Wesoły Kierowca znowu zrobił furorę w sieci. Kochają go mieszkańcy stolicy, ale ZTM-owi jego zachowanie się nie podoba. – Przekroczył granicę dobrego smaku – mówi rzecznik. To nie jest kraj dla wesołych ludzi?
Polak Polakowi wilkiem – prędzej warkniemy na sąsiada, niż się do niego uśmiechniemy. Jeden krok, żeby do zapchanego autobusu ktoś jeszcze się wcisnął? Absolutnie nie, przecież to mój komfort jest najważniejszy. A może uśmiech dla pani z supermarketowej kasy, której przeliczenie reszty zajmuje kilka sekund dłużej, bo siedzi tam w końcu już dziewiątą godzinę? O nie, przecież tak bardzo mi się spieszy!
Kierowca z misją
Trudno jest nam być miłymi dla obcych ludzi, więc jeśli już ktoś wybija się przed szereg i odstaje od reszty, trzeba go przywołać do porządku. Nie inaczej jest w przypadku Wesołego Kierowcy, który za swoje nietypowe podejście do wykonywanej pracy może mieć niemałe problemy. Roberta Chilmończyka chyba nie trzeba przedstawiać czytelnikom naTemat. O skromnym kierowcy autobusu pierwszy raz głośno zrobiło się jeszcze w 2012 roku, kiedy przez mikrofon witał wsiadających pasażerów, a wychodzącym z pojazdu życzył miłego dnia.
Chilmończykiem zainteresowały się media – zaczął udzielać wywiadów, zyskał nawet oficjalny pseudonim Wesołego Kierowcy. Ale nie wszystkim się to podobało, a jego koledzy zaczęli być po prostu zazdrośni o popularność i rozgłos. – Niektórzy ponarzekają, że niepotrzebnie robię szum wokół własnej osoby. Mówią, że powinienem zająć się tylko pracą, a nie błaznowaniem. Moim zdaniem to oni nie skupiają się na swojej pracy. Nie rozumieją, że to my jesteśmy dla pasażerów, a nie oni dla nas. Jesteśmy usługodawcą i musimy pilnować, by klient był zadowolony z naszych usług – mówił naTemat.
Wesoły Kierowca nie zamierza się jednak poddawać – uważa, że ma misję do spełnienia, bo dzięki niemu ludzie są dla siebie życzliwsi. – Nie chcę stać się zgredem, tak jak niektórzy moi koledzy – mówił.
O Wesołym Kierowcy znowu jest głośno – od kilku dni furorę w internecie robi nagranie z przejazdu autobusem linii 509. – To już państwa w takim razie wysadzam tutaj, ale nie w powietrze, nie bójcie się, nie jestem terrorystą – żartował sobie Chilmończyk. Nie zabrakło też sarkazmu, a nawet gorzkiej ironii, kiedy kierowca skomentował fakt otwarcia drugiej linii metra. – Zaraz ją pewno zamkną, jak to u nas bywa w zwyczaju – powiedział.
ZTM: Niedopuszczalne żarty
Rzecznik ZTM jest już wyraźnie zmęczony tematem Wesołego Kierowcy. Igor Krajnow przypomina, że nie wszystkim pasażerom podobają się niestandardowe zachowania Chilmończyka. – Podstawowym zadaniem kierowcy jest bezpieczne dowiezienie pasażerów na miejsce, a nie to, by zabawiać ich rozmową czy żartami. Poza tym, niektóre z tych żartów są niedopuszczalne – jak na przykład mówienie, że ma się 3 promile we krwi, ale to i tak niedużo, bo pan zdążył już wytrzeźwieć – mówi naTemat Krajnow.
ZTM-owi nie spodobały się także żarty na temat drugiej linii metra.
Jak zapewnia w rozmowie z naTemat Krajnow, na Chilimończyka już wcześniej były skargi. Czego dotyczyły? – Choćby dwuznacznych, a nawet seksistowskich żartów. Kierowca miał na głos komentować wygląd jednej z pasażerek, czym wprawił ją w ogromne zażenowanie. Skarżono się także na żarty związane z bezpieczeństwem – mówi rzecznik ZTM i dodaje, że wbrew pozorom, zdania pasażerów są tu podzielone.
– Już w przeszłości zgłaszaliśmy problemy firmie ITS Michalczewski. Teraz również jesteśmy zmuszeni do podjęcia takich kroków – mówi Krajnow.
Pasażerowie: Dobra robota, szefie!
Na fanpage'u Wesołego Kierowcy (ponad 54 tysiące fanów) trudno jednak znaleźć negatywne komentarze. Fanom Chilmończyka nie podoba się czepialstwo ZTM. – Nie rozumiem pańskich przełożonych. Zamiast mieć pretensje powinni być Panu wdzięczni, że robi Pan taki pozytywny PR firmie i łamie stereotyp wiecznie naburmuszonego kierowcy, który wozi ludzi chyba za karę. Ubolewam, że nie mieszkam bliżej stolicy bo jeździłabym Pańskim autobusem od pętli do pętli. Pozdrawiam serdecznie!! – pisze jedna z pasażerek.
Inny internauta dziękuje za pomoc przy wsiadaniu do autobusu z wózkiem. – Dzięki szefie za obniżenie busa na Konwaliowej przedwczoraj w południe dla mojego wózeczka. Ale żeśmy się uśmiali z żoną. Promujemy niż demograficzny hehehe. Powinny wejść nowe szkolenia w MZA. Temat: Jak cudownie spędzić czas w pracy, i jak z uśmiechem na twarzy do niej dojechać. Tyle w temacie. Wszyscy stoimy za panem co by się nie działo.Pozdrawiam – czytam na fanpage'u Wesołego Kierowcy. Fani dziękują mu za wspólną fotografię, przekazują pozdrowienia albo po prostu piszą, że dziwią ich negatywne reakcje przełożonych. Ten, w rewanżu, zamieszcza dla nich grafik swoich przejazdów na najbliższy miesiąc.
Wesoły Kierowca to jednak nie tylko żarty – Chilmończyk chętnie angażuje się w działalność charytatywną. Na swoim profilu wspiera Fundację „Wspólna Droga”, która pomaga osobom w trudnej sytuacji życiowej i potrzebującym wsparcia ze względu na swoją niepełnosprawność. Kierowca zachęca, aby przekazać 1 proc. podatku na rzecz organizacji.
Wesoły Kierowca: Mają ze mną problem
Z Chilmończykiem próbuję się skontaktować przez jego fanpage. Szybko odpisuje na wiadomości, podaje numer telefonu. Po kilku próbach udaje nam się porozmawiać. Słyszę, że jest nieco zmartwiony całą sytuacją. Przyznaje, że jeszcze nie rozmawiał z dyrekcją firmy, która go zatrudnia, ale spodziewa się, że „pojadą mu po premii”. Wesoły Kierowca potwierdza, że ZTM śle na niego skargi do ITS Michalczewski, więc firma się stresuje, bo przecież przetargi, etc. Dodaje jednak, że ma bardzo wyrozumiałą i otwartą dyrektorkę. – Nie można skupiać się na pięciu skargach, podczas gdy jest 100 pochwał – mówi naTemat Wesoły Kierowca.
Chilmończyk jest nieco zaskoczony aferą, której stał się bohaterem. - Przecież zachowuję się tak w autobusach już od ponad dwóch lat! - przypomina w rozmowie z naTemat. Burzę wywołał jednak filmik, jaki od kilku dni krąży w sieci. A szczególnie uwagi na temat drugiej linii metra. - No tak, to jest czuły punkt ZTM. Dużo jest inwestycji, ale nie wszystkie są oddawane na czas. Przecież Ameryki nie odkryłem – mówi kierowca.
Pytam, czy rzeczywiście zdarzyło mu się rzucić jakimś seksistowskim żartem pod adresem pasażerki.
Jakie jeszcze żarty mogły się komuś nie spodobać? Chilmończyk wylicza powitania „sympatycznych pań” albo „zakochanych parek” – ale czy coś w tym złego?
Kierowca ma nadzieję, że jego sprawa skończy się pozytywnie. – Przecież staram się jakoś zmienić wizerunek Warszawy i nas samych. Przypomnieć, że wystarczy się uśmiechnąć, a od razu robi się milej. Za granicą takie zachowania, uprzejmość i życzliwość, są na porządku dziennym – podkreśla mój rozmówca.
Socjolog: Wolimy rutynę
Jeśli już ktoś jest bardziej miły i życzliwy, niż reszta, wychodzi przed szereg, to szybko musimy go upomnieć, przywołać do porządku i... cofnąć na swoje miejsce. – Wydaje mi się, że może to wynikać z faktu, iż Polacy są – nawet wbrew autostereotypowi – skłonni funkcjonować w obrębie rutyny. To, co nie mieści się w ramach rutyny, może być zagrożeniem czy potęgowaniem chaosu. Rutyna jest tym, co stabilizuje sytuację – mówi naTemat socjolog kultury dr hab. Mirosław Pęczak, socjolog z Instytut Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego.
Zdaniem naukowca, można to zinterpretować tak – tempo życia jest szybkie, wszystko zmienia się na naszych oczach, więc skłonność do rutynowego funkcjonowania wydaje się zrozumiała. To stwarza choćby pozór porządku.
W jego opinii, Wesoły Kierowca nie jest przypadkiem odosobnionym, bo przecież podobnie dzieje się w sferze sztuki. Jeśli artysta zbytnio wychodzi poza konwencję albo posługuje się prowokacją, z reguły naraża się na ataki ze strony konserwatywnych czy tradycjonalnych współobywateli.
Co zrobić, aby się tej rutynie nie dać? - Myślę, że najlepiej będzie, jak zresztą mówił Wojciech Młynarski, robić swoje. Nie oglądać się na ponuractwo i wybierać jasną stronę mocy – dr hab. Mirosław Pęczak
Chilmończyk zapewnia, że nadal ma swoją misję do wykonania – chce, żeby w tej warszawskiej dżungli, w której wszyscy gdzieś biegną, gonią za pracą, pieniądzem, żyło się lepiej. - Jeśli mnie zwolnią, to przynajmniej będę miał świadomość, że zrobiłem coś dobrego – kończy Wesoły Kierowca. Pozostaje mieć nadzieję, że jednak nie będzie tak źle.
Z drugiej strony, jeśli ZTM przejawia aż taką sympatię do przwidywalnych zachowań, to może zadbano by o to, by stołeczne autobusy jeździły bardziej rutynowo, czyli według rozkładu. A nie z taką samą fantazją, jaką cechuje się Wesoły Kierowca.
Napisz do autorki: marta.brzezinska@natemat.pl
Reklama.
Igor Krajnow
Wyrażanie takich opinii jest równoznaczne z działaniem na szkodę firmy, w której się pracuje
Wesoły Kierowca
Ktoś tu chyba coś źle zrozumiał, albo zapomniał o kontekście. Jeśli pani była ubrana w czerwoną kurtkę, miała kaptur na głowie, a ja powiedziałem „Witam czerwonego kapturka”, to kogoś obraziłem?
Dr hab. Mirosław Pęczak
Przypadek Wesołego Kierowcy świetnie to ilustruje. To ktoś, kto w opinii swoich kolegów czy zarządu firmy zachowuje się niekonwencjonalnie, więc nie bardzo wiadomo, co z tym zrobić. Na wszelki wypadek można potępić. Bo przecież kierowca powinien kierować i nic ponadto