Politycy Prawa i Sprawiedliwości na każdym kroku pokazują zdjęcie Bronisława Komorowskiego z Piotrem P. i Mariuszem G., byłymi szefami SKOK-u Wołomin. Prezydent Polski nie jest tu jednak wyjątkiem. Takie problemy mieli politycy z całego świata m.in. lider brytyjskich eurosceptyków Nigel Farage, jedna z członkiń rządu Japonii czy burmistrz miasta Minneapolis.
Mówi się, że polityka i muchę można zabić gazetą. Dzisiaj PiS uderza w Bronisława Komorowskiego zdjęciem, które na premierze filmu Jerzego Hofmana "Bitwa Warszawska" zrobili sobie z prezydentem producenci obrazu. Okazało się, że to szefowie SKOK-u Wołomin, którzy mają dzisiaj zarzuty za wyprowadzenie ze spółki pieniędzy. Wtedy jednak byli postrzegani zupełnie inaczej.
Dzisiaj PiS próbuje obciążyć Komorowskiego swoimi problemami stworzonymi przez system senatora Grzegorza Biereckiego. Dokładnie analizuję te zabiegi w tym tekście. To mechanizm znany z innych krajów – politycy musieli tłumaczyć się ze zdjęć, które przypadkiem zrobili sobie z wyborcami.
Nieco ponad miesiąc temu Nigel Farage był pod ostrzałem za zdjęcie z 21-letnim Joshem Parsonsem. Okazało się, że był on w grupie kibiców Chelsea Londyn, która nie wpuściła do wagonu metra czarnoskórego mężczyzny. Brytyjczycy krzyczeli przy tym "Jesteśmy rasistami, jesteśmy rasistami i lubimy to".
– Pan Farage jest każdego dnia fotografowany z i przez dziesiątki osób, zarówno zwolenników, jak i oponentów – tłumaczył szefa rzecznik. – UKIP i pan Farage zachowanie kibiców Chelsea w paryskim metrze za oburzające zawstydzające zarówno dla kraju, jak i dla klubu Chelsea – dodał.
Potężne problemy miała Betsy Hodges, burmistrz miasta Minneapolis w stanie Minnesota. Podczas akcji profrekwencyjnej jesienią 2014 roku zgodziła się na zdjęcie z jednym z wolontariuszy. Nie dość, że pokazał on znak uznawany za symbol gangsterów, burmistrz Hodges nieświadomie zrobiła to samo.
Co gorsza okazało się, że mężczyzna ma za sobą kryminalną przeszłość – był oskarżony o przestępstwa narkotykowe. Dwukrotnie skazano go za posiadanie i sprzedaż narkotyków a także za nielegalne posiadanie broni palnej. W tym kontekście pokazywany przez burmistrz znak przymierza między gangami wyglądał jeszcze gorzej. Zarzucano jej, że "usprawiedliwia tych, którzy zabijają w naszym mieście dzieci"
Ogromna afera zdjęciowa rozpętała się w Japonii, kiedy powstawał drugi rząd premiera Shinzo Abe. Minister Sanae Takaichi i wysoko postawiony w strukturach partii rządzącej Tomomi Inada zostali oskarżeni o neonazistowskie konotacje. Znaleziono ich zdjęcia z Kazunarim Yamadą, liderem japońskich neonazistów. Politycy musieli się tłumaczyć, że nie mieli pojęcia kim jest mężczyzna, który prosi ich o zdjęcie. Zarzekali się też, że potępiają III Rzeszę, nazizm i Adolfa Hitlera.
Oskarżenia o rasizm kierowano z kolei pod adresem Davida Camerona, który podczas weekendowego spaceru sfotografował się z grupą ulicznych tancerzy. Kontrowersje wzbudził ich makijaż - mieli pomalowane na czarno twarze. To grupa, która upamiętnia ulicznych żebraków z XVI wieku, którzy odwdzięczali się za jałmużnę tańcząc. Twarze malowali, by nie zostać rozpoznanym, bo żebractwo było wtedy nielegalne i karane.
Politycy muszą uważać na każdym kroku: co mówią, co robią, komu dają autograf, a z kim robią sobie zdjęcie. Czasami tej czujności brakuje, a konkurencja wykorzystuje to do walki. Ale to gorzej świadczy o niej, a nie o samym krytykowanym.