
Wskaźnik wykrywalności zabójstw od lata waha się w Polsce na poziomie 85-90 proc. W 2013 r. sięgnął 95 proc. Tymczasem w USA rozwiązanych spraw o zabójstwo z roku na rok jest coraz mniej, dziś to ok.50-60 proc. Polacy mają lepszych śledczych? Nie do końca. – Policja pracuje sprawnie, ale u nas zabójstwa są łatwe do wykrycia – przekonują kryminolodzy.
REKLAMA
Prymitywnie i w afekcie, najczęściej bliskich. Tak dziś zabijają Polacy. Bo ponad 80 proc. morderstw popełnianych w Polsce to zbrodnie, których sprawcy dopuszczają się na osobach ze swojego najbliższego otoczenia – rodzinie lub przyjaciołach. I właśnie te zabójstwa są, zdaniem ekspertów, najłatwiejsze do wykrycia. A co za tym idzie znacznie podwyższają nam statystyki.
– 30 lat temu wprowadziłem dwa pojęcia wykrywalności – mówi prof. Brunon Hołyst, kryminolog. – Pierwsza to wykrywalność luminalna. Mamy z nią do czynienia wówczas, gdy sprawca jest znany organom ścigania już w chwili rozpoczęcia śledztwa. I to jest typowa sytuacja właśnie dla zabójstw rodzinnych. Takich jest blisko 80 proc. Drugi rodzaj to wykrywalność realna – ustalenie sprawcy jest wynikiem rzeczywistego nakładu pracy organów ścigania. I to jest pozostałe 10 –15 proc.
– Nie ujmuję niczego policji, bo naturalnie bardzo się w swoich działaniach stara – mówi z kolei dr Paweł Moczydłowski, socjolog i kryminolog. – Ale tutaj dużo ważniejszą rolę odgrywa pewien prymitywizm morderców. My jesteśmy społeczeństwem, dla którego proces transformacji nie został zakończony. Dlatego są wśród nas ludzie zagubieni, niemogący odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Oni wszyscy żyją na podwyższonym poziomie emocjonalnym, który sprzyja podejmowaniu nieracjonalnych decyzji, złych, nieadekwatnych.
Rodzinne morderstwa w afekcie
Taką decyzją jest bardzo często właśnie morderstwo. Zbrodnia będąca próbą rozwiązania życiowego dylematu, dokonana w stanie emocjonalnego wzburzenia i pod wpływem impulsu, dlatego dość prymitywna. A zwykle życiowy problem, będący morderczym impulsem, to kłopoty w życiu osobistym.
Taką decyzją jest bardzo często właśnie morderstwo. Zbrodnia będąca próbą rozwiązania życiowego dylematu, dokonana w stanie emocjonalnego wzburzenia i pod wpływem impulsu, dlatego dość prymitywna. A zwykle życiowy problem, będący morderczym impulsem, to kłopoty w życiu osobistym.
Zdaniem ekspertów zdecydowana większość Polaków bardzo ceni poukładane, szczęśliwe życie rodzinne. W sytuacji, gdy to rodzinne szczęście mamy, czerpiemy z niego pozytywną energię. Gdy go brakuje, mamy wrażenie jakby ktoś nam spod nóg wyciągał dywan. Nic zatem dziwnego w tym, że na problemy w życiu rodzinnym reagujemy gwałtownie. I to ta gwałtowność pcha nas do tak ekstremalnych czynów jak agresja wobec bliskich.
Nie jest to zresztą problem typowy tylko dla Polski. Morderstwa dokonywane w rodzinie dominują także w wielu innych krajach. I tak na przykład we Francji w 2010 r. wykrywalność przestępstw sięgnęła 87 proc. Z czego ok. 2/3 wszystkich wyjaśnionych spraw stanowiły tzw. zabójstwa w afekcie, do których najczęściej dochodzi w rodzinie lub w najbliższym otoczeniu.
Zabójca ma męski profil
Zdecydowaną większość w gronie osób dopuszczających się morderstwa na członku lub członkach rodziny stanowią mężczyźni. Potwierdza to przedstawiony blisko rok temu raport ONZ. Z badania wynika, że w Polsce trzy czwarte wszystkich morderstw popełnili właśnie panowie.
Zdecydowaną większość w gronie osób dopuszczających się morderstwa na członku lub członkach rodziny stanowią mężczyźni. Potwierdza to przedstawiony blisko rok temu raport ONZ. Z badania wynika, że w Polsce trzy czwarte wszystkich morderstw popełnili właśnie panowie.
Zdaniem Moczydłowskiego, najczęściej chodzi o typ psychologiczny, który w dość prymitywny sposób uznawał, że w momencie założenia rodziny znajdzie w niej jakąś przystań, ulgę i zaspokojenie dla wszystkich swoich potrzeb. Myślał, że będzie miał uprane, ugotowane i na dodatek będzie zaspokojony seksualnie.
– O ile na początku to się może jeszcze jakoś układać, o tyle gdy pojawiają się dzieci, na które trzeba zarobić, często czar pryska – wyjaśnia socjolog. – Bo razem z dziećmi pojawiają się koszty. A koszty dla takiego, który oczekuje tylko spełnienia własnych potrzeb, to już jest zbyt wiele. To jest przez niego nieakceptowalne, więc zaczyna odczuwać złość i agresję.
Większość osób dopuszczających się morderstwa na bliskich cierpi z powodu głębokiego deficytu emocjonalnego. A to najczęściej skutek dorastania w patologicznych rodzinach. Tacy mordercy to ludzie niedowartościowani, nieakceptujący sami siebie.
Negatywna spirala nakręca się, aż dochodzi do śmiertelnego uderzenia. Morderstwa rodzinne, choć w Polsce najczęstsze, nie stanowią zagrożenia dla porządku publicznego. – Mąż zabija konkretną żonę, żona konkretnego męża – mówi prof. Hołyst. – Nikt się nie obawia, że to się powtórzy na innym członku społeczności.
I dodaje: – Wskaźniki policyjne są uśrednione, ale należy wskazać, że tylko 10-15 proc. morderstw to zabójstwa ze społecznego punktu widzenia groźne. A do tych najczęściej najczęściej zaliczane są rabunkowe i seksualne.
A te najbardziej skomplikowane? Tu eksperci są zgodni. To zabójstwa, w które zamieszana jest polityka i biznes albo jedno i drugie. Przykładem może być, ich zdaniem, chociażby niewyjaśniona do dziś sprawa zabójstwa dziennikarza „Gazety Wyborczej” w Poznaniu – Jarosława Ziętary czy morderstwo generała Marka Papały.
– Wyjaśnianie tego typu spraw trwa stosunkowo długo, bo zamieszani są w nie ludzie, którzy znają funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania – podkreśla Moczydłowski. – Stąd też mordercy doskonale wiedzą jak się z tej profesjonalnej sieci wymknąć.
Najniższą wykrywalność mają natomiast przestępstwa na tle rabunkowym i seksualnym.
Polskie „Z archiwum X”
Są też morderstwa, które nie tylko trudno wyjaśnić, ale i zaklasyfikować. Przykładem takiej jest sprawa „Skóry” – makabrycznej zbrodni popełnionej jesienią 1998 r. Ofiarą, jak się później okazało, była 23-letnia Katarzyna Z. Jej zaginięcie zgłoszono w dniu, w którym była umówiona z matką na wizytę u lekarza. Na umówione miejsce nigdy nie dotarła.
Są też morderstwa, które nie tylko trudno wyjaśnić, ale i zaklasyfikować. Przykładem takiej jest sprawa „Skóry” – makabrycznej zbrodni popełnionej jesienią 1998 r. Ofiarą, jak się później okazało, była 23-letnia Katarzyna Z. Jej zaginięcie zgłoszono w dniu, w którym była umówiona z matką na wizytę u lekarza. Na umówione miejsce nigdy nie dotarła.
Śledztwo wykazało, że na kilka miesięcy przed tragedią dziewczyna zaniechała studiów religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Choć mieszkała z matką, ta nic o tym fakcie nie wiedziała. Nie wiadomo też co dziewczyna robiła w czasie, w którym odbywały się zajęcia akademickie.
W styczniu 1999 r. w porcie rzecznym na krakowskim Zabłociu załoga jednej z barek wiślanych przypadkowo znalazła szczątki ofiary. W śruby wkręciła się skóra. Sprawca dokładnie oddzielił ją od ciała a następnie uszył z niej coś w rodzaju płaszcza. W kolejnych dniach w okolicach koryta Wisły znajdowano kolejne fragmenty zwłok. Katarzynę Z. zidentyfikowano na podstawie badań genetycznych. Nie znaleziono narzędzia ani świadków zbrodni. Nie znaleziono też sprawców.
Prokuratura umorzyła śledztwo w 2000 r. Sprawa trafiła do tzw. archiwum X. W kolejnych latach kilkakrotnie je wznawiano, ale do dziś nie została ostatecznie wyjaśniona.
Jednak tak zagadkowych zbrodni w polskich statystykach nie ma wiele. I choć mrożą one krew w żyłach, to mimo wszystko najbardziej przerażające jest chyba to, że śmiertelne niebezpieczeństwo zwykle czai się w najbliższym otoczeniu.
napisz do autorki: malgorzata.golota@natemat.pl
