Ledwie wsiadam do autobusu, a kierowca wyciąga mi wielkiego lizaka z napisem „uśmiechnij się”. Obok ma ich dużo więcej. To jeden z jego sposobów na umilenie podróży mieszkańcom, których wozi po Warszawie. Robi tak od ponad 15 miesięcy, kiedy to porzucił zawód kelnera na rzecz prowadzenia autobusów. To właśnie wtedy Robert Chilmończyk stał się „Wesołym Kierowcą”, który w trakcie kursów mówi do pasażerów przez mikrofon.
– Od roku jeździ pan na autobusach. Sądziłem że przez ten czas troszeczkę pan zmarkotnieje, nie będzie już taki wesoły – mówię na powitanie panu Robertowi. Wesoły Kierowca zbywa to miechem i odpowiada, że nie miał powodu, by zmienić swoje podejście do pracy. – Mam misję do spełnienia, dzięki mnie ludzie stają się coraz bardziej otwarci na innych. Nie chcę stać się zgredem tak jak niektórzy moi koledzy – opowiada Chilmończyk.
Niestety po chwili dodaje, że ma złe wieści do przekazania. Pierwsza myśl jaka przechodzi mi przez głowę to ta, że musi zjechać z trasy, więc reportaż nie powstanie w terminie. Nic z tych rzeczy, choć w przypadku pana Roberta sprawa jest dość poważna.
– Dali mi autobus w zepsutym mikrofonem. A to jedno z moich narzędzi pracy. Skoro tak się mną chwalą w ZTM to mogliby dać jakieś „autko na własność”. Niektórzy kierowcy tak mają. Dzięki temu miałbym pewność, że nic nie nawali, tak jak teraz. Dziś jestem zmuszony do improwizacji, nie będzie stałego repertuaru – śmieje się pan Robert.
Po raz pierwszy o Wesołym Kierowcy zrobiło się głośno latem ubiegłego roku. Pan Robert ze swoją pracą przewinął się przez część mediów. Pytamy go, czy w związku z tym koledzy nie są zazdrośni o jego popularność. W końcu wyróżnia się na ich tle nie tylko wychowaniem, ale także sławą.
– Niektórzy ponarzekają, że niepotrzebnie robię szum wokół własnej osoby. Mówią, że powinienem zająć się tylko pracą, a nie błaznowaniem. Moim zdaniem to oni nie skupiają się na swojej pracy. Nie rozumieją, że to my jesteśmy dla pasażerów, a nie oni dla nas. Jesteśmy usługodawcą i musimy pilnować, by klient był zadowolony z naszych usług – uważa Wesoły Kierowca.
Zdjęcie? Pewnie
Tylko że nie każdemu pasażerowi podoba się radosny humor pana Roberta. Sam przyznał, że nie lubi porannych kursów, gdyż na nich jest więcej starszych osób. – Nie zawsze rozumieją moje dowcipy. Po południu i wieczorami jest więcej młodych. Oni często wchodzą ze mną w interakcję, chętnie pstrykają fotki – opowiada. Dokładnie w tej samej chwili podchodzi do niego chłopak, który wyciąga telefon i robi sobie z panem Robertem zdjęcie.
Pytamy pasażerów, jak inni reagują na kursy z Wesołym Kierowcą. Większość mówi, że jest świetnie. Tylko jeden dodaje: – Młodzi świetnie się bawią, ale starsi nieraz potępiają go i psioczą. Myślą, że kierowca jest od tego by jeździć od przystanku do przystanku i co najwyżej sprzedawać bilety. Byłem raz świadkiem, kiedy pan Kierowca zaczął coś opowiadać, oczekiwał interakcji pasażerów, a starsi zaczęli chować się po kątach – słyszymy.
Chilmończyk sam przyznaje, że nie raz słyszał od pasażerów, że jest od prowadzenia autobusu, a nie od dowcipkowania. Raz został zwyzywany za rzekome przedmiotowe traktowanie kobiet: – Mam swoje stałe teksty. Kiedy widzę stojącą na przystanku dziewczynę, to mówię „Jest kolejna łania do zabrania”. Nie widzę w tym nic obraźliwego, w końcu od wieków u nas mówiło się na kobiety „białogłowy”, „sikorki”, „łanie”. Chciałem w zabawny sposób podkreślić, że zabieramy na pokład dziewczynę. Pewnej starszej pani to się nie spodobało i poskarżyła się, że nie przystoi mówić takich rzeczy.
Okazuje się, że to nie jedyny problem, jaki Wesoły Kierowca miał z niezadowolonymi pasażerami. – Lubię humor sytuacyjny. Czasami zdarza się, że powiem o jedno słowo za dużo – opowiada. Raz musiał się tłumaczyć przed przełożonymi z tego, że jeden urząd nazwał „siedzibą biurokracji i korupcji”. Któryś z urzędników to usłyszał i wysłał skargę do ZTM. Całe szczęście skończyło się tylko na naganie. Na korzyść kierowcy wpłynął fakt, że pozostali pasażerowie regularnie go chwalili.
Jak rozweselić zamyśloną pasażerkę
W trakcie naszego reportażu jeźdźimy z panem Robertem od pętli do pętli. Nagle Wesoły Kierowca zwraca uwagę na pewną pasażerkę z lekko zamyśloną miną. Macha do niej i wyciąga lizak z napisem „Wrzuć na luz”. Od razu się uśmiecha i mówi: – Wiedziałam, że nie przejadę kursu bez jakiegoś numeru z pańskiej strony.
Pasażerka opowiada nam, że co jakiś czas trafia na Wesołego Kierowcę. Najbardziej lubi podróżować z nim, kiedy zabiera swoje dziecko do szkoły. – Synek jest szczęśliwy i wszystkim wokół opowiada, że spotkał Wesołego Kierowcę.
Pani wysiada, mówi, że akurat odbiera wspomniane dziecko z szkoły. Tymczasem pan Robert zaczyna opowiadać o swojej rodzinie. – Córka chyba na początku wstydziła się mojego zawodu. W klasie same dzieci prawników i lekarzy, tymczasem jej tata jest kierowcą autobusu. Jednak wystarczyło, że wokół mnie zrobiło się głośno i zmieniła zdanie. Nawet zaczęła się chwalić swoim ojcem, i założyła mi moją stronę na Facebooku. Trochę gorzej z moją żoną, która podobnie jak część moich starszych pasażerów czy kolegów z pracy czasami uważa, że powinienem sobie darować żarty i skupić się na prowadzeniu pojazdu – opowiada naTemat.
Pan Robert mówi nam, że Wesołym Kierowcą został z przypadku. Przez całe życie był kelnerem, a poprzednio pracował na szkolnej stołówce w Zielonce. – Prowadziliśmy ją wspólnie z żoną, jednak po sześciu latach straciliśmy tam kontrakt. Przez jakiś czas szukałem pracy w zawodzie, jednak nie mogłem znaleźć nic odpowiedniego. Przypadkiem zauważyłem, że jedna z firm organizuje kursy na kierowców autobusów, po których oferuje zatrudnienie. Postanowiłem skorzystać, nie żałuję tej decyzji.
Pasażerowie są zadowoleni z kierowcy
Nie żałują jej także pasażerowie warszawskich autobusów, którzy mają z nim styczność. Czasami potrafi zajechać na przystanek i zapytać się stojących tam osób, czy przypadkiem ich nie podwieźć. Sam mówi, że stara się zmieniać wizerunek komunikacji miejskiej, ale – jak sam dodaje – jedna jaskółka wiosny nie czyni.
– Nie każdy kierowca stanie się tak uprzejmy jak ja. Część kolegów nie rozumie swojej pracy, złośliwie zamykają drzwi przed pasażerami. Może to się wydawać walką z wiatrakami, ale nie mam zamiaru stać się taki jak oni. Tak więc proszę się nie martwić, nie stanę się marudnym kierowcą – zapewnia nas pan Robert. Jeśli sami jesteście ciekawi jak wygląda kurs z Wesołym Kierowcą wystarczy wejść na jego fanpage. Tam znajdziecie wszelkie informacje dotyczące tego, kiedy i gdzie kursuje. Gwarantujemy, że będzie bardzo wesoło.