Będzie coraz więcej łatwobralnych kredytów, ale po maksymalnie wysokim oprocentowaniu
Będzie coraz więcej łatwobralnych kredytów, ale po maksymalnie wysokim oprocentowaniu Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta

Debet na karcie kredytowej, kredyt odnawialny i każde szybkie pieniądze pożyczone z banku są już oprocentowane maksymalną dozwoloną stawką. Niektóre szacowne banki niewiele różnią się od niesławnych chwilówek.

REKLAMA
W mBanku promują właśnie nową ofertę kredytu odnawialnego. Oferta zgodna z duchem internetowych czasów. Wystarczy 5 minut przy komputerze przy wypełnieniu wniosku, kilka SMS-ów albo jeden telefon na infolinię i konto zasila nawet 50 tys. złotych. Fajnie? Gorzej, jeśli sprawdzić, ile kosztuje ten luksus. A kosztuje 9,99 procent rocznie, czyli maksymalnie tyle, na ile pozwala dziś prawo.
Zgodnie z przepisami ustawy anty-lichwiarskiej odsetki od kredytu (oprocentowanie nominalne) nie mogą być wyższe niż czterokrotność stopy kredytu lombardowego Narodowego Banku Polskiego. Po obniżkach Rady Polityki Pieniężnej z 5 marca wskaźnik ten wynosi 2,5 proc., oprocentowanie nominalne kredytu nie może przekroczyć 10 proc. w skali roku. Banki z dnia na dzień poprawiły swoje cenniki. Wygląda to tak, że w ten sposób, aby przy maksymalnie dużej liczbie produktów, suwak oprocentowania dociągnął do dozwolonych 9,99 proc.
mBank nie jest pierwszy, ani jedyny. Raiffeisen Polbank – Kredyt Bezpieczny Korzystny (kwota 3 tys. zł, okres spłaty 12 m-cy, rata 263,75 zł) przy RRSO 10,47 proc. Przykłady można mnożyć. Kiedy skontaktowałem się ze sprzedawcą kredytów jednego z banków, obruszył się: – I tak już dawno nie było tak tanio. Kiedyś brało się 24 procent w stosunku rocznym. Ponadto jest przecież promocja i przez trzy miesiąc nie będziemy pobierać oprocentowania – powiedział.
Kredyt bez rat, ale z prowizją
Co ciekawe, banki promują właśnie kredyty odnawialne, bo to bardzo podstępna broń na powstrzymujących się od szastania pieniędzmi. Kredyt odnawialny, czyli taki, w którym bank nie wymusza na kliencie harmonogramu spłaty rat. To od dyscypliny kredytobiorcy zależy, ile spłaci w ciągu roku. Od tego, co będzie wykorzystane, bank nalicza odsetki. Statystyki sprzedaży takich produktów pokazują, że większość klientów, którzy pociągną z banku 5-10 tys. złotych w ciągu roku, nie spłaci nawet połowy. A bankowcy zacierają ręce z radości. Bo taki klient zostanie z nimi na lata, a po drugie, gdy za jakiś czas stopy procentowe pójdą w górę, posiadacz kredytu odnawialnego będzie bardzo dobrym „dostarczycielem wyniku odsetkowego”.
– Po obniżkach stop procentowych zawęża się pole do zarabiania. A my, bankowcy detaliczni, ciułamy te nasze zyski z tych małych procencików. Zbieramy lokaty i udzielamy kredytów. Rzeczywiście, coraz więcej produktów, a właściwie wszystkie szybko-dostępne pieniądze z banku, są rozliczne po maksymalnych stawkach – tłumaczy w szczerej rozmowie szef jednego z banków detalicznych.
Problem w tym, że po tłustym ubiegłym roku, kiedy zyski branży przekroczyły 16 miliardów złotych, ten zapowiada się wyjątkowo chudo. Banki będą musiały więcej wpłacić do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, niekorzystna z punktu widzenia interesów branży zmiana przepisów może ich kosztować nawet 700-900 mln zł. Rekomendacja Komisji Nadzoru Finansowego spowoduje też ograniczenie sprzedaży ubezpieczeń przyczepionych do kart i kredytów. Na kartach płatniczych bankowcy tracą podwójnie: raz na obniżeniu opłat inter-change (od ubiegłego roku). Po raz drugi na obniżeniu przez Radę Polityki Pieniężnej stopy lombardowej. – Redukcja o pół punktu procentowego uderzy nas na około 20 mln zł na kwartał – skarżył się dziennikarzom Joerg Hessenmueller, wiceprezes mBanku.
Sztuka tworzenia sztuczek
Coś takiego jak mniej zysków byłoby dla bankowców straszna porażką – od tego zależą przecież nadchodzące premie i bonusy roczne. Dlatego pomysł na obronę zysków polega na rekompensowaniu utraty wpływów innymi opłatami i prowizjami. Mateusz Morawiecki, szef BZ WBK, nie ukrywa, że zamierza wprowadzać lub podnosić opłaty wszędzie tam, gdzie tylko to będzie możliwe i akceptowalne dla klientów.
– Ostatnie obniżki stóp procentowych dokonane przez RPP wymusiły na bankach obniżkę oprocentowania kredytów czy kart kredytowych, ale nie zamknęły im drogi do generowania przychodów przy użyciu innych rozwiązań - mówi naTemat Jacek Kasperczyk, analityk porównywarki finansowej Comperia.pl. – Do podstawowych metod służących do zniwelowania spadku oprocentowania można zaliczyć podwyżki prowizji pobieranych za udzielenie danego zobowiązania, a także dołączanie do produktów kredytowych różnego typu ubezpieczeń. Wśród produktów bankowych, których aktualne oprocentowanie nominalne wynosi 10 procent, znajdują się między innymi karty kredytowe, limit odnawialne w koncie, a także większość tradycyjnych kredytów gotówkowych.
Najdroższa pożyczka gotówkowa jest w Alior Banku, a jej roczny koszt wynosi nawet 15,54 proc.. A to już niebezpiecznie blisko lichwiarskiego procentu. Minimalne oprocentowywanie to zgodne z przepisami 9,99 proc., ale ten bank dolicza zarazem najwięcej opłat dodatkowych opłat oraz ubezpieczenie spłaty kredytu, co pozwala wycisnąć więcej pieniędzy z pożyczkobiorcy. Dla porównania, w jednym z warszawskich lombardów pożyczymy pieniądze na 18 procent rocznie, plus 1,5 proc. prowizji za umowę i 10 zł opłaty miesięcznej za przechowanie zastawionej rzeczy. A to oznacza, że szacowne banki dzieli już niewiele od „złych lichwiarzy”.

Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl