Janusz Palikot stracił klub poselski. To efekt konfliktów wewnętrznych i stylu zarządzania partię. – Nie zamierzam porównywać Palikota do Hitlera, tylko sytuację. Janusz był dyktatorem, jeśli chodzi o partię i decyzje, szczególnie personalne, okazały się nietrafione – mówi w "Bez autoryzacji" Artur Dębski, poseł PSL wybrany z list Ruchu Palikota.
Janusz Palikot jest jak Adolf Hitler? Wieczorem napisał pan na Twitterze do Andrzeja Rozenka: “To ludzie tworzą dyktatorów. To my na zbyt wiele mu pozwoliliśmy. Tacy co ślepo wierzyli w 33. stworzyli bestię”. To nawiązanie do objęcia przez Hitlera stanowiska kanclerza Rzeszy.
To oczywiście przenośnia, dość duża. Nie zamierzam porównywać Palikota do Hitlera, tylko sytuację. To byłoby nienormalne, gdybym go porównał do Hitlera. Janusz był dyktatorem, jeśli chodzi o partię i te decyzje, szczególnie personalne, okazały się nietrafione.
Przede wszystkim w jednoosobowym podejmowaniu decyzji. A miał naprawdę fajną grupę ludzi.
Kto jest porażką personalną Palikota?
Wszyscy ze względu na brak doświadczenia i ze względu na to, że Janusz w pewnym momencie odniósł niewyobrażalny sukces, ślepo mu wierzyliśmy. A taka ślepa wiara z reguły prowadzi do patologii.
W 2011 roku weszliście do Sejmu w dużej mierze dzięki szyldowi partii i nazwisku Palikota…
Proszę wyraźnie zaznaczyć: tylko dzięki szyldowi Palikota. Tylko.
Dzisiaj wbijanie mu noża w plecy w środku kampanii to spora niewdzięczność.
Nie znamy wewnętrznej sytuacji w klubie, ja znałem ją sześć miesięcy temu. Wtedy uznaliśmy, że pewnych rzeczy nie można firmować. Gdybym spytał pana, który w teorii jest moim partnerem, dlaczego płacimy za telefon komórkowy 50 tys. zł, skoro normalnie kosztują 5 tys., to dobrze by było otrzymać wyjaśnienia. Tych wyjaśnień nie otrzymywaliśmy.
Politycznie współpracowaliśmy z Januszem blisko, ale organizacyjnie nie. On miał swoją grupę ludzi, których sam wybrał. Takich, którzy dopuścili do zaniedbań w płatnościach dla ZUS. To niedopuszczalne. Sam byłem przedsiębiorcą przez większość życia i dla mnie najważniejszą rzeczą było dla mnie płacenie ludziom na czas. Jeszcze 20 lat temu zdarzało się, że musiałem pożyczać na to pieniądze. To było najważniejsze.
Tak wybitny przedsiębiorca, który odniósł sukces, musi to wiedzieć. Druga ważna sprawa to opłaty na ubezpieczenia społeczne. One nie są w Polsce niskie, ale trzeba je płacić. A przecież klub poselski to inna działalność, bo w firmie nie wiadomo, ile się zarobi w każdym miesiącu, a tam z góry wiadomo, ile Sejm przeleje.
To było tak jak pan mówi niedopatrzenie, czy jak sugeruje “Rzeczpospolita” plan: zaoszczędzimy na ZUS, nadwyżkę wydamy na kampanię?
Trudno mi powiedzieć, ale na zdrowy chłopski rozum to niemożliwe, bo ZUS to firma, z którą nikt nie wygrał. Te opłaty trzeba będzie wcześniej czy później zapłacić.
Co z lewicą w Polsce? Wbrew temu, co Palikot mówi na okładce “Newsweeka”, raczej nie wyjdzie z trumny, SLD zmierza ku pięknej katastrofie. Nie żal panu tego, co się stało z lewicą przez te cztery lata?
Ależ oczywiście. Razem z Andrzejem Rozenkiem i innymi kolegami powinniśmy byli zaproponować jakieś reformatorskie ruchy już dwa lata temu. Każda dyktatura opiera się na jednym człowieku. Jeśli on się w pewnym momencie pogubi, wszystko zaczyna zmierzać do klęski. Po eurowborach, gdzie on wierząc w swój geniusz uznał, że Europa Plus zdobędzie mandaty, po prostu się pogubił.
Może nie znam go najlepiej, ale jakiś czas z nim spędziłem. Po prostu się pogubił. Poza tym Palikot ostatnio odciął się od lewicy i pytanie co dalej z lewicą w Polsce nie jest do niego. To raczej pytanie pod adresem Baśki Nowackiej, Roberta Biedronia, Andrzeja Rozenka, części polityków SLD, Anki Grodzkiej. Ale nie do Palikota.
On może zrobić kolejną woltę, ale musi zacząć słuchać ludzi. W pewnym momencie stracił intuicję. Jako jedyny członek zarządu byłem zdecydowanym przeciwnikiem Europy Plus. I to nie dlatego, że nie lubię Siwca, wręcz przeciwnie. Po prostu te założenia, z którymi wchodziliśmy do Sejmu zniknęły, a społeczeństwo lubi stabilizację.
Nie cieszę się, mam olbrzymi żal do kilku osób, też do siebie, że w odpowiednim czasie nie powiedzieliśmy, że z niektórymi rzeczami się nie zgadzamy. Tak jak w wojsku: mylący się dowódca i jego otoczenie, które akceptowało te błędy, były przyczyną porażki. Ta gwiazda, lider, nie był takim charyzmatycznym przywódcą, bo takich ludzi się nie zostawia. A Palikot został z kilkoma osobami.
Oczywiście próbowaliśmy coś robić, zmieniać, rozmawiać. Ale kiedy razem z tymi błędami skończył się zwykły szacunek, na poziomie relacji międzyludzkich, to wszystko się posypało.