
Nie biegasz? To chociaż kibicuj! Zagrzewaj do walki, dopinguj. Nie wiesz jak, wstydzisz się? Daj spokój, przecież kibicowanie może dostarczyć ci niemal tyle samo dobrych emocji, co udział w maratonie. A być może za rok to właśnie do ciebie ktoś krzyknie: „Dasz radę, jeszcze tylko 800 metrów!”.
Bez kibiców byłoby trudno pokonać dystans maratonu. Oni są niezbędni. Dodają otuchy, energii, skrzydeł! Biegamy i ciałem, i głową. Ciało sami jesteśmy w stanie zmobilizować, ale do tego potrzebna jest wola, chęć. A to już zadanie głowy. Kibice są właśnie dla głowy. Ich doping potrafi zdziałać cuda.
Każdy maratończyk marzy, by pobiec kiedyś w Nowym Jorku. I nic w tym dziwnego: odbywa się tu jedna z sześciu największych na świecie imprez biegowych. Bierze w niej udział ok. 50 tys. zawodników – amatorów i zawodowców. Trasa biegu prowadzi przez przez pięć dzielnic miasta, a finisz ma miejsce w Central Parku. Dzień maratonu – mimo jesiennej szarugi – jest tu kolorowy i radosny.
Ludzie nie wstydzą się wrzeszczeć, głośno się śmiać. Każdy kibicuje każdemu. Zawodnicy celowo zakładają koszulki z własnymi imionami, bo ludzie je odczytują i wołają po imieniu – nawet jeśli nie umieją poprawnie, to po swojemu. Taki doping naprawdę pomaga! Właściwie cały czas biegnie się korytarzem utworzonym przez dopingujących, wypełnionym ich głosami. A końcówka w Central Parku jest naprawdę niesamowita.
Atmosfera dobrej zabawy panuje także w Londynie. Tutaj sami zawodnicy biegną często w śmiesznych kostiumach. A kibice ustawieni wzdłuż całej trasy doceniają ich pomysłowość i trud przygotowań. Nie szczędzą swych gardeł oraz rąk – głośno krzyczą i zapamiętale klaszczą.
A jak jest u naszych zachodnich sąsiadów? Berlińczycy dokładnie wiedzą, którędy będzie wiodła trasa maratonu w ich mieście. Nie narzekają na utrudnienia w ruchu, bo święto biegania traktują jak swoje własne. Właściwie nie ma takich miejsc przy trasie, których nie okupowaliby rozentuzjazmowani kibice. Zresztą, jest ich nawet więcej niż zawodników – a tych biegnie około 40 tysięcy.
Często można spotkać ludzi, którzy przy trasie rozkładają stoliki, siedzą, coś jedzą, piją i dopingują biegaczy. Zapraszają do siebie innych kibiców czy zawodników, którzy potrzebują się zregenerować.
Zupełnie inaczej jest w Tokio. Tamtejsi kibice są bardziej powściągliwi. Beatę Sadowską zaskoczyła cisza, panująca podczas maratonu. – Było inaczej niż w Europie czy w Ameryce. Japończycy są spokojni, powiedziałabym nawet, że dostojni. Nie krzyczą, nie klaszczą, nie trąbią i nie śpiewają – wspomina dziennikarka.
Wróćmy wreszcie do Polski. Mieszkańcy naszej stolicy jeszcze tak tłumnie (jak choćby w Londynie) nie dopingują uczestników maratonów, które kilka razy w roku odbywają się w mieście. Jednak wiernych fanów wciąż przybywa – finał ostatniego PZU Maratonu Warszawskiego na Stadionie Narodowym oklaskiwało 10 tys. widzów.
Mimo wszystko, mam wrażenie, że polscy kibice wciąż wstydzą się spontaniczności. Jak kibicują, to tylko swoim znajomym. I jeśli mogę o coś ich prosić, to o więcej radości. No i pomachajcie nam chociaż czasem.
1. Bądź otwarty i pomocny. Kibicuj każdemu, kto przebiega obok ciebie.
Dla tych, którzy nie biegną – ale dzielnie kibicują zawodnikom – organizatorzy przewidzieli wiele atrakcji. W internecie i na telebimach ustawionych przy mecie, będzie można oglądać transmisję live. Na Placu Teatralnym stanie Miasteczko Biegowe, a w nim będzie można wziąć udział w akcji „Podziel się Kilometrem”. Warto, bo za każdy kilometr pokonany na bieżni, PZU przeznaczy 10 zł na pomoc dla podopiecznych Komitetu Ochrony Praw Dziecka. Może więc spróbujesz swych sił i poćwiczysz w towarzystwie Marcina Dorocińskiego albo Pauliny Chylewskiej?