Feministki mówią: "Kobieto, Kościół to twoje piekło". Katoliczki się z tym nie zgadzają.
Feministki mówią: "Kobieto, Kościół to twoje piekło". Katoliczki się z tym nie zgadzają. Fot. Marta Brzezińska/naTemat

Można być katoliczką i feministką jednocześnie? Jak się okazuje, to całkiem możliwe. Tyle tylko, że feminizm po katolicku nie zwalcza mężczyzn, a zakłada współpracę i wzajemny szacunek.

REKLAMA
8 marca z okazji Dnia Kobiet ulicami polskich miast przejdą pochody feministek. Jakiś czas temu Michał Gąsior zastanawiał się w naTemat, dlaczego konserwatystki nie mają swojej Manify i siedzą w domu, podczas gdy feministki wychodzą na ulice. Jadwiga Wiśniewska z PiS odpowiadała wtedy, że kobiety prawicy mają inne wartości i inne sposoby prezentowania swoich oczekiwań.
Feministki są też dobrze eksponowane w mediach – często występują w programach w rolach ekspertek i komentatorek. Powód jest banalnie prosty – ”lewicowe” przedstawicielki płci pięknej są świetnie zorganizowane. Wystarczy wspomnieć o takich organizacjach, jak Feminoteka, Kongres Kobiet czy Federacja na rzecz Kobiety i Planowania Rodziny.
Ale przecież konserwatystki i katoliczki też mają swoje organizacje, choć to raczej inicjatywy pro-rodzinne niż stricte pro-kobiece (jak na przykład Związek Dużych Rodzin3Plus). Ostatnio katolickie kobiety zorganizowały się przeciwko Konwencji Rady Europy o przeciwdziałaniu i zwalczaniu przemocy rodzinnej. Pod ich apelem można znaleźć podpisy m.in. Joanny Szczepkowskiej, prof. Jadwigi Staniszkis czy Dominiki Figurskiej.
Kobieta? Nie tylko matka!
Jaka jest rola kobiety w Kościele? Czy jedyną jej misją jest bycie żoną i matką, ewentualnie służebnicą mężczyzn? Taką refleksję snuje na łamach ostatnich „Wysokich Obcasów” dr Justyna Melonowska, badaczka nauczania Jana Pawła II o kobiecie. Jej zdaniem, Karol Wojtyła cały „geniusz kobiecości” widział w... macierzyństwie, jako jedynym i podstawowym powołaniu kobiety.
Z taką opinią nie zgadza się w rozmowie z naTemat Ewa Kiedio, redaktorka „Więzi”, twórczyni (wraz z mężem Marcinem) magazynu „Dywiz. Pismo katolaickie”, która rolę kobiety postrzega niezwykle szeroko, co wynika po prostu z miejsca człowieka w Kościele (bez tworzenia podziałów na kobiety i mężczyzn).
Ewa Kiedio

Chodzi o nawracanie się i dawanie świadectwa innym ludziom, do czego powołani są chrześcijanie niezależnie od płci. W życiu świeckiej osoby jest niezliczona ilość okazji do świadczenia o Bogu, czy to w zawodzie pielęgniarki, profesora językoznawstwa, dziennikarza albo w sytuacji kobiety, która poświęciła się macierzyństwu. Ważne, żeby odczytywać, co jest wolą Boga konkretnie dla mnie. Jakie dał mi możliwości, umiejętności

– Księża katoliccy nie potrafią pomyśleć o czegokolwiek o kobiecie, co by nie miało związku z Matką Bożą i macierzyństwem – wytyka w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” Melonowska, niejako czyniąc zarzut z tego, że rola kobiety w Kościele ogranicza się wyłącznie do bycia matką. Zdaniem Kiedio, ta krytykowana rola matki jest szalenie wyjątkowa, bo przecież w ten sposób realizuje się współudział kobiety w dziele stworzenia. – Zaproszone jesteśmy do rzeczy zupełnie niesamowitych. Ale nie zgodzę się z tym, że bycie matką to jedyna rola kobiety w Kościele – podkreśla moja rozmówczyni, autorka książki „Osobliwe skutki małżeństwa”.
Audytorka, kantorka, lektorka, ministrantka...
Melonowska we wspomnianej rozmowie ubolewa nad tym, że nie może być diakonisą, a jej córka ministrantką, choć nie ma ku temu żadnych przeszkód teologicznych. Żali się ponadto, że w kościele, w którym uczestniczy w Eucharystii, kobieta może być wyłącznie szafarką Krwi Pańskiej, podczas gdy mężczyzna – samego Ciała Pańskiego. Nie podoba się jej również to, że nie może się wyspowiadać u kobiety, choć nawet poznała odpowiednią chorwacką zakonnicę, ale wiązałoby się to z ekskomuniką.
Co zatem może robić kobieta w Kościele katolickim, jeśli na święcenia kapłańskie nie ma co liczyć? Kiedio przypomina wymienione w Kodeksie Prawa Kanonicznego zadania kobiety – uczestnictwo w Synodzie Biskupów jako audytorka i ekspertka, zasiadanie w radzie duszpasterskiej, funkcja ekonoma diecezjalnego, komentatora, kantora, lektora, ministranta, a w szczególnych przypadkach nadzwyczajnego szafarza Komunii.
Podobnie sprawę widzi Elżbieta Wiater, publicystka, blogerka związana z portalem Deon.pl.
Elżbieta Wiater

Kobiety są powołane w Kościele do świętości, tak jak mężczyźni. Powołanie każdej z nas odkrywamy w relacji z Bogiem, co z kolei oznacza, że liczba opcji jest prawie nieskończona. W praktyce instytucjonalnej miejsce dla kobiet widziałabym w radach doradczych, w głoszeniu (funkcja prorocka), formacji kapłanów oraz przy... opiniowaniu powołań - często widzimy cechy, których mężczyźni nie zauważają.

Brzmi prawie jak feministyczne postulaty emancypacyjne? W niektórych środowiskach katolickich samo wspomnienie o feminizmie wywołuje oburzenie, bo przecież feministki to „zło najgorsze”. Czy aby na pewno, skoro nawet ostro krytykowany przez Melonowską Jan Paweł II tak wiele mówił o katolickim feminizmie? Rozmówczyni „Wysokich Obcasów” nie zarzuca Wojtyle złych intencji, ale...
Justyna Melonowska

To jest przykład dobrych intencji, którymi potem wybrukowane jest piekło, w tym przypadku piekło kobiet.

Z taką tezą nie zgadza się Elżbieta Wiater. – Piekło wynika raczej z tego, że postulatów Jana Pawła II nie wcielono w życie, niż z tego, że je postawił. Postulował m.in. szacunek dla kobiet, większy udział w życiu społecznym i politycznym, szacunek dla macierzyństwa i tych z nas, które żyją w czystości. Który z tych postulatów może być zaczątkiem piekła? – zastanawia się moja rozmówczyni.
Z kolei, zdaniem Kiedio, problem tkwi w tym, że Jan Paweł II nie sprecyzował dokładnie, co ma na myśli, mówiąc o katolickim feminizmie. W encyklice „Evangelium vitae” napisał: „[Kobiety] mają stawać się promotorkami nowego feminizmu, który nie ulega pokusie naśladowania modeli maskulinizmu, ale umie rozpoznać i wyrazić autentyczny geniusz kobiecy we wszystkich przejawach życia społecznego”.
Jak rozumie to moja rozmówczyni? – Mamy angażować się w życie społeczne, by uczynić je jak najbardziej dobrą przestrzenią dla kobiet, a pośrednio dla wszystkich. Bo od tego, jaka będzie sytuacja kobiety, zależy przecież także sytuacja mężczyzn i dzieci - wyjaśnia redaktorka „Więzi”.
Feministka w Kościele? Czemu nie
Zdaniem Kiedio, nie chodzi tu tylko o macierzyństwo, ale również inne pola działania. Tyle, że to właśnie podejście do macierzyństwa jest tym, co często mocno różni katolickie feministki od tych, powiedzmy umownie, bardziej lewicowych. A szkoda, bo przestrzeni do wspólnego działania jest naprawdę sporo.
Ewa Kiedio

Mamy do podjęcia takie ważne tematy, jak dobre warunki porodu, wynagrodzenie za opiekę nad dzieckiem w domu (czy to dla społeczeństwa mniej ważna praca? czemu kobiety zostające w domu i wychowujące dzieci, przyszłych obywateli, są lekceważąco nazywane kurami domowymi?), pomoc w powrocie do pracy po wychowaniu dziecka.

Feministki i katoliczki mogłyby też wspólnie przyjrzeć się problemowi dysproporcji w zarobkach, ale już kwestia rzekomej dominacji mężczyzn czy podziału obowiązków prawdopodobnie byłaby tym, co je poróżni. W dodatku, mało która katoliczka, mając świadomość tego, jak w Polsce kojarzą się feministki (Katarzyna Bratkowska i jej „aborcja” w Wigilię czy całująca mężczyzn w rękę Kazimiera Szczuka) zechce bez żadnych zastrzeżeń określić się tym mianem.
– Feminizm często kojarzy się z walką z mężczyznami, w czym stał się wręcz karykaturalny. A przecież feminizm katolicki nie jest zwalczaniem mężczyzn, nie ma w sobie nic z niechęci do nich – przeciwnie, wymaga współpracy, uzupełniania, wzajemnego szacunku – konstatuje Kiedio. Szkoda, że katoliczki - dziennikarki, publicystki, działaczki społeczne nie bardzo potrafią się zorganizować, tworząc choćby namiastkę programu, pokazując, co konkretnie chcą zrobić. Działając w rozproszeniu, niewiele zawojują.