
Pozostaje więc pytanie, co dalej z feministkami, które (prawie) osiągnęły jeden ze swoich najważniejszych celów? Czym teraz zamierzają się zająć? Na stronach internetowych takich organizacji jak Feminoteka, Kongres Kobiet czy Porozumienie Kobiet 8 Marca znajdziemy szereg inicjatyw, jakie mają podejmować (już podejmują) związane z nimi działaczki. Praktycznie jednym tchem wymieniana jest aktywizacja kobiet na rynku pracy, równouprawnienie, ochrona przed mobbingiem w miejscu pracy, równe płace, dostęp do antykoncepcji czy przyjęcie ustawy regulującej in vitro.
Postulaty środowisk feministycznych to postulaty po prostu przyzwoitych ludzi, bo żaden przyzwoity człowiek nie zgodzi się na przemoc, na brak znieczuleń porodowych, na biedę i bezrobocie, na niską aktywizację zawodową kobiet (pracuje nas niewiele ponad 40) procent
Tyle tylko, że konserwatystki i katoliczki odpowiedzą, że do tego wszystkiego nie jest im potrzebna konwencja, bo obowiązujące prawo już chroni przed przemocą, wystarczy je tylko dobrze egzekwować. – Nie wiem, czy wiedzą o tym zwolennicy konwencji, ale warto przypomnieć, że religia chrześcijańska, której wyznawcami jest zdecydowana większość Polaków, sprzeciwia się wszelkiej przemocy, choćby w przykazaniu „Nie zabijaj” – pisze na Fronda.pl Małgorzata Terlikowska.
Premier postawiła na sprawy światopoglądowe, a kolejne zapowiedzi rządu - regulacje dotyczące in vitro, projekt ustawy o zmianie płci - wskazują, że zamierza iść dalej tą drogą. Z powodów politycznych, nie dlatego, że nagle przekonały ją feministki. Choć zapewne te ostatnie będą twierdzić co innego
Pomijając to, czyją zasługą będzie ratyfikacja konwencji antyprzemocowej (o ile podpisze ją prezydent), ciekawym wydaje się zadanie pytania o przestrzeń do wspólnego działania pomiędzy feministkami a konserwatystkami. Przecież wciąż znacząca liczba Polek przyznaje się do wiary katolickiej, a jednocześnie trudno zarzucić im, że są obojętne na dobro kobiet.