
Dziennikarze popierający PiS coraz intensywniej przebierają nogami, by przejąć publiczne media. Tak, jak w złotych latach 2005-2007. Ale PiS od 2005 r. nie jest w stanie wygrać wyborów, i to pomimo intensywnego wsparcia niepokornych. Ci są już tak zdesperowani, że stawiają jako autorytet krzyczącą aktorkę czy byłą minister w rządzie Millera, uznaną przez Zbigniewa Ziobrę za część "grupy trzymającej władzę".
W programie "Świat się kręci" (ocena pomysłu, by aktorzy jak debatowali z ekspertami od polityki zasługuje na oddzielny tekst) krytykowała m.in. stawianie słupków na chodnikach, opresyjność straży miejskiej, podniesienie wieku emerytalnego czy posłanie do szkól 6-latków. Wszystko bez ładu i składu, bo w wypowiedziach Dykiel trudno było doszukiwać się argumentów, za to co niemiara było emocji i krzyku.
Można i warto oceniać to, co zrobili politycy, ale warto, by choć w minimalnym stopniu było to oparte na faktach, a nie bazowało wyłącznie na emocjach. Takie próby podejmowaliśmy w naTemat, na przykład tutaj czy tutaj.
Lichocka wdała się też w poważną kłótnię z Markiem Magierowskim z "Do Rzeczy", który przekonywał, że przyjmowanie jako prawdy objawionej słów osoby, która nie zna się na temacie, ale za to mówi to, co chce się usłyszeć nie przystoi dziennikarzowi. "Ja też miałbym rację, gdybym w programie o astronomii ujawnił, że Ziemia krąży wokół Słońca. Tyle że nie przyjąłbym zaproszenia do programu o astronomii" – pisał na Twitterze.
To słuszny apel, tym bardziej, że w innych kwestiach aktorce daleko do prawicy. Szybko znalazł się artykuł (internet nie zapomina) z portalu braci Karnowskich, który nie pozostawia na Bożenie Dykiel suchej nitki za to, że popierała aborcję. Autor notki pisze, że "krzyczała" i "piekliła się". Jak widać to dopuszczalne, ale tylko jeśli "piekli się" i "krzyczy" zgodnie z naszą tezą.
Dlaczego w Polsce wyrażenie krytyki do obozu rządzącego staje się jest wielkim problemem? Czy to nie ci sami rządzący tak uparczywie podkreślają rzekome odcięcie się w 1989 r. od komunistycznej pępowiny? Jak na razie wiele wskazuje na to, że nie tylko pępowina tak sobie została oderwana, ale i "geny" zniewolenia wśród nas pozostają. Warto to zmienić, bo zasługujemy na normalne państwo. Odwagi. Czytaj więcej
Drugim bohaterem prawicy stał się w ostatnich dniach Krzysztof Stanowski, znany z niewyparzonego (czy raczej wulgarnego) języka założyciel serwisu sportowego Weszło. Podobnie jak Bożena Dykiel bez doświadczenia politycznego. Napisał emocjonalny tekst o katastrofie smoleńskiej, w którym krytykuje sposób prowadzenia śledztwa i spory między PiS i PO toczone na gruncie tej tragedii.
Prawica łaknie nowych twarzy atakujących PO. Politycy PiS czy prawicowi publicyści nie są już dla nikogo wiarygodni, bo duża część z nich (bezpośrednio lub pośrednio) siedzi w kieszeni u prezesa. Co innego ktoś świeży jak Dykiel, czy z przeciwnego obozu politycznego, jak Aleksandra Jakubowska.
Prawica doprowadziła do perfekcji wybiórcze traktowanie źródeł. Bo na co dzień "Gazeta Wyborcza" to "gadzinówka", "kłamcy z Czerskiej", "pieski na pasku władzy" itd. Ale kiedy tylko opublikowano tam wywiad z naukowcem, który podważa jakość nowych stenogramów z tupolewa "Wyborcza" stała się medium co najmniej tak wiarygodnym jak portal braci Karnowskich czy Niezależna.pl. Wystarczy, że napisze się coś zgodnego z poglądami prawicy.
Napisz do autora: kamil.sikora@natemat.pl
