
Można być katoliczką i feministką jednocześnie? Jak się okazuje, to całkiem możliwe. Tyle tylko, że feminizm po katolicku nie zwalcza mężczyzn, a zakłada współpracę i wzajemny szacunek.
Jaka jest rola kobiety w Kościele? Czy jedyną jej misją jest bycie żoną i matką, ewentualnie służebnicą mężczyzn? Taką refleksję snuje na łamach ostatnich „Wysokich Obcasów” dr Justyna Melonowska, badaczka nauczania Jana Pawła II o kobiecie. Jej zdaniem, Karol Wojtyła cały „geniusz kobiecości” widział w... macierzyństwie, jako jedynym i podstawowym powołaniu kobiety.
Chodzi o nawracanie się i dawanie świadectwa innym ludziom, do czego powołani są chrześcijanie niezależnie od płci. W życiu świeckiej osoby jest niezliczona ilość okazji do świadczenia o Bogu, czy to w zawodzie pielęgniarki, profesora językoznawstwa, dziennikarza albo w sytuacji kobiety, która poświęciła się macierzyństwu. Ważne, żeby odczytywać, co jest wolą Boga konkretnie dla mnie. Jakie dał mi możliwości, umiejętności
Melonowska we wspomnianej rozmowie ubolewa nad tym, że nie może być diakonisą, a jej córka ministrantką, choć nie ma ku temu żadnych przeszkód teologicznych. Żali się ponadto, że w kościele, w którym uczestniczy w Eucharystii, kobieta może być wyłącznie szafarką Krwi Pańskiej, podczas gdy mężczyzna – samego Ciała Pańskiego. Nie podoba się jej również to, że nie może się wyspowiadać u kobiety, choć nawet poznała odpowiednią chorwacką zakonnicę, ale wiązałoby się to z ekskomuniką.
Kobiety są powołane w Kościele do świętości, tak jak mężczyźni. Powołanie każdej z nas odkrywamy w relacji z Bogiem, co z kolei oznacza, że liczba opcji jest prawie nieskończona. W praktyce instytucjonalnej miejsce dla kobiet widziałabym w radach doradczych, w głoszeniu (funkcja prorocka), formacji kapłanów oraz przy... opiniowaniu powołań - często widzimy cechy, których mężczyźni nie zauważają.
To jest przykład dobrych intencji, którymi potem wybrukowane jest piekło, w tym przypadku piekło kobiet.
Zdaniem Kiedio, nie chodzi tu tylko o macierzyństwo, ale również inne pola działania. Tyle, że to właśnie podejście do macierzyństwa jest tym, co często mocno różni katolickie feministki od tych, powiedzmy umownie, bardziej lewicowych. A szkoda, bo przestrzeni do wspólnego działania jest naprawdę sporo.
Mamy do podjęcia takie ważne tematy, jak dobre warunki porodu, wynagrodzenie za opiekę nad dzieckiem w domu (czy to dla społeczeństwa mniej ważna praca? czemu kobiety zostające w domu i wychowujące dzieci, przyszłych obywateli, są lekceważąco nazywane kurami domowymi?), pomoc w powrocie do pracy po wychowaniu dziecka.
