Konwencja o przeciwdziałaniu przemocy (prawie) przyjęta. Czym teraz zajmą się polskie feministki? I czy wreszcie znajdą przestrzeń współpracy z konserwatystkami?
4 marca odbyła się Rada Programowa Kongresu Kobiet, jednej z najważniejszych (choć nie jedynej) feministycznej organizacji w Polsce. Choć podczas spotkania panie poruszały kilka różnych tematów, to i tak tym najbardziej wyeksponowanym była kwestia konwencji antyprzemocowej. Feministki w ostatnich dniach mocno apelowały do senatorów o przyjęcie dokumentu i... swój cel osiągnęły.
W czwartek (nazwany już przez prawicę „czarnym”, także z powodu odrzucenia obywatelskiego projektu ws. sześciolatków) Senat opowiedział się za ratyfikacją konwencji (49 głosów za, przeciwko 38 głosów, jeden senator wstrzymał się od głosu), która teraz czeka jedynie na podpis prezydenta. Bronisław Komorowski jeszcze na początku lutego zapowiedział, że najbardziej interesuje go to, czy konwencja jest zgodna z polską konstytucją.
Choć środowiska prawicowe i katolickie apelują o odrzucenie dokumentu (mocny list do głowy państwa napisał bp Ignacy Dec), to można się spodziewać, że w gorącym okresie kampanii wyborczej Komorowski raczej nie będzie narażał się swojemu liberalnemu elektoratowi.
Czym się teraz zajmą feministki?
Pozostaje więc pytanie, co dalej z feministkami, które (prawie) osiągnęły jeden ze swoich najważniejszych celów? Czym teraz zamierzają się zająć? Na stronach internetowych takich organizacji jak Feminoteka, Kongres Kobiet czy Porozumienie Kobiet 8 Marca znajdziemy szereg inicjatyw, jakie mają podejmować (już podejmują) związane z nimi działaczki. Praktycznie jednym tchem wymieniana jest aktywizacja kobiet na rynku pracy, równouprawnienie, ochrona przed mobbingiem w miejscu pracy, równe płace, dostęp do antykoncepcji czy przyjęcie ustawy regulującej in vitro.
Z tym, że konserwatystki (oraz te wszystkie kobiety, którym z feministkami nie do końca po drodze) odpowiedzą, że przecież to wszystko już mamy. Możemy przecież pracować, nikt nie zamyka nas w domu pod kluczem, możemy sobie kupić środki antykoncepcyjne i sypiać z kim chcemy. Zresztą, w ostatnim czasie żywą dyskusję nad aktualnością feministycznych postulatów rozpoczęły autorki „Wysokich Obcasów Extra”, zarzucając polskim feministkom... oderwanie od rzeczywistości i rozmijanie się z realnymi bolączkami polskich kobiet, czym zresztą ściągnęły na siebie niemałą krytykę ze strony prof. Magdaleny Środy, pań z Feminoteki czy redaktorek bratnich „Wysokich Obcasów”.
Z tym, że feministki nad Wisłą nie bardzo mają co robić, stanowczo nie zgadza się Eliza Michalik, dziennikarka Superstacji i RDC. – Sprawy kobiece w Polsce są tak żywe i absorbujące jak sprawy męskie. Zresztą ten podział coraz częściej się dezaktualizuje. Bo czy konwencja antyprzemocowa, to sprawa kobieca? Czy przyzwoitych mężczyzn nie obchodzi ona tak samo jak przyzwoitych kobiet? – pyta publicystka.
Po co katoliczce konwencja?
Tyle tylko, że konserwatystki i katoliczki odpowiedzą, że do tego wszystkiego nie jest im potrzebna konwencja, bo obowiązujące prawo już chroni przed przemocą, wystarczy je tylko dobrze egzekwować. – Nie wiem, czy wiedzą o tym zwolennicy konwencji, ale warto przypomnieć, że religia chrześcijańska, której wyznawcami jest zdecydowana większość Polaków, sprzeciwia się wszelkiej przemocy, choćby w przykazaniu „Nie zabijaj” – pisze na Fronda.pl Małgorzata Terlikowska.
Z kolei Kamila Baranowska, dziennikarka tygodnika „Do Rzeczy”, nie uważa, by ratyfikację konwencji można było uznać za wyniki starań Kongresu Kobiet czy bardziej ogólnie feministek. – To raczej efekt kalkulacji politycznej premier Ewy Kopacz, która potrzebowała czegoś, co będzie mogła przedstawiać jako swój osobisty sukces - mówi naTemat Baranowska.
Konserwatystki i feministki razem?
Pomijając to, czyją zasługą będzie ratyfikacja konwencji antyprzemocowej (o ile podpisze ją prezydent), ciekawym wydaje się zadanie pytania o przestrzeń do wspólnego działania pomiędzy feministkami a konserwatystkami. Przecież wciąż znacząca liczba Polek przyznaje się do wiary katolickiej, a jednocześnie trudno zarzucić im, że są obojętne na dobro kobiet.
Prócz takich ideologicznych kwestii, jak aborcja na życzenie czy ustawa regulująca in vitro, które z oczywistych względów zostaną odrzucone przez konserwatystki, istnieje jeszcze szerokie spectrum działania, które można wspólnie podjąć. Lepszy dostęp do przedszkoli, budowa żłobków, urlopy macierzyńskie czy tacierzyńskie, skuteczne egzekwowanie alimentów... Jest o co walczyć, pytanie tylko, czy uda się ramię w ramię? W końcu przecież i jednej, i drugiej stronie chodzi o dobro kobiet.
Postulaty środowisk feministycznych to postulaty po prostu przyzwoitych ludzi, bo żaden przyzwoity człowiek nie zgodzi się na przemoc, na brak znieczuleń porodowych, na biedę i bezrobocie, na niską aktywizację zawodową kobiet (pracuje nas niewiele ponad 40) procent
Kamila Baranowska
Premier postawiła na sprawy światopoglądowe, a kolejne zapowiedzi rządu - regulacje dotyczące in vitro, projekt ustawy o zmianie płci - wskazują, że zamierza iść dalej tą drogą. Z powodów politycznych, nie dlatego, że nagle przekonały ją feministki. Choć zapewne te ostatnie będą twierdzić co innego