
Debet na karcie kredytowej, kredyt odnawialny i każde szybkie pieniądze pożyczone z banku są już oprocentowane maksymalną dozwoloną stawką. Niektóre szacowne banki niewiele różnią się od niesławnych chwilówek.
REKLAMA
W mBanku promują właśnie nową ofertę kredytu odnawialnego. Oferta zgodna z duchem internetowych czasów. Wystarczy 5 minut przy komputerze przy wypełnieniu wniosku, kilka SMS-ów albo jeden telefon na infolinię i konto zasila nawet 50 tys. złotych. Fajnie? Gorzej, jeśli sprawdzić, ile kosztuje ten luksus. A kosztuje 9,99 procent rocznie, czyli maksymalnie tyle, na ile pozwala dziś prawo.
Zgodnie z przepisami ustawy anty-lichwiarskiej odsetki od kredytu (oprocentowanie nominalne) nie mogą być wyższe niż czterokrotność stopy kredytu lombardowego Narodowego Banku Polskiego. Po obniżkach Rady Polityki Pieniężnej z 5 marca wskaźnik ten wynosi 2,5 proc., oprocentowanie nominalne kredytu nie może przekroczyć 10 proc. w skali roku. Banki z dnia na dzień poprawiły swoje cenniki. Wygląda to tak, że w ten sposób, aby przy maksymalnie dużej liczbie produktów, suwak oprocentowania dociągnął do dozwolonych 9,99 proc.
mBank nie jest pierwszy, ani jedyny. Raiffeisen Polbank – Kredyt Bezpieczny Korzystny (kwota 3 tys. zł, okres spłaty 12 m-cy, rata 263,75 zł) przy RRSO 10,47 proc. Przykłady można mnożyć. Kiedy skontaktowałem się ze sprzedawcą kredytów jednego z banków, obruszył się: – I tak już dawno nie było tak tanio. Kiedyś brało się 24 procent w stosunku rocznym. Ponadto jest przecież promocja i przez trzy miesiąc nie będziemy pobierać oprocentowania – powiedział.
Kredyt bez rat, ale z prowizją
Co ciekawe, banki promują właśnie kredyty odnawialne, bo to bardzo podstępna broń na powstrzymujących się od szastania pieniędzmi. Kredyt odnawialny, czyli taki, w którym bank nie wymusza na kliencie harmonogramu spłaty rat. To od dyscypliny kredytobiorcy zależy, ile spłaci w ciągu roku. Od tego, co będzie wykorzystane, bank nalicza odsetki. Statystyki sprzedaży takich produktów pokazują, że większość klientów, którzy pociągną z banku 5-10 tys. złotych w ciągu roku, nie spłaci nawet połowy. A bankowcy zacierają ręce z radości. Bo taki klient zostanie z nimi na lata, a po drugie, gdy za jakiś czas stopy procentowe pójdą w górę, posiadacz kredytu odnawialnego będzie bardzo dobrym „dostarczycielem wyniku odsetkowego”.
Co ciekawe, banki promują właśnie kredyty odnawialne, bo to bardzo podstępna broń na powstrzymujących się od szastania pieniędzmi. Kredyt odnawialny, czyli taki, w którym bank nie wymusza na kliencie harmonogramu spłaty rat. To od dyscypliny kredytobiorcy zależy, ile spłaci w ciągu roku. Od tego, co będzie wykorzystane, bank nalicza odsetki. Statystyki sprzedaży takich produktów pokazują, że większość klientów, którzy pociągną z banku 5-10 tys. złotych w ciągu roku, nie spłaci nawet połowy. A bankowcy zacierają ręce z radości. Bo taki klient zostanie z nimi na lata, a po drugie, gdy za jakiś czas stopy procentowe pójdą w górę, posiadacz kredytu odnawialnego będzie bardzo dobrym „dostarczycielem wyniku odsetkowego”.
– Po obniżkach stop procentowych zawęża się pole do zarabiania. A my, bankowcy detaliczni, ciułamy te nasze zyski z tych małych procencików. Zbieramy lokaty i udzielamy kredytów. Rzeczywiście, coraz więcej produktów, a właściwie wszystkie szybko-dostępne pieniądze z banku, są rozliczne po maksymalnych stawkach – tłumaczy w szczerej rozmowie szef jednego z banków detalicznych.
Problem w tym, że po tłustym ubiegłym roku, kiedy zyski branży przekroczyły 16 miliardów złotych, ten zapowiada się wyjątkowo chudo. Banki będą musiały więcej wpłacić do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, niekorzystna z punktu widzenia interesów branży zmiana przepisów może ich kosztować nawet 700-900 mln zł. Rekomendacja Komisji Nadzoru Finansowego spowoduje też ograniczenie sprzedaży ubezpieczeń przyczepionych do kart i kredytów. Na kartach płatniczych bankowcy tracą podwójnie: raz na obniżeniu opłat inter-change (od ubiegłego roku). Po raz drugi na obniżeniu przez Radę Polityki Pieniężnej stopy lombardowej. – Redukcja o pół punktu procentowego uderzy nas na około 20 mln zł na kwartał – skarżył się dziennikarzom Joerg Hessenmueller, wiceprezes mBanku.
Sztuka tworzenia sztuczek
Coś takiego jak mniej zysków byłoby dla bankowców straszna porażką – od tego zależą przecież nadchodzące premie i bonusy roczne. Dlatego pomysł na obronę zysków polega na rekompensowaniu utraty wpływów innymi opłatami i prowizjami. Mateusz Morawiecki, szef BZ WBK, nie ukrywa, że zamierza wprowadzać lub podnosić opłaty wszędzie tam, gdzie tylko to będzie możliwe i akceptowalne dla klientów.
Coś takiego jak mniej zysków byłoby dla bankowców straszna porażką – od tego zależą przecież nadchodzące premie i bonusy roczne. Dlatego pomysł na obronę zysków polega na rekompensowaniu utraty wpływów innymi opłatami i prowizjami. Mateusz Morawiecki, szef BZ WBK, nie ukrywa, że zamierza wprowadzać lub podnosić opłaty wszędzie tam, gdzie tylko to będzie możliwe i akceptowalne dla klientów.
– Ostatnie obniżki stóp procentowych dokonane przez RPP wymusiły na bankach obniżkę oprocentowania kredytów czy kart kredytowych, ale nie zamknęły im drogi do generowania przychodów przy użyciu innych rozwiązań - mówi naTemat Jacek Kasperczyk, analityk porównywarki finansowej Comperia.pl. – Do podstawowych metod służących do zniwelowania spadku oprocentowania można zaliczyć podwyżki prowizji pobieranych za udzielenie danego zobowiązania, a także dołączanie do produktów kredytowych różnego typu ubezpieczeń. Wśród produktów bankowych, których aktualne oprocentowanie nominalne wynosi 10 procent, znajdują się między innymi karty kredytowe, limit odnawialne w koncie, a także większość tradycyjnych kredytów gotówkowych.
Najdroższa pożyczka gotówkowa jest w Alior Banku, a jej roczny koszt wynosi nawet 15,54 proc.. A to już niebezpiecznie blisko lichwiarskiego procentu. Minimalne oprocentowywanie to zgodne z przepisami 9,99 proc., ale ten bank dolicza zarazem najwięcej opłat dodatkowych opłat oraz ubezpieczenie spłaty kredytu, co pozwala wycisnąć więcej pieniędzy z pożyczkobiorcy. Dla porównania, w jednym z warszawskich lombardów pożyczymy pieniądze na 18 procent rocznie, plus 1,5 proc. prowizji za umowę i 10 zł opłaty miesięcznej za przechowanie zastawionej rzeczy. A to oznacza, że szacowne banki dzieli już niewiele od „złych lichwiarzy”.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
