
Obowiązująca w środowisku Prawa i Sprawiedliwości teoria, iż katastrofa smoleńska była efektem zamachu została wprowadzona już na pierwszym spotkaniu liderów tej partii, na którym Jarosława Kaczyńskiego namaszczono wówczas na kandydata w wyborach prezydenckich. Tak twierdzi na łamach najnowszego "Newsweeka" Cezary Michalski, który ujawnia, że już wtedy prezes PiS co chwila powtarzał: "zabili mi brata".
Pomagają w tym Kaczyńskiemu, wspierają go w tej specyficznej terapii nadworni intelektualiści, poeci i publicyści. Przekonują jego i siebie, że w Polsce – pogrążonej od lat w wojnie PiS-PO – istniał i istnieje jeden tylko przemysł pogardy, skierowany przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu. Że PiS i w ogóle prawica były w tym sporze łagodne jak baranek prowadzony na rzeź, że z ust politycznych liderów, publicystów, intelektualistów i poetów związanych z PiS nie padły nigdy słowa o „łże-elitach”, „łajdakach”, „niezdolnych do myślenia lemingach”, o rządzonej przez konkurentów politycznych Polsce jako "rosyjsko-niemieckim kondominium".
