O tym, że Władimir Putin nigdy nie chciał zająć zbrojnie stolicy żadnego państwa, a także o niezrozumiałej z punktu widzenia Kremla polskiej polityce zagranicznej - mówił ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew jako gość TVN24 Biznes i Świat.
Idąc tokiem myślenia dyplomaty, ochłodzenie na linii Warszawa-Moskwa, które według niego przybrało charakter wzajemnych relacji na "poziomie roboczym", budzić może zdziwienie, skoro - jak przekonywał Andriejew - na wschodzie Ukrainy żadnych wojsk rosyjskich po prostu nie ma.
O ile tłumaczył, że Putin nie wysyłał nigdy żadnych wojsk do Donbasu, to Rosjanie byli militarnie obecnie na Krymie, ale w opinii ambasadora w granicach prawa. Co więcej, o przynależności państwowej półwyspu mieli jego zdaniem zdecydować jego mieszkańcy. I to w sposób demokratyczny.
Ambasador odniósł się też do słów przypisywanych Putinowi, który miał w rozmowie z Petrem Poroszenką przekonywać, że rosyjskie czołgi w dwa dni dojadą nie tylko do Kijowa, ale także Rygi, Wilna, Tallina, Bukaresztu czy Warszawy. Skomentował też rzekome według niego propozycje rosyjskiego przywódcy dotyczące podziału ziem ukraińskich, skierowane do ówczesnego polskiego premiera Donalda Tuska.
– To nieprawda. Nigdy nie mówił (Putin - red.), że zajmie jakąś stolicę, ani nie proponował rozbiorów Ukrainy. Nie było nawet takiej rozmowy. To wszystko jest na tyle oderwane od rzeczywistości, że trudno się z tym kłócić w poważnej rozmowie – podkreślił Andriejew. Dodał, że Rosja Polsce "nie grozi, i nie groziła, i grozić nie ma zamiaru".
To nie pierwszy raz, gdy dyplomata zapewnia polską stronę o bezpieczeństwie. Kilka miesięcy temu mówił na antenie RMF FM, że tragiczne wydarzenia, jakie miały miejsce na Ukrainie, są wynikiem „krótkowzrocznej i nieodpowiedzialnej polityki prowadzonej przez określone siły na Ukrainie, a także w innych państwach”. Mówiąc o „innych państwach”, ambasador nie miał na myśli Rosji, do której – jak podkreślił – w sposób całkowicie legalny i sprawiedliwy został przyłączony Krym.
– Nie bardzo rozumiem, jak można na poważne mówić o zagrożeniu wojną na przykład ze strony naszego kraju – podkreślił wówczas rosyjski ambasador.