In vitro okazuje się jak na razie najskuteczniejszą bronią Platformy Obywatelskiej przeciwko Andrzejowi Dudzie. Najpierw najpoważniejszy kandydat do odebrania fotela prezydenckiego Bronisławowi Komorowskiemu sam przypomniał, że w sprawie wsparcia dla osób bezpłodnych będzie kierował się wytycznymi biskupów, do czego obliguje go ortodoksyjny katolicyzm. Teraz PO z lubością tę deklarację przypomina.
W środę przede wszystkim ustami ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza. - Pan Andrzej Duda - i Ziobro, który jest w radzie programowej sztabu Andrzeja Dudy - w 2012 roku podpisali ustawę o zakazie zapłodnienia pozaustrojowego - przypominał w "Faktach po Faktach" na antenie TVN24 szef polskiej służby zdrowia.
Bartosz Arłukowicz stanowczo podkreślił, że Andrzej Duda należy do grona tych wierzących Polaków, którzy nie tylko sprzeciwiają się stosowaniu metody in vitro jako rozwiązania problemów z bezpłodnością, ale chcą za nią surowo karać. Minister zdrowia przypominał, że popierany przez Andrzeja Dudę projekt zakazu in vitro przewidywał sankcję karną w postaci kary ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat dwóch dla każdego, "kto tworzy embrion ludzki poza organizmem kobiety".
Ale karać czasem trzeba...
Jednocześnie w innym środowym wywiadzie udzielonym stacji RMF FM Bartosz Arłukowicz tłumaczył, dlaczego wprowadzenie pewnych odpowiednich przepisów karnych do norm regulujących prowadzenie zabiegów in vitro było konieczne i dlaczego takie rozwiązania znalazły się w projekcie nowej ustawy przyjętej właśnie przez rząd.
- Błędy medyczne niestety się zdarzają. Nie tylko w Polsce, ale i w całym świecie, a przepisy prawa służą temu, żeby eliminować te błędy i wyciągać konsekwencje wobec tych, którzy te błędy potencjalnie popełnili. Dzisiaj takich przepisów brakuje, ta ustawa mówi jasno: kto niszczy zarodek podlega takiej i takiej sankcji, kto handluje zarodkiem podlega takiej i takiej sankcji karnej. W związku z tym te przepisy umożliwiają skuteczne eliminowanie tych, którzy podejmują próbę złamania prawa - mówił Arłukowicz.
W ten sposób polityk odniósł się do głośnej sprawy ze Szczecina, gdzie po zapłodnieniu in vitro kobieta urodziła nie swoje dziecko, bo lekarze prawdopodobnie pomylili komórki jajowe użyte w czasie zabiegu.