
Celem Władimira Putina jest destabilizacja Sojusz Północnoatlantyckiego poprzez wysłanie do jednego z państw członkowskich zamaskowanych żołnierzy, do których narodowości Kreml nie będzie chciał się przyznać – twierdzi dowódca amerykańskich sił w Europie gen. Frederick "Ben" Hodges. Taki sam scenariusz obserwowaliśmy na Krymie i w Donbasie.
REKLAMA
Generał wieszczy poważne zagrożenie dla Europy ze strony kraju rządzonego przez Putina, który w jego przekonaniu może wkrótce rozpocząć nowy etap wojny hybrydowej, prowadzonej przy udziale rosyjskiej propagandy i uzbrojonych "zielonych ludzików".
– Jestem pewien, że prezydent Rosji Władimir Putin chce zniszczyć nasz sojusz, nie poprzez atak, a dokonanie rozłamu w jego strukturach – podkreślił gen. Hodges podczas spotkania w Berlinie. W jego opinii, świat, a w tym USA, musi zacząć szybko reagować na rozwój wypadków na Ukrainie. Dlatego też dobrym rozwiązaniem będzie wysłanie nad wschodnią granicę NATO amerykańskich czołgów w charakterze straszaka. Chodzi o terytoria takich państw jak Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, Rumunia i Bułgaria.
– Jeżeli raz nie uszanujemy 5. artykułu, będzie po Sojuszu – podkreślił dowódca mówiąc o NATO-wskiej regule, w myśl której atak na jednego z członków paktu jest atakiem na cały Sojusz.
W opinii amerykańskiego wojskowego, wyjątkową rolę do spełnienia ma Wielka Brytania, która niedawno - jako pierwszy kraj Sojuszu - zdecydowała się wysłać na Ukrainę swych doradców wojskowych. Podobne decyzje podjęły później inne państwa, także Polska. Gen. Hodges podkreśla, że Brytyjczycy są najstarszymi sojusznikami USA, którzy liderują wśród członków NATO.
Ostatnio gen. Hodges, powołując się na szacunki amerykańskiej armii, podał do wiadomości, że obecnie na Ukrainie znajduje się 12 tys. rosyjskich żołnierzy.
To jednak nie jedyne siły pod bronią, które mają znajdować się blisko terytorium Ukrainy, a tym samym Polski. Według informacji generała, wzdłuż granicy z rosyjsko-ukraińskiej rozmieszczono ok. 50 tys. żołnierzy, które miałyby wesprzeć separatystów w przypadku niepowodzeń na froncie. Kolejne 29 tys. uzbrojonych Rosjan znajduje się na Krymie, anektowanym przez Rosję przy sprzeciwie opinii międzynarodowej.
Źródło: "The Guardian"
