Lider "Elektrycznych Gitar" jest nie tylko artystą, ale i lekarzem neurologiem. Przede wszystkim jednak jest również zwykłym człowiekiem narażonym na stres i nałogi. O swoim uzależnieniu od alkoholu i leków psychotropowych opowiedział w swojej biografii.
Kuba Sienkiewicz jest pracującym w zawodzie lekarzem, choć nie pomogło mu to ustrzec się przed nałogami. Przeciwnie, jak czytamy w opublikowanych na łamach "Rzeczpospolitej" fragmentach jego autobiografii, łatwy dostęp do leków okazał się dla niego zgubny.
Sienkiewicz wyjawia, że przez kilka lat "jechał na różnych mieszankach", które wprowadzały go na przemian w stan euforii i obojętności. – Regulowałem sobie nastrój farmakologicznie, jakbym kręcił gałkami we wzmacniaczu i w gitarze. Umiałem to zrobić dobrze, jestem przecież lekarzem – pisze Sienkiewicz.
Jak mówi artysta, nieustanny pośpiech w jego "chorym" życiu przyczynił się do tego, że w 2007 roku spowodował wypadek. – Rozjechałem kobietę na przejściu dla pieszych przed swoim własnym szpitalem. Przeleciała przez maskę, przednią szybę, dach i spadła za autem. Następnym pojazdem za mną była akurat karetka pogotowia. Ona na szczęście nie rozjechała drugi raz mojej ofiary, tylko zabrała ją na SOR w moim szpitalu – wspomina i ostrzega jednocześnie muzyk. W 2010 roku poszedł na terapię uzależnień.
Jeździłem z dyżuru na wizytę, z wizyty na próbę, z próby do domu. Skumulowałem stresy i zacząłem je regulować farmakologicznie. Wypróbowałem na sobie wszystkie leki na chorobę Parkinsona i na depresję, co nie było trudne, bo mam do nich nieograniczony dostęp.