Kandydaci w tej kampanii mniej eksponują komitety poparcia lub w ogóle ich nie organizują. Na zdjęciu prezentacja komitetu honorowego Bronisława Komorowskiego w 2010 r.
Kandydaci w tej kampanii mniej eksponują komitety poparcia lub w ogóle ich nie organizują. Na zdjęciu prezentacja komitetu honorowego Bronisława Komorowskiego w 2010 r. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Politycy uwielbiają otaczać się ludźmi kultury, sztuki i show-biznesu. A raczej uwielbiali, bo w tej kampanii artyści są niewidoczni. Poza konwencjami wyborczymi główni kandydaci nie próbują zbierać głosów rękoma celebrytów. Dlaczego? Bo znani i lubiani potrafią sprawić więcej problemów niż przynieść zysków.

REKLAMA
Honorowe Komitety Poparcia odchodzą do lamusa. W tej kampanii wyborczej zaprezentowano tylko jeden taki: Bronisława Komorowskiego poparli sportowcy. W poprzednich kampaniach kandydaci chętnie opierali się na autorytecie sław. Teraz sztaby od tego odchodzą.
Bez komitetu
Odpowiedzi na pytanie "dlaczego?" można szukać w wydarzeniach z 16 maja 2010 roku. To wtedy Bronisław Komorowski zaprezentował z pompą swój komitet poparcia. Ale wszystko poszło nie tak. Nie dość, że on sam przyjmując od Donalda Tuska słynny szalik naraził się mieszkańcom Poznania i Krakowa, to swoje dołożyli goście.
Publicysta i satyryk Marek Majewski mówił, że charyzmę często mają psychopaci, Andrzej Wajda wypowiedział wojnę domową zwolennikom Jarosława Kaczyńskiego, a Władysław Bartoszewski nazwał prezesa PiS "hodowcą zwierząt futerkowych". Ze sporym niesmakiem i dużą dawką krytycyzmu oceniali to nawet przychylni Platformie komentatorzy
Lekcja z historii
– To kompletna porażka, katastrofa, na dodatek na własne życzenie i bez sensu – miał mówić swoim współpracownikom Donald Tusk. Wypowiedzi z kampanijnej imprezy Komorowskiego chętnie wykorzystywali konkurenci, szczególnie że dość jaskrawo kłóciły się one z hasłem "Zgoda buduje".
Dlatego w tym roku sztab Komorowskiego ograniczył wsparcie celebrytów do minimum, a sposób ich wyrażenia uczynić możliwie bezpiecznym i pod kontrolą. Na konwencji wyborczej prezydenta w marcu pokazano tylko krótkie filmiki, m.in. z udziałem Marcina Gortata, Jacka Wszoły czy Czesława Langa. Na żywo przemawiało tylko dwóch artystów: Wojciech Pszoniak i Jan A.P. Kaczmarek oraz dwóch sportowców: Rafał Sonik i Robert Korzeniowski. Tym razem obyło się bez kontrowersji.
Szef sztabu Bronisława Komorowskiego Robert Tyszkiewicz nie wyklucza jednak, że w kampanii znowu pojawią się osobistości popierające prezydenta. – Ufamy naszemu komitetowi. To dobrzy mówcy – przekonuje w rozmowie z naTemat. Dodaje, że historia sprzed pięciu lat na pewno się nie powtórzy.
"Siara" Andrzeja Dudy
Nieco niezręcznie było na konwencji Andrzeja Dudy. Najpierw Natalia Niemen wygłosiła coś, co bardziej przypominało kazanie, niż mowę na konwencji wyborczej, później na scenę wszedł Janusz Rewiński, znany głównie z roli "Siary" w filmie "Kiler". Jego wystąpienie obfitowało w niezbyt smaczne żarty z konkurencji. Poza tym wystąpił też Jerzy Zelnik, ale on tylko odczytał przygotowany wcześniej życiorys kandydata.
Sztabu PiS-u zapowiedział, że kandydat zaprezentuje komitet poparcia. Nie ujawnia jednak więcej szczegółów. – Mogę powiedzieć ogólnie, że to będzie liczne grono profesorów z całej Polski, ludzi kultury, sportu etc. – informuje Krzysztof Łapiński, zastępca rzecznika PiS. Na razie za taki można ewentualnie uznać radę programową z Ryszardem Legutką, Zdzisławem Krasnodębskim czy Jarosławem Gowinem. Ale biorąc pod uwagę fakt, że nie zebrała się ona ani razu trudno uznać, że Duda przywiązuje do niej dużą wagę.
– Nie planujemy zebrania komitetu poparcia, bo dla nas każdy wyborca, który podpisał listę poparcia Magdaleny Ogórek jest ważny – mówi naTemat Tomasz Kalita, rzecznik kandydatki SLD. – Traktujemy ich wszystkich jako nasz komitet poparcia – dodaje.
Kandydat wszystkich, nie elit
I to kolejny argument przeciw komitetom poparcia. Dzisiaj politycy chcą się pokazać jako zwykli ludzie - tacy, którzy piją kawę ze stacji benzynowej, jeżdżą rowerem i strzelają selfie. Pokazywanie się w gronie zdobywców Oscara, medalistów olimpijskich i milionerów sprawia wrażenie, że są ludźmi elit, a nie wszystkich Polaków.
Dlatego Bronisław Komorowski nie będzie epatował swoją znajomością z Elżbietą i Krzysztofem Pendereckimi, Andrzejem Wajdą czy byłym prezesem warszawskiej giełdy. Wszyscy oni byli na środowym podsumowaniu pięciu lat prezydentury. Poza tym (przynajmniej oficjalnie) było to wydarzenie prezydenckie, a nie kampanijne.
Blaknący blask celebrytów
Z tej konwencji wyłamał się nieco Adam Jarubas, kandydat PSL. Tło dla jego przemówienia programowego stanowiła para aktorów Piotr Pręgowski (znany z "Rancza") i Ewa Kuryło (także "Ranczo", wcześniej "Plebania"). Ale oboje od lat znani są z popierania PSL.
Powrót artystów do polityki będziemy obserwować już jesienią. Przed wyborami parlamentarnymi kandydaci będą prześcigać się w publikowaniu suchych filmików, na których będą ściskać rękę stojącego obok sportowca lub aktora mówiącego "głosuję na X Y. To dobry kandydat". Ale w tym przypadku stawka jest znacznie mniejsza, a i w obfitości kandydatów nikt nie będzie dokładnie analizował życiorysów i wypowiedzi "honorowo popierających". Tym bardziej, że wyeksploatowane w dziesiątkach reklam twarze aktorów mają coraz mniejszy wpływ na wyborców.

Napisz do autora: kamil.sikora@natemat.pl