Mamy długą tradycję polskiej lewicy, lewicy niepodległościowej i patriotycznej, której twarzą był socjalista Józef Piłsudski. Do niej odwoływała się polska emigracja londyńska i opozycja w PRL-u. W latach 80. była "Solidarność", były próby reaktywacji struktur PPS, choć jej idee, wcześniej zawłaszczone przez komunistów, gdzieś się rozpłynęły. A co na lewicy mamy dziś? Słabnący SLD i polityczny niebyt partii Palikota...
Rodząca się III Rzeczpospolita została w znacznej mierze osierocona z lewicowej tradycji. Po lewicy patriotycznej, czerpiącej z dorobku przedwojennego PPS, pozostało niewiele. Był eksperyment z 1987 roku, gdy odrodziły się struktury partii socjalistycznej na wzór tej, założonej jeszcze w 1892 roku. Szybko jednak nastąpił podział - na lewicę z zasłużonym opozycjonistą Janem Józefem Lipskim na czele i na lewicę radykalną (PPS-Rewolucja Demokratyczna).
Przyszedł rok 1990 i środowiska PPS-owskie z kraju oraz zagranicy ponownie się zjednoczyły. Nie odegrały jednak znaczącej roli. Duch starej lewicy zginął gdzieś w pomroce dziejów.
Tyle pozostało z bogatej tradycji partii socjalistycznej, która kiedyś królowała "na lewej stronie" sceny politycznej. Dziś mamy tam Sojusz Lewicy Demokratycznej, nawiązujący do Socjaldemokracji RP, wywodzącej się bezpośrednio z Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Zwyczajowo SLD zwie się postkomuną, tak przynajmniej nazywają ją polityczni przeciwnicy, wytykający im PZPR-owskie korzenie. Mamy też takie partie jak Zielonych, Unię Pracy, a także oryginalne twory jak Krajowa Partia Emerytów i Rencistów czy Ruch Odrodzenia Gospodarczego im. Edwarda Gierka. Z gry odpadł Twój Ruch Janusza Palikota, który okazał się politycznym bankrutem.
Komentatorzy podkreślają - źle się dzieje na lewicy, polityczne swady, rozłamy, spór liderów Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera. Inni widzą schyłek lewicy, tej "prawdziwej", w niedawnej śmierci Józefa Oleksego. Zależy co nazwiemy "lewicą". Gdy myślimy o polskiej tradycji PPS-owskiej, która dziś się już rozmyła, powinniśmy sięgać głębiej w przeszłość. Koniec tak pojmowanej lewicy zwiastował już rok 1939...
Wtedy kończyła się pewna epoka, partie polityczne musiały zejść do podziemia, choć w trudnych czasach wojny zdobyły się na współpracę. Działały w Politycznym Komitecie Porozumiewawczym wspólnie, Stronnictwo Ludowe przy Stronnictwie Narodowym, Stronnictwie Pracy czy PPS-WRN. Były czasy, gdy lewica miała w swej nazwie nie tylko wolność i równość, ale także niepodległość.
A może kryzys na lewicy zaczął się wcześniej, gdy Piłsudski przejął pełnię władzę w państwie silną ręką? Po części tak. Marszałek, który wyrósł w tradycji lewicy patriotycznej, sam współtworzył jej struktury na rodzinnej Wileńszczyźnie, pewnego majowego dnia 1926 roku postanowił wziąć rozwód z demokracją. Wybrał autorytaryzm, twardą walkę z wrogami politycznymi, Berezę Kartuską. Nie mogło być inaczej: Piłsudskiego poparli koledzy z PPS.
Później było tylko gorzej: najpierw skupienie lewicy i centrum w Centrolewie, rozwiązanie parlamentu, wybory i proces opozycji. Wszystko w cieniu twierdzy w Brześciu nad Bugiem. A sądzono wybitnych socjalistów, m.in. Adama Pragiera, Adama Ciołkosza czy Stanisława Duboisa. Niewątpliwie chwały marszałkowi to nie przyniosło. Ale polski "socjalizm" nie został pogrzebany.
Nawet, gdy nad Wisłą nastała nowa rzeczywistość, kreowana przez instrukcje płynące z Moskwy. Tak jak komuniści zniszczyli PSL ze Stanisławem Mikołajczykiem, tak próbowali zabić idee innej niezależnej myśli politycznej. A one żyły w Londynie za sprawą m.in. działaczy PPS z Adamem i Lidią Ciołkoszami na czele.
W międzyczasie, w pierwszych powojennych latach, władze eksperymentowały jeszcze z tzw. lewicą koncesjonowaną - oczywiście pod szyldem PPS. Komuniści zawłaszczyli tradycję, aż w końcu uznali, że trzeba użyć jej do stworzenia nowego tworu politycznego. Tak, z połączenia PPS i PRR, powstała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza.
Do tradycji PPS-u nawiązywali też działacze rodzącej się w latach 70. opozycji demokratycznej w Polsce Ludowej. Wśród nich wspomniany wcześniej Lipski, były żołnierz AK, powstaniec warszawski, wybitny intelektualista, współzałożyciel Komitetu Obrony Robotników. Jego czołową postacią był m.in. Antoni Macierewicz. Do lewicy patriotycznej nawiązywała też "Solidarność" Lecha Wałęsy. Ruch ze swej natury robotniczy, walczący o prawa słabych i uciśnionych. Nie może być bardziej lewicowych ideałów, choć i "Solidarność" uległa z czasem zawłaszczeniu. Teraz każdy się do niej odwołuje, tylko nie lewica - w sensie "postkomuna".
Co więc nam ze starej lewicy pozostało? Niewiele, jeśli nie nic. Nie żyje w nas nawet "socjalistyczny" etap życia Marszałka, którego pamięta się już tylko jako współtwórcę Legionów czy ojca II RP. A przecież był uznawany za bohatera lewicy, stał na czele PPS-Frakcji Rewolucyjnej, domagał się niepodległości. Wysiadł na przystanku o tej nazwie, jadąc "tramwajem" socjalizmu. Tymczasem okrągła, 110. rocznica, wybuchu rewolucji w Królestwie Polskim, przechodzi w naszym kraju bez echa...
Czy w związku z tym obecnie, w połowie drugiej dekady XXI stulecia, powinno się znaleźć miejsce na mit lewicy niepodległościowej? Bezsprzecznie tak, bo teraz być "socjalistą" czy lewicowcem często znaczy tyle, co być "komunistą". To wypacza obraz polskiej historii, bo PPS-owska lewica była ważną częścią rodzimej drogi do niepodległości. Ale kto nam ten mit przywróci? Przecież nie SLD, która z tamtą tradycją nie ma nic wspólnego. A poza tym marnieje w oczach.