"Gra o Tron", dzięki serialowi realizowanemu przez HBO, zyskała ogromną popularność. Nowe wydania książek, pierwszy sezon serialu na DVD, bijąca rekordy oglądalność w telewizji, jedna wydana gra komputerowa i kolejna w drodze. To wszystko pokłosie powstania serialu. Jest jednak element rodziny "GoT" lepszy niż serial i lepszy niż komputerowe produkcje, a mniej popularny - gra planszowa. Poważna, duża i przede wszystkim niesamowicie emocjonująca.
HBO potrafi ze specyficznych książek - jak "Rodzina Borgiów" czy właśnie "Gra o tron" - stworzyć kasowe seriale, które zjednują sobie rzesze fanów. Trzeba przy tym oddać telewizji, że w swoich produkcjach trzyma wysoki poziom pod każdym względem - od adaptacji fabuły po wykonanie.
W komercyjnej już dzisiaj (co nie znaczy - złej) rodzinie "GoT" jest jednak produkt mniej popularny niż serial czy książki, a niewątpliwie zasługujący na taką samą uwagę. Gra planszowa powstała dużo wcześniej niż serial, bazuje więc tylko na książce. I jest absolutnym arcydziełem w swojej kategorii.
Fabuła
Oczywiście, cała rozgrywka oparta jest o najważniejszy motyw powieści - czyli walkę o żelazny tron. W grze są wszystkie najważniejsze rody Westeros: Lannisterowie (czerwoni), Baratheon (żółci), Tyrell (zieloni), Stark (biali), Greyjoy (czarni) i w wariancie z dodatkiem lub w nowej edycji także Martell (pomarańczowi).
Każdy ród dysponuje kartami bitwy z charakterystycznymi postaciami, które spotkać można w serialu. U Lannisterów o wyniku walki może więc zdecydować pyskaty karzeł, a u Baratheonów - Melisandra. Wszystkie postacie mają odpowiednie właściwości, zgodne z książkowym pierwowzorem. Również mapa gry świetnie oddaje to, co opisał R.R. Martin i jeśli ktoś uważnie czytał lub oglądał serial, to w świecie planszówki będzie czuł się jak w domu, a przyjemność czerpana z gry (która nawet dla osób niezaznajomionych z serią jest ogromna) będzie tym większa. Szczególnie, że "GoT" gwarantuje też doznania estetyczne i warto porównać jak twórcy planszówki rozminęli się lub zbiegli z wyobrażeniami autorów serialu.
Wykonanie
Dbałość o szczegóły, materiały świetnej jakości i graficzny cud - tak, w skrócie, można opisać wygląd "Gry o tron". Wszystkie figurki wykonane są z drewna i pomalowane na odpowiednie kolory, ale nie ma nawet takiej możliwości, by na przykład zeszła z nich farba. Wszystko jest solidne, a przy tym bardzo estetyczne.
Także karty zasługują na najwyższe uznanie. W niektórych grach planszowych są one zbyt cienkie lub wykonane z plastiku słabej jakości. Tutaj tego nie uświadczymy. Grube, pięknie namalowane - przetrwają niejedną rozgrywkę. Grafiki na nich zamieszczone wprawiają w zachwyt. Podobnie jest z planszą: bardzo ładna, kolorowa i bardzo solidna, dzięki czemu nie tak łatwo ją zepsuć.
Przy czym trzeba zaznaczyć, że chociaż grafiki są bardzo piękne, a figurki ładne i eleganckie, to dbałość o szczegóły nie jest przesadna. Autorom udało się stworzyć produkt odpowiednio atrakcyjny wizualnie, a zarazem na tyle prosty i schematyczny, by nie utrudniał w żaden sposób rozgrywki. Wręcz przeciwnie - nic tutaj nie jest za małe ani za duże, zbyt jaskrawe lub zbyt ciemne. Dzięki temu w wolnej chwili można podziwiać kunszt wykonania, a poza tym bez problemu skupić się na tym, co najważniejsze - czyli zdobywaniu kolejnych zamków.
Rozgrywka
I teraz dochodzimy do sedna sprawy, czyli pytania - z czym to się je?
Każdy gracz zaczyna z dwoma rodowymi obszarami na lądzie i jednym kontrolowanym morzem. Na samym początku każdy też dostaje praktycznie tyle samo wojska. Do dyspozycji w naszej armii są rycerze (figurki koni), piechurzy i statki. W miarę rozgrywki i rozwoju wypadków nasza armia się rozwija i rozbudowuje. Na szczęście autorzy pomyśleli o wszystkim, i nie jest tak, że można budować do woli - ogranicza nas ilość posiadanych "beczek", czyli zasobów do utrzymania wojska.
Są trzy rodzaje zasobów i wszystkie czemuś służą: pieniądze (na planszy symbol koron), beczki (liczba oddziałów wojsk, które możemy posiadać) i zamków, które dzielą się na małe i duże. Celem gry jest zdobycie jak największej liczby dużych zamków, a jeśli ktoś w trakcie rozgrywki podbije ich aż pięć - wygrywa się. W praktyce jednak jest to bardzo trudne i rzadko kiedy dzieje się tak, by przed końcem gry (czyli upływem 10 tur) ktoś tak bardzo zdominował rywali. Zamki służą jeszcze jednemu: rekrutowaniu wojsk. Oczywiście, nie jest tak, że można dostawiać tyle jednostek, ile się chce - ogranicza to liczba posiadanych przez nas beczek, o których wspominałem wcześniej. Wojskom wydajemy rozkazy (marszu/ataku, obrony itd.) i w ten sposób, od taktyki do strategii, staramy się zająć jak najwięcej zamków.
Może brzmieć to skomplikowanie, ale już po jednej grze staje się w miarę jasne, szczególnie jeśli zaczynamy z weteranem "GoT".
Dlaczego warto
Niektórym może wydawać się, że gra sprowadza się do tego, by wyprodukować jak największą liczbę wojsk i atakować nimi sąsiadów po kolei. Nic z tych rzeczy. Oprócz bowiem tego, co opisałem powyżej, w grze występuje jeszcze kilka zasad, okoliczności i elementów, których opisywać tu nie ma sensu. Są to rzeczy, które balansują rozgrywkę tak, by każdy miał równe szanse na wygraną, ale mogą też odwrócić sytuację na mapie o 180 stopni.
Tym jednak, co wyróżnia "Grę o tron" spośród innych strategii jest… dyplomacja. Tak, tak - grając samemu można wyłącznie zginąć, szczególnie na początku. Zawieranie sojuszy, debaty nad tym kto i co zajmie na mapie, dzielenie łupów i wspólne atakowanie innych przeciwników - wszystko to sprawia, że gra staje się niesamowicie emocjonująca.
Znamienny jest również fakt, że na Żelaznym Tronie może zasiadać tylko jedna osoba… która swojemu sojusznikowi, w którymś momencie, musi zazwyczaj wbić nóż w plecy, by wspiąć się na szczyt. Spiski, intrygi, negocjacje - wszystko, co znamy z serialu lub książki, doskonale sprawdza się na żywo w grze i jest jej nieodłącznym elementem. Dogadałeś się z sąsiadem, który obiecał wesprzeć Cię swoimi wojskami w następnej bitwie? Świetnie, ale nie wychodź w tym czasie do toalety, bo może się okazać, że w tym czasie Twój sojusznik stał się przeciwnikiem, a ktoś przeciągnął go na swoją stronę.
O sile "GoT" na planszy, oprócz klimatu, decyduje niesamowite wyważenie rozgrywki. Nie ma tu faworytów, nie ma silniejszych rodów, nie ma takich, którymi gra się trudniej lub łatwiej. Wszystko zależy od koncepcji i myślenia, bo w "Grze o tron" praktycznie nie występują elementy losowe - poza pewnymi kartami, na które jednak też można się przygotować.
Drugim jej najmocniejszym elementem są interakcje między graczami. Formuła rozgrywki praktycznie wymusza dogadywanie się z jednymi rodami, a atakowanie innych. Ale już z kim, jak i w jakim czasie - to zależy tylko od samych graczy.
Dzięki temu każda gra jest niepowtarzalna i tak samo emocjonująca. O Żelazny Tron może walczyć od 2 do 6 graczy. Ale zwycięzca jest tylko jeden - nie ten, który ma najwięcej szczęścia, ale ten, który zrobi najlepszy użytek ze swojego mózgu. I to wszystko powoduje, że planszowa "Gra o Tron" warta jest każdych pieniędzy.