
Aktorka teatralna i filmowa. Dyrektor warszawskiego Teatru Capitol, gdzie w poniedziałek odbyła się premiera najnowszego spektaklu "Lunch o północy". Jednak szerszej publiczności znana jest z serialu "Barwy Szczęścia", gdzie wciela się w postać Róży. Jak sama przyznaje - to była jedna z najtrudniejszych ról, jaką przyszło jej zagrać. I społecznie ważna: - Wydawało mi się, że temat wykluczenia mnie nie dotyczy. Gdy dostałam rolę Róży w “Barwach Szczęścia”, nagle zrozumiałam, że dotyczy ona mnie i to bardzo osobiście – mówi nam artystka. O miłości i jej wszystkich barwach z Anną Gornostaj.
REKLAMA
AKT I: TEATR
Pani dyrektor. Tak się do pani zwracają pracownicy?
Nie. Teatr Capitol to dziś duża firma, a ja jestem bardziej jego zarządcą niż dyrektorem. Wie pan, to nie jest tylko teatr, lecz także impresariat, scena dziecięca, ale i klub muzyczny.
Bywa tu pani, gdy klub jest otwarty?
Oczywiście. Muszę od czasu do czasu sprawdzić, co tu się dzieje wieczorami.
Przeszło to chyba pani oczekiwania?
Oczywiście. Najśmielsze. 7 lat temu, jak zakładałam Captiol, do głowy by mi nie przyszło, że to wszystko tak pięknie się rozwinie. Ale jak tylko zobaczyłam scenę po byłym kinie Capitol wiedziałam, że chcę otworzyć teatr. Dziś to marka. Nie boję się tego powiedzieć.
W Warszawie zamknięto wiele takich miejsc.
Dla mnie to zbrodnia. Dziś przychodzą do mnie muzycy, którzy chcą grać na naszej scenie koncerty. Dlatego, że jest odpowiednia architektura i ją się, niestety, sukcesywnie w tym mieście burzy. Czy powstała jakaś nowa sala koncertowa? Guzik.
Powiem szczerze, że robi pani wrażenie. Już na samym wejściu. Pani tu rządzi.
A ja panu powiem, też szczerze, że mam nadzieję, że w tym rządzeniu odciąży mnie moja wspólniczka, która przejmuje ode mnie część obowiązków. Mój mąż, który jest technikiem teatralnym, też tu pracuje. Codziennie jest dużo do zrobienia.
Co pani robiła wczoraj?
Spędziłam 7 godzin u prawnika. Jest tyle spraw do omówienia, tyle umów do przejrzenia, że jedna osoba nie może zarządzać tak wielkim teatrem, jak Capitol. To jest niemożliwe. Stawiam na swój zespół i wspólników. Nawet zarządca teatru musi dotknąć spraw sam. Od prawnika po kasę fiskalną.
Zdarzyło się pani sprawdzić kasę fiskalną?
Tak, zdarzyło się, ale to był przypadek. Kasa, która miała być niezawodna, po prostu się zepsuła. Fiskalizowała podwójnie. Dopiero ja to zauważyłam. Ale to, że takie sytuacje mają miejsce nie jest złą wolą pracowników czy brakiem kompetencji. Pomyłki zdarzają się każdemu. Mówi się “Dyrektor przedsiębiorstwa”. Jestem trochę takim przedsiębiorcą.
Bizneswoman?
Nie lubię tego określenia.
Czyli tak na panią mówią.
Tak.
Ja trochę się przekomarzam, bo znam panią przede wszystkim jako aktorkę.
Mam nadzieję, że pan żartuje. Ja kocham teatr, jestem aktorką i to jest dla mnie najważniejsze. A to, że zajmuje się też prowadzeniem takiego miejsca, to tylko Bogu dziękować, że mam do tego dryg. Przekonałam się o tym w Forcie Sokolnickiego na Żoliborzu, gdzie pracowałam wraz z mężem. Wie pan skąd się to wszystko wzięło?
Nie.
Jestem wychowanką świętej pamięci Stanisława Hebanowskiego, to był dyrektor Teatru Wybrzeże. Grałam tam, gdy byłam małą dziewczynką. Stamtąd wyszłam do teatru Jedynka założonego przez Krzysia Babickiego, który nauczył mnie jednego – trzeba brać teatr w swoje ręce. Potem porwała mnie przygoda z teatrem Narodowym i Ateneum w Warszawie. Także tam nauczyłam się wielu rzeczy. Moimi przywódcami duchowymi byli dyrektor Warmiński i Ola Śląska. To byli wspaniali nauczyciele i rodzicie dla wielu aktorów, którzy są dzisiaj znani. Marian Opania, Marian Kociniak czy Magda Zawadzka.
Najważniejsza lekcja?
Zawsze chciałam mieć swój teatr.
AKT II: PRAWDZIWA MIŁOŚĆ… CI WSZYSTKO WYBACZY
Ma pani dobre serce?
Ja myślę racjonalnie. Wie pan, jestem po prostu zdrowa. Moje małżeństwo jest zdrowe, a mój mąż, z którym jestem od 33 lat jest moim najlepszym wyborem w życiu. Też zdrowo. Mam także sensownie poukładane życie zawodowe.
Jak pani mówi o mężu to błyszczą pani oczy.
Jest moim przyjacielem, od wielu lat.
Pewnie wielu chciałoby znać sekret tak udanej miłości. Bywały kryzysy?
Pewnie. Miewaliśmy kryzysy, jak każda para. Wtedy człowiek siada i zadaje sobie pytanie – czego ja tak naprawdę chcę? Cudownie powiedział ostatnio Wajda, że cieszy się swoją starością, bo coraz więcej wie. Ja już jestem na etapie mojego życia, że ja już nie muszę poszukiwać. Też swoje wiem.
Szukamy, znajdujemy, wciąż popełniamy błędy. Ciężko dziś znaleźć miłość.
Bo trafiamy często na złych ludzi. Ważne, by już po pierwszym takim zawodzie wyciągnąć wnioski. Odpowiedzieć sobie na pytanie, czego się szuka. Jak się tej lekcji nie odrobi…
...to życie może dać mocno w kość.
Tak. A czasami jest już za późno i dochodzimy i do wniosku, że straciło się coś bardzo ważnego. Ludzie nie uczą się na swoim błędach. Wy młodzi jesteście w tym pogubieni.
Właściciel klubokawiarni “Miłość” powiedział mi kiedyś, że przychodzą do niego goście, bo szukają tego uczucia.
Miłość? Super. Mój ulubiony klub w Berlinie do którego kiedyś chodziłam nazywał się “Kochajmy się”. Chodzili tam heteroseksualni, ale także geje i lesbijki. 30 lat temu w Niemczech to było normalne. Dla nas miłość to wciąż temat tabu.
To prawda, miłość ma wiele barw. Jest pani pełna szacunku dla drugiego człowieka. Czy to pomogło pani zagrać matkę geja?
Słusznie pan to zauważył. Wydawało mi się, że temat wykluczenia mnie nie dotyczy. Gdy dostałam rolę Róży w “Barwach Szczęścia”, nagle zrozumiałam, że dotyczy i to bardzo osobiście. Mam syna w pana wieku i musiałam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ja jako matka godzę się z tym, że mój syn mógłby być gejem. Musiałam odpowiedzieć na bardzo trudne pytania sama przed sobą. Czy w takiej sytuacji godzę się na to, że nie będę miała na przykład wnuków. Bardzo to trudne pytania.
I?
To był dla mnie bardzo duży problem, bowiem nie potrafiłam tego zagrać. Moja postać się z tym godziła, a ja nie. Do jakiegoś momentu ja Różę tylko odtwarzałam. Na scenie wiele można ukryć. W telewizji nie ma na to szans, bowiem kamera wszystko wyłapie. Ilona Łepkowska, która była autorką scenariusza wychwyciła to od razu. I zaczęto pisać scenariusz pode mnie.
Kawał dobrej roboty pani wykonała.
Ostatecznie powstał bardzo ważny wątek. Ważny społecznie.
AKT III: LUDZIE
Pani dużo opowiada o ludziach, a mało o sobie. Dlaczego?
Bo na mnie trzeba patrzeć przez pryzmat ludzi. Celebryci mówią o sobie, a aktorzy po prostu pracują. Co ja mogę o sobie. Z Magdaleną Zawadzką…
Pani Aniu...
...to moja koleżanka jeszcze z czasów Teatru Ateneum. Żona moja ulubionego dyrektora teatralnego. To dla mnie wielka gwiazda. Razem gramy w spektaklu “Gwiazda i ja”. My się przy tym bardzo dobrze bawimy, jako aktorki. Poza tym pomagamy tym samym weteranom w Skolimowie. Z każdego biletu przekazujemy 5 złotych na rzecz domu aktora. Jestem też trochę rozczarowana.
Że nikt starym przyjaciołom nie pomaga?
Gdyby dyrektor każdego teatru w Polsce przeznaczył jakąś część pieniędzy ze sprzedaży biletów na dom w Skolimowie, to weterani mieliby inne życie. Magdalena i ja, w prywatnym teatrze zaczęłyśmy zbierać pieniądze. Pomysł wyszedł od Magdy. I być może inni pójdą w nasze ślady.
Miała pani szczęście w swoim życiu. Spotkała pani na swojej drodze wspaniałych ludzi.
Ogromne. Przez całe życie spotykałam ludzi, którzy stali się moimi autorytetami, niektórzy przyjaciółmi. Znalazłam się w środowisku niewiarygodnych postaci teatru. Z tego nie można wyjść słabym.
AKT IV: PANI ANNA O SOBIE
Na koniec. Czego czego pani nie lubi?
Zmywać i sprzątać. Po prostu się do tego nie nadaje. Pan nadaje się do dziennikarstwa, ja zaś do teatru. Ale do sprzątania nie mam serca. Nie lubię detergentów i może dlatego. Proszę mi uwierzyć, trudno umyć patelnię bez płynu.
Napisz do autora: tomasz.golonko@natemat.pl
