Dyplomata to zawód, który kojarzy się z prestiżem, pieniędzmi i sielankowym życiem. Mało kto zwraca uwagę na czarne strony takiej pracy. Są to problemy zwykłych ludzi. Nawet wystawny bankiet potrafi stworzyć brzemienne w skutkach niedogodności.
W dniach 14 - 15 maja odbędzie się 28. konferencja europejskiego stowarzyszenia EUFASA. Współpracuje z nim działające powstałe w 2001 roku Stowarzyszenie Rodzin Dyplomatów RP. Celem jego działalności jest zwrócenie uwagi na rodziny dyplomatów. Borykają się one często z wieloma problemami, a nie otrzymują dostatecznej pomocy.
EUFASA to unijne stowarzyszenie zajmujące się współpracą i wymianą informacji pomiędzy stowarzyszeniami krajów członkowskich, dążące do poprawy sytuacji członków służby zagranicznej i ich rodzin - mówi Ewa Pernal CZYTAJ WIĘCEJ
Ewa Pernal, prezes stowarzyszenia oraz żona byłego ambasadora RP w Republice Czeskiej, tłumaczy z czym tak naprawdę łączy się wyjazd na misję dyplomatyczną. Wymaga on szeregu wyrzeczeń - wyjeżdżając z kraju małżonek lub małżonka ambasadora musi porzucić drogę zawodową. W przeciwnym przypadku w grę wchodzi cztero - pięcioletnie rozstanie lub rozwód. - Kiedyś żona miała zakaz pracowania na misji, teraz uległo to pewnej zmianie - powiedziała Ewa Pernal. Spotkanie ECAG z ambasadorem Azerbejdżanu
Co z dziećmi? Oczywiście zależnie od charakteru dziecka, przystosuje się ono prędzej czy później. - Wcześniej szkoły międzynarodowe często nie były refundowane przez państwo - mówi naTemat Ewa Pernal - są przy tym niesamowicie drogie. - Moje dzieci odmówiły wyjazdu do malowniczej Barcelony - twierdzi prezes - nie chciały jeszcze raz przechodzić przez proces aklimatyzacji i ponownego powrotu do kraju. - Teraz są już po studiach, ale kosztowało to sporo pracy i wysiłku - dodaje.
Dzieci w międzynarodowych szkołach poznają języki obce, poznają świat, zdobywają doświadczenia nieco inne niż w Polsce. Teraz refundacja nauki w szkołach międzynarodowych już jest, ale stowarzyszenie ma o co walczyć. Zdaniem Ewy Pernal problemów jest sporo - W przeciwieństwie do innych krajów UE nie ma u nas dodatków rodzinnych, nie ma refundacji częstszych podróży do kraju, żeby odwiedzić rodzinę. Jest jeszcze jeden problem.Dyplomata zaczyna być zawodem dla singli, co jest niekorzystne dla jego życia osobistego i odbija się na jego pracy - przekonuje nasza rozmówczyni - Chcemy zmienić tę tendencję.
Grzegorz Dziemidowicz, były ambasador RP w Egipcie, Sudanie i Grecji wydaje się zgadzać z żoną kolegi po fachu. Zapytany, czy rodzina cierpiała na jego misjach odpowiada zdecydowanie, że tak. - Oczywiście, że nie było to łatwe, żona zostawiła karierę, dzieci miały problem z aklimatyzacją - mówi naTemat dyplomata - Kolejny problem pojawiał się, gdy przychodził moment powrotu. Dzieci gdy już przyswoiły sobie nowe otoczenie musiały wracać do Polski, od której zdążyły się odzwyczaić. Potem następny wyjazd. - Na szczęście moje córki zdobyły wykształcenie, jedna studiowała na Uniwersytecie w Kairze, druga w Grecji.
Nina Dziewidowicz jest już mądrzejsza. Wie jakie błędy popełniła. Mówi jednak, że gdyby mogła, wyjechałaby jeszcze raz.
Wtóruje mu żona, Nina, która na własnej skórze odczuła wyjazdy z mężem. - Jestem osobą, która łatwo adaptuje się w nowym środowisku - mówi nam - ale dzieci miały z tym o wiele większe problemy. To nie wszystko, na co zwraca uwagę pani Nina. - Najgorsze są powroty - twierdzi - nie było dla mnie miejsca na rynku pracy, musiałam czekać do emerytury. MSZ nie wspiera żon swoich ambasadorów. Powiedziała też, że ciężko się utrzymać. - Gdy uczestniczyliśmy w jakimś bankiecie to jednocześnie byliśmy zobowiązani takie przyjęcie urządzić. A jak wiadomo, trzeba to zrobić z rozmachem. - Bywało, że nasza córka pomagała jako kelnerka - dodaje. Ambasador Dziemidowicz zaznacza jednak wyraźnie, że nie ma co narzekać. - Ta praca ma taką specyfikę, nic za bardzo nie można poradzić - kwituje.
Pogląd na każdy możliwy scenariusz wyjazdu ma były ambasador RP w Iraku, Pakistanie i Belgii Jan Piekarski. Bywał na misjach zarówno sam, jak z całą rodziną albo tylko z żoną. Ma podobne zdanie jak inni dyplomaci. Zwrócił uwagę na aspekt materialny takiego wyjazdu. - Rodzina jest wsparciem - mówi - ale bardzo rosną koszty utrzymania.
Często pracownicy korporacji zarabiają o niebo więcej niż dyplomaci. Jest przekonany, że na przestrzeni lat sytuacja w tym zawodzie poprawiła się, lecz jeszcze dużo jest do zrobienia. - Jeśli jedzie się na misję z ramienia MSZ, to po misji trafia się z powrotem do ministerstwa - mówi nam. Co innego jeśli zostanie się wysłanym przez prywatne przedsiębiorstwo. - Wtedy po powrocie nie ma nic - komentuje.
Czy to sielankowe życie? Zwiedzi się kawał świata, pozna inne kultury. Ale negatywne aspekty takiego zawodu biją na głowę pozytywy. Dużo stresu, wielkie wydatki zwłaszcza w dobrze rozwiniętych krajach, dzieci mają problemy z nowym środowiskiem. Po powrocie żona dyplomaty ma ogromne problemy ze znalezieniem pracy, czeka do emerytury i w rezultacie kończy z tysiącem złotych miesięcznie. Warto?