Dziennikarze popierający PiS coraz intensywniej przebierają nogami, by przejąć publiczne media. Tak, jak w złotych latach 2005-2007. Ale PiS od 2005 r. nie jest w stanie wygrać wyborów, i to pomimo intensywnego wsparcia niepokornych. Ci są już tak zdesperowani, że stawiają jako autorytet krzyczącą aktorkę czy byłą minister w rządzie Millera, uznaną przez Zbigniewa Ziobrę za część "grupy trzymającej władzę".
Prawica ma nową idolkę. Po Januszu Rewińskim czy Jerzym Zelniku do ulubionych artystów prawicy dołączyła Bożena Dykiel. Aktorka znana z roli Miećki w "Alternatywach 4", a dzisiaj występująca w "Na Wspólnej" i reklamach płynu do mycia naczyń przejechała się po PO i Bronisławie Komorowskim.
Nowa gwiazda
W programie "Świat się kręci" (ocena pomysłu, by aktorzy jak debatowali z ekspertami od polityki zasługuje na oddzielny tekst) krytykowała m.in. stawianie słupków na chodnikach, opresyjność straży miejskiej, podniesienie wieku emerytalnego czy posłanie do szkól 6-latków. Wszystko bez ładu i składu, bo w wypowiedziach Dykiel trudno było doszukiwać się argumentów, za to co niemiara było emocji i krzyku.
I każdy ma do tego prawo, także do mówienia o tym w telewizji. Ale od dziennikarzy, którzy od lat zajmują się polityką wymaga się więcej niż od przeciętnego wyborcy. Swoją drogą Bożena Dykiel też chyba nie do końca wiedziała, bo obarczyła Komorowskiego grzechami rządu, parlamentu, a nawet władz miasta.
Emocje lepsze od faktów
Można i warto oceniać to, co zrobili politycy, ale warto, by choć w minimalnym stopniu było to oparte na faktach, a nie bazowało wyłącznie na emocjach. Takie próby podejmowaliśmy w naTemat, na przykład tutaj czy tutaj.
Ale dla prawicy nie liczy się to, że krytyka Dykiel była mało rzeczowa. Ważne, że dopiekła Komorowskiemu i może dzięki temu pięć osób zagłosuje nie na kandydata PO, ale na Andrzeja Dudę. Jeszcze kilka takich występów, jeszcze kilkoro aktorów i może nie będzie trzeba biedować za pieniądze SKOK-ów. Dlatego środowy wieczór był w sieci momentem tryumfu Bożeny Dykiel.
Spory na prawicy
Lichocka wdała się też w poważną kłótnię z Markiem Magierowskim z "Do Rzeczy", który przekonywał, że przyjmowanie jako prawdy objawionej słów osoby, która nie zna się na temacie, ale za to mówi to, co chce się usłyszeć nie przystoi dziennikarzowi. "Ja też miałbym rację, gdybym w programie o astronomii ujawnił, że Ziemia krąży wokół Słońca. Tyle że nie przyjąłbym zaproszenia do programu o astronomii" – pisał na Twitterze.
Lichocka była nieprzejednana, argumentując, że przecież Dykiel tak celnie wypunktowała Komorowskiego. Ostatecznie skończyła rozmowę usuwając Magierowskiego z listy swoich obserwowanych. Lichocka (ale też Samuel Pereira czy Łukasz Warzecha) apelowała, by nie zapisywać Dykiel do PiS, bo nie każdy krytyk PO jest wyborcą Kaczyńskiego, a przylepiając taką łatkę odbiera się im wiarygodność.
Podwójne standardy
To słuszny apel, tym bardziej, że w innych kwestiach aktorce daleko do prawicy. Szybko znalazł się artykuł (internet nie zapomina) z portalu braci Karnowskich, który nie pozostawia na Bożenie Dykiel suchej nitki za to, że popierała aborcję. Autor notki pisze, że "krzyczała" i "piekliła się". Jak widać to dopuszczalne, ale tylko jeśli "piekli się" i "krzyczy" zgodnie z naszą tezą.
Prawica jednak szybko postawiła Dykiel na piedestale. Jej występ w TVP1 polecali m.in. posłowie PiS Adam Kwiatkowski i Jolanta Szczypińska. Rozpływały się też nad nim prawicowe media: portal braci Karnowskich (ten sam, który trzy miesiące wcześniej krytykował aktorkę) czy Fronda.pl.
Wystarczy nie być z PO
Drugim bohaterem prawicy stał się w ostatnich dniach Krzysztof Stanowski, znany z niewyparzonego (czy raczej wulgarnego) języka założyciel serwisu sportowego Weszło. Podobnie jak Bożena Dykiel bez doświadczenia politycznego. Napisał emocjonalny tekst o katastrofie smoleńskiej, w którym krytykuje sposób prowadzenia śledztwa i spory między PiS i PO toczone na gruncie tej tragedii.
To wystarczyło, by Stanowski został bohaterem prawicy. Jego tekst rzeczywiście mocno uderza w rządzących, ale jego autor nie staje jednoznacznie po stronie Jarosława Kaczyńskiego, a tym bardziej Antoniego Macierewicza. Prawica tak się rozgorączkowała, że Stanowski poczuł się na siłę zapisywany do PiS.
Serce lewicy bije po prawej
Prawica łaknie nowych twarzy atakujących PO. Politycy PiS czy prawicowi publicyści nie są już dla nikogo wiarygodni, bo duża część z nich (bezpośrednio lub pośrednio) siedzi w kieszeni u prezesa. Co innego ktoś świeży jak Dykiel, czy z przeciwnego obozu politycznego, jak Aleksandra Jakubowska.
Takim osobom prawica jest w stanie wiele wybaczyć. I to, że Leszek Miller nazwał ją "sercem lewicy bijącym w kształtnej piersi" i to, że Zbigniew Ziobro nazwał ją w swoim raporcie członkiem grupy trzymającej władzę. To nieistotne, bo Jakubowska powoli, acz konsekwentnie zmierza na prawo. Niedawno zgodziła się nawet na wizytę w Telewizji Republika, a jej rozmowę polecano sobie jako obowiązkową do obejrzenia.
Wiarygodni
Prawica doprowadziła do perfekcji wybiórcze traktowanie źródeł. Bo na co dzień "Gazeta Wyborcza" to "gadzinówka", "kłamcy z Czerskiej", "pieski na pasku władzy" itd. Ale kiedy tylko opublikowano tam wywiad z naukowcem, który podważa jakość nowych stenogramów z tupolewa "Wyborcza" stała się medium co najmniej tak wiarygodnym jak portal braci Karnowskich czy Niezależna.pl. Wystarczy, że napisze się coś zgodnego z poglądami prawicy.
Im bliżej wyborów, tym bardziej prawicowi publicyści i dziennikarze miotają się i zjadają swój ogon. Wielu z nich ośmiesza się przy tym i pokazuje wyraźnie, że nie są dziennikarzami, którzy krytycznie podchodzą do informacji, ale propagandystami, podchwytującymi każdego newsa, by pomóc "swoim".
Dlaczego w Polsce wyrażenie krytyki do obozu rządzącego staje się jest wielkim problemem? Czy to nie ci sami rządzący tak uparczywie podkreślają rzekome odcięcie się w 1989 r. od komunistycznej pępowiny? Jak na razie wiele wskazuje na to, że nie tylko pępowina tak sobie została oderwana, ale i "geny" zniewolenia wśród nas pozostają. Warto to zmienić, bo zasługujemy na normalne państwo. Odwagi.Czytaj więcej