Kiedy w 1995 roku po raz ostatni celowała w najwyższy państwowy urząd, poniosła bolesną porażkę - marne dwa procent w wyborach prezydenckich. Po tym upadku jednak wstała, otrzepała się, wyciągnęła wnioski, i po 17 latach wraca do gry o najwyższe laury. Ta "twarda baba" - bo tak o Hannie Gronkiewicz-Waltz mówi jej przyjaciółka - wkrótce może zostać nowym premierem.
W politycznych kuluarach nazwisko Hanny Gronkiewicz-Waltz wymieniane jest ostatnio coraz częściej. Wzmożone zainteresowanie osobą prezydent Warszawy nie wiąże się bynajmniej z tym, że w stolicy lada moment odbędzie się największa sportowa impreza w historii miasta. Niektórzy wcale nie wróżą Gronkiewicz-Waltz długiej kariery prezydenta Warszawy. Widzą ją w fotelu premiera Polski jako prawdopodobną następczynię Donalda Tuska.
Oficjalnie czy nieoficjalnie - politycy zgadzają się co do jednego - obecna prezydent Warszawy otwiera kilkuosobowe grono murowanych kandydatów do sukcesji po Tusku. Kiedy premier obejmie wysokie stanowisko w strukturach Unii Europejskiej (a mówi się o tym coraz głośniej), Gronkiewicz-Waltz może przejąć stery państwa i partii. To wcale nie jest "political fiction". Ona długo na to czekała.
Twarda baba
- Ciepła, miła, godna zaufania. Władza nie uderzyła jej do głowy. Zawsze wierna w przyjaźni - tak Hannę Gronkiewicz-Waltz opisuje jej długoletnia przyjaciółka, posłanka PO Joanna Fabisiak.
Gronkiewicz-Waltz to warszawianka z urodzenia, córka adwokata i specjalistki od handlu zagranicznego. Z tatą dyskutowała o polityce, z mamą uczyła się języków. Kiedy na początku lat 70. zaczynała studia prawnicze, nic nie wskazywało na to, że całe dorosłe życie poświęci polityce. Na pierwszym miejscu były nauka i… miłość. - Z Hanią poznaliśmy się, kiedy miała 17 lat. Byłem w sytuacji starszego opiekuna. Kiedy już studiowała, powiedziałem: Nie jestem człowiekiem, dla którego ważny jest obiad o piątej, jeśli chcesz robić karierę naukową, to proszę bardzo, nie mam nic przeciwko - mówił kilka lat temu w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" jej mąż Andrzej, inżynier transportu publicznego.
W 1980 roku Gronkiewicz-Waltz zapisała się do "Solidarności". Jak wspomina, to rozmowy z ojcem o polityce, wizyta na procesie Jacka Kuronia i wspomnienia audycji Wolnej Europy, skłoniły ją do zaangażowania się. - Obydwie byłyśmy w "Solidarności". Ona zakładała nawet organizację "S" na wydziale prawa. Już wtedy była osobą zdecydowaną i jasno stawiała sobie cele. Jednym z nich była demokratyczna Polska - mówi naTemat Joanna Fabisiak, posłanka PO i od 30 lat przyjaciółka Gronkiewicz-Waltz.
Dekadę później Gronkiewicz-Waltz przyszło po raz pierwszy zetknąć się z polityką. Lech Wałęsa zaproponował jej kandydowanie na stanowisko szefa Narodowego Banku Polskiego. Miała wtedy niespełna 40 lat. Debiut wypadł blado - Gronkiewicz-Waltz przepadła w głosowaniu, a wcześniej nasłuchała się od politycznych rywali, że przecież jest prawnikiem, a nie ekonomistką. Już wtedy pokazała, że zasługuje na miano "twardej baby". Trzy miesiące później po raz kolejny skorzystała z oferty Wałęsy i tym razem w głosowaniu wygrała fotel prezesa NBP, który zajmowała przez niemal dwie kadencje.
Jeśli przyjmując stanowisko w NBP, Gronkiewicz-Waltz zanurzyła się w polityce po kostki, to w 1995 roku już po czubek głowy. A to dlatego, że niespodziewanie wystartowała w wyborach prezydenckich. Ta przygoda zakończyła się klęską i tylko dwuprocentowym wynikiem wyborczym. Joanna Fabisiak była wtedy szefem jej sztabu wyborczego. - To na pewno było rozczarowanie, ale nie klęska. Znam mężczyzn, którzy kiedy stracili funkcję zachowywali się tak, jakby stracili całą rodzinę. Ona do porażki podeszła praktycznie i powiedziała: widocznie mam robić coś innego. Te wybory pokazały światu, że to osoba twarda, doskonale wykształcona i sprawdzająca się w funkcjach publicznych. Ludzie po prostu zobaczyli, że to twarda baba - wspomina.
Warszawska syrenka
Wkrótce potem na kilka lat wyjechała do Londynu, by tam pracować jako wiceprezes Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR). Po powrocie do kraju nie było czasu na odpoczynek. Zadzwonił telefon, w słuchawce usłyszała głos Donalda Tuska. Prosił o "uporządkowanie spraw" Warszawy. Szef PO sporo ryzykował wystawiając Gronkiewicz-Waltz do walki o stołeczny urząd. Partia miała opory, a sondaże pokazywały, że w starciu z popularnym Kazimierzem Marcinkiewiczem była szefowa banku centralnego nie ma większych szans. - Postawiłem na szali całą swoją przyszłość polityczną - mówił potem Tusk.
Hannę Gronkiewicz-Waltz do przejścia do Platformy Obywatelskiej namówił Jan Rokita. To on wraz z żoną pojechał do Londynu, by przekonać Gronkiewicz-Waltz do startu w wyborach samorządowych.
Udało się. Gronkiewicz-Waltz w 2006 roku pokonała Marcinkiewicza i przejęła stery w stolicy. Jakkolwiek nie oceniać jej prezydentury, trzeba przyznać, że jest skuteczna. Warszawscy wyborcy nagrodzili ją przecież drugą kadencją. To nie zamknęło jednak ust krytykom, którzy stale wytykają Gronkiewicz-Waltz, a to korki w centrum, a to słabe tempo inwestycji. - Ona jest człowiekiem, który nie podejmuje szybko decyzji. Bardzo długo je konsultuje. Lubi się uczyć od ludzi. Czasem wiele osób dowcipkowało, że ona tyle osób pyta o zdanie. Mnie ta jej cecha bardzo fascynowała - tłumaczy Joanna Fabisiak.
Gronkiewicz-Waltz sama o sobie mówi, że jako pracodawca jest "prawicową feministką". Gdy ma do wybory dwie osoby o podobnych kompetencjach, zawsze wybiera kobietę. - Pamiętam zdziwienie niemieckich inwestorów. W gabinecie przywitałyśmy ich we trzy: szefowa nadzoru bankowego, szefowa departamentu licencji i ja. Myśleli, że pomylili pokoje - mówiła w wywiadzie dla "Newsweeka".
Druga premier w spódnicy?
Jak to się stało, że Hanna Gronkiewicz-Waltz zawędrowała na szczyt hierarchii w Platformie Obywatelskiej? - Przecież to prezydent największego miasta w Polsce - stwierdza Małgorzata Kidawa-Błońska, posłanka PO. To tylko część prawdy, bo mocna pozycja Gronkiewicz-Waltz wynika przede wszystkim z tego, że ceniona jest w partii. - Ona łączy w sobie pewien rodzaj konserwatyzmu i liberalizmu, który jest środkiem Platformy - zaznacza w rozmowie z naTemat Janusz Palikot, były wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego PO.
Pytanie, czy to wystarczy, by za kilka lat zastąpiła Donalda Tuska na stanowisku premiera? Polityk lewicy nie ma wątpliwości: - Przewiduję, że Tusk ustąpi z funkcji premiera i szefa Platformy pół roku przed wyborami, czyli zimą 2015 roku. Wtedy Hanna Gronkiewicz Waltz zostanie zarówno szefem rządu, jak i liderem partii. Tusk będzie ją i Platformę bardzo wspierał w kampanii. Sam wystartuje do Parlamentu Europejskiego i ma szansę na nie najważniejszą, ale jakąś prestiżową funkcję w Brukseli. Być może tą, którą sprawuje dziś Herman Van Rompuy - czyli koordynatora polityki zagranicznej Unii.
Co na to sama Gronkiewicz-Waltz? Jakiś czas temu w wywiadzie dla "Newsweeka" mówiła: "Premier nie może mówić, że to jego ostatnia kadencja. Będę mu to powtarzać aż do skutku".
"Do skutku", czyli do momentu aż ona sama zostanie premierem?
Reklama.
Joanna Fabisiak
posłanka PO
"Te wybory pokazały światu, że to osoba twarda, doskonale wykształcona i sprawdzająca się w funkcjach publicznych. Ludzie po prostu zobaczyli, że to twarda baba"