam na to żadnego wpływu.
Czy wyobraża sobie Pan inny pochówek tych ofiar, niż pogrzeb państwowy z najwyższymi honorami wojskowymi?
Nie, każda inna forma byłaby nie do przyjęcia. Będziemy za jakiś czas, nie wiem jaki, chcieli pochować naszych bohaterów narodowych z honorami, na jakie zasługują. Z zachowaniem ceremoniału państwowego.
Jak prace poszukiwawcze, ekshumacyjne i identyfikacyjne wyglądają od strony technicznej? To zapewne długi, żmudny proces…
W naszym zespole pracują badacze z wielu dziedzin: historycy, archiwiści, archeolodzy, medycy sądowi, antropolodzy.
Początek tego skomplikowanego i długiego procesu bierze się z analizy dokumentów, źródeł. Najpierw musimy wiedzieć kogo poszukujemy, gdzie ofiara została stracona, jakie posiadała cechy antropologiczne ważne z punktu widzenia badacza-poszukiwacza. Istotny jest wzrost, uzębienie, cechy charakterystyczne. To, że ktoś miał np. przestrzeloną nogę lub jakieś kontuzje jest dla nas bardzo ważne.
Następnie przystępujemy do analizy terenu, określamy go przez relacje ludzi, dokumentację. Staramy się ten teren zawęzić do w miarę niewielkiego obszaru, po czym badamy go metodami nieinwazyjnymi m.in. georadarami. Musimy mieć np. pewność, gdzie następuje zakłócenie struktury ziemi.
Kiedy zapada decyzja o podjęciu prac ziemnych, docieramy do rodzin ofiar represji komunistycznych. Po to, aby pobrać i zabezpieczyć materiał genetyczny, niezbędny do prac identyfikacyjnych – w celu porównaniu posiadanego DNA z DNA osoby, której szczątki znaleźliśmy.
W jaki sposób pobierany jest materiał genetyczny?
To bardzo prosta metoda. Wysyłamy do członków rodzin pomordowanych pakiet z rękawiczkami i tzw. wymazówkami, wraz z instrukcją oraz ankietą osobową. Należy włożyć patyczek z wacikiem do jamy ustnej, zwilżyć śliną, zapakować i odesłać. Materiał jest badany przez genetyków z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. W wyniku porozumienia uczelni z IPN powstała Polska Baza Genetyczna Ofiar Totalitaryzmów. Tam są składowane wszystkie próbki do badań genetycznych.
Na czym polegają prace ziemne?
W zależności od terenu, wykonujemy działania w inny sposób. Wydobyte szczątki są na miejscu badane, dokumentowane, fotografowane, a następnie pobieramy z nich materiał genetyczny. Później następuje proces identyfikacji, porównania posiadanych wycinków DNA.
W jakich częściach szkieletu DNA zachowuje się w najlepszym stanie?
Najczęściej są to kości długie i zęby. Zdarzają się sytuację, że, ze względu na warunki glebowe, szczątki zostały w poważnym stopniu zniszczone. Wtedy korzystamy z zębów.
Ile czasu musi minąć od odnalezienia szczątków do ich identyfikacji?
Kilka miesięcy. To nie są działania, które można zrobić na skróty.
Czy badając przez wiele lat miejsca pochówku ofiar komunizmu coś szczególnie utknęło Panu w pamięci, coś Pana zdziwiło?
W tym przypadku należy mówić raczej o silnym przeżyciu. To, co do mnie dotarło, to świadomość odnalezienia szczątków prawie 200 osób jako dowodów nieprawdopodobnego barbarzyństwa sprawców. Komuniści mordowali ludzi, a potem z premedytacją hańbili ich ciała, zacierali po nich ślady. To jest absolutnie porażający widok.
Ogromna ilość spośród odnalezionych szkieletów znajdowała się w masowych dołach. Zostali tam wrzuceni. Nie możemy mówić o układaniu ciał, a o wrzucaniu z pewnej wysokości. Tak jak upadły, tak zostały zasypywane. W niektórych przypadkach odnotowaliśmy biały nalot na kościach, co wskazywałoby na zastosowanie np. wapna gaszonego. Niektóre ofiary zasypano w dołach śmierci w niemieckich mundurach, tak jak mjr Dekutowski i jego żołnierze.
Łączka to symbol terroru komunistycznego, ale i symbol tego, jak dużo wysiłku przez kilkadziesiąt lat włożono w to, aby szczątki ofiar właśnie tam pozostały, aby nikt ich nigdy nie odnalazł.
Od czego ginęli żołnierze podziemia mordowani przez komunistów?
Trzy czwarte z tych, których odnaleźliśmy, mają ślady po tzw. katyńskiej metodzie uśmiercania, czyli po kuli w okolicy potylicy.
Czy są ślady pobicia?
Są pęknięte żuchwy, złamane ręce, przestrzelone kończyny.
Czy udało się znaleźć przy ofiarach rzeczy osobiste?
Tak, choć jest ich niewiele. Mamy m.in. osiem krzyżyków i medalików z wizerunkami Matki Boskiej, które skazańcy mieli przy sobie, ukrywając je w ubraniach. Oczywiście nie noszono ich na szyi, bo inaczej straż więzienna by je odebrała.
Jakie to uczucie móc przywrócić bohaterów nie tylko Polsce, ale i ich rodzinom. Jak reagują najbliżsi ofiar?
Jak można reagować, gdy po sześćdziesięciu latach, pomimo wielu starań, nagle dostaje się wiadomość, że odnaleziono najbliższą nam osobę. Wiadomo – to są łzy, wzruszenie. To ja zawsze dzwonię do rodzin z taką informacją, potem wręczano są im odpowiednie dokumenty. Reakcje zawsze są "ludzkie". To szczególne chwile także dla mnie i całego mojego zespołu.