Trzy lata temu bp Piotr Jarecki, jadąc po pijanemu, uderzył w latarnię. Dostał wyrok, został zawieszony w biskupich czynnościach, wyjechał z Polski. Medialna awantura z jego udziałem to jednak przykład, że Kościół całkiem nieźle radzi sobie z PR. A co więcej – potrafi przyznać się do błędu i przeprosić.
Na początku kwietnia pisałam w naTemat o głośnych procesach osób duchownych. Pomiędzy pozwanym przez feministkę abp. Józefem Michalikiem a oskarżoną o znęcanie nad dziećmi s. Bernadettą z Zabrza znalazł się warszawski biskup pomocniczy Piotr Jarecki.
Ekscelencja „na gazie”
Media, zwłaszcza te tabloidowe, uwielbiają pisać o księżach-alkoholikach albo tych, którzy chowają na plebaniach swoje dzieci. Tak powstaje mit o zdegenerowanym klerze, choć często są to historie wyssane z palca, a ich autorzy (powielacze) nigdy na oczy pijanego księdza nie widzieli.
Niestety, bp Jarecki nie miał zdolności do stania się niewidocznym, kiedy w październiku 2012 roku prowadząc auto z 2,5 promilami alkoholu we krwi przyłożył w uliczną latarnię. Gazety obiegły fotografie rozbitego samochodu i duchownego z czarnym paskiem na wysokości oczu. Tak powstała prawdziwa medialna afera z pijanym biskupem w roli głównej, która mogła niezwykle zaszkodzić Kościołowi, także pod względem wizerunkowym.
Czy rzeczywiście tak się stało? Wprawdzie rysa na wizerunku pozostanie, ale kolejne kroki podejmowane zarówno przez kościelną hierarchię, jak i samego bp Jareckiego świadczą o tym, że Kościół coraz lepiej radzi sobie z takimi wyzwaniami jak public relations czy dbanie o wizerunek.
Biskup, który przeprasza
Sprawa bp Jareckiego mogła stać się kolejną, którą można wliczyć w poczet haniebnych wyskoków kleru, ciągnących się za nim przez lata. I może tak właśnie by się stało, gdyby nie to, że warszawski biskup już w dwa dni po wypadku wydał specjalne oświadczenie, w którym przeprosił wszystkich zgorszonych jego czynem.
Nie uważam, że samo przyznanie się do winy i przeprosiny rozwiązują sprawę, ale warto to docenić z tego prostego względu, że tym razem nikt nie chciał zamiatać problemu pod dywan, a sam zainteresowany nie zamierzał udawać, że nic się nie stało. Bp Jarecki od razu zadeklarował, że odda się do dyspozycji papieża i skorzysta ze specjalistycznej pomocy. Zapewniał też, że dobrowolnie podda się karze.
I tak się stało. Watykan zawiesił go w czynnościach biskupich, sprawa sądowa toczyła się w normalnym trybie, duchowny przyjął nałożony wyrok. Zaszył się też na kilka miesięcy w klasztorze trapistów, gdzie pościł, modlił się i fizycznie pracował. A także napisał książkę.
Spowiedź bp Jareckiego
– Chłodna, rzeczowa, bezlitośnie szczera refleksja odbiega od biskupiego stylu, do którego przywykliśmy. Autor nie poucza nikogo, daleki od religijnej egzaltacji patrzy na swoje dotychczasowe życie... – tak o książce pisze ks. Adam Boniecki, porównując ją – z zachowaniem właściwych proporcji – do „Wyznań” św. Augustyna. „Tygodnikowi Powszechnemu” bp Jarecki udziela pierwszego wywiadu po powrocie do Warszawy.
Opowiada o tym, jak intelektualnie będąc blisko Boga, życiowo się od Niego oddalał. Jak prowadził grzeszne życie, jak alkohol pomagał mu w lekturach i pisaniu, przynosił wytchnienie po ciężkim i stresującym dniu. Jaki był apodyktyczny, że księża bali się go zapraszać do parafii, bo „on zawsze coś wynajdzie”.
Hierarcha patrzy na tamto nieszczęsne wydarzenie, jako na „palec Boży” i wezwanie do rewizji całego życia. Nie chodzi wyłącznie o problem alkoholowy, ale o pewien całokształt.
Człowiek, a nie stanowisko
Zdaniem katolickiego publicysty Błażeja Strzelczyka, afera z bp Jareckim wizerunkowo nawet pomogła Kościołowi. – Udowodniła, że pewne klasyczne mechanizmy radzenia sobie z problemami, które wypracował świat, mają też swoje miejsce w Kościele. Biskup właściwie rozegrał cały ten dramat – przeprosił, poddał się decyzji kardynała, poszedł na terapię, nie zasłaniał się swoją pozycją, nie tłumaczył się, zachował się jak należy – wylicza katolicki publicysta.
Strzelczyk jednak nie chce patrzeć na problem wyłącznie z perspektywy wizerunkowej.
– Medialna czy PR-owa perspektywa zapomina o perspektywie ludzkiej, naszych codziennych problemach i kryzysach. Nie potrafię o sprawie biskupa Jareckiego myśleć inaczej, niż przez pryzmat konkretnego człowieka, któremu grunt obsunął się pod nogami. W takich chwilach, jako katolik, chcę widzieć człowieka, a nie stanowisko, które piastuje – Strzelczyk.
Skaza na wizerunku
Z tym, że sprawa bp Jareckiego wizerunkowo pomogła Kościołowi nie zgadza się natomiast Anna Miotk, ekspert ds. PR, blogerka. – Sytuacja na pewno Kościołowi nie pomogła. To Kościół mówi wiernym jak mają żyć, w tym piętnuje nadmierne spożywanie alkoholu i podejmuje rozliczne działania edukacyjne, aby spożycie alkoholu ograniczać (sierpień miesiącem trzeźwości, wspieranie działalności grup AA, zachęcanie młodzieży do powstrzymywania się od picia alkoholu do osiągnięcia dorosłości, itp.) – przekonuje w rozmowie z naTemat.
– Naturalną rzeczą jest, że od samych przedstawicieli Kościoła oczekujemy bycia przykładem. Tymczasem kościelny dostojnik wsiada do samochodu, będąc nietrzeźwym i powoduje wypadek. Kolejna skaza na wizerunku i młyn na wodę dla tych, którzy chętnie krytykują Kościół za wszelkie niedociągnięcia – dodaje.
Ekspertka ds. PR lepiej wypowiada się już w kwestii tego, jak duchowny rozwiązywał swoją sytuację kryzysową.
To, że nie wszyscy „kupują” spowiedź Jareckiego, naszej rozmówczyni nie dziwi. Według niej, zawsze znajdą się niezadowoleni, tym bardziej w mediach nieprzychylnych Kościołowi, które zwykle nagłaśniają jego wpadki. Specjalistka zauważa, że wywiad z „TP” był przez niektóre portale omówiony wyłącznie przez pryzmat problemu z alkoholem, który stanowi zaledwie ułamek sprawy. – Tymczasem, gdy przeczyta się całość, widać, że jest to rozmowa z człowiekiem, który dokładnie przeanalizował swoją sytuację i wszystkie okoliczności, które do niej doprowadziły i wyciągnął konstruktywne wnioski – komentuje blogerka.
Public relations w Kościele
Na przykładzie bp. Jareckiego widać, że public relations, komunikacja czy kreowanie wizerunku to w Kościele nie tylko puste pojęcia, ale coraz konkretniejsze działania.
– W ostatnich latach w Kościele widać nieśmiałe jaskółki zmian, jeśli chodzi o wdrażanie zasad PR – otwartej i przejrzystej komunikacji – w życie. Wprawdzie jeszcze ciągle zdarzają się źle rozwiązywane kryzysy wizerunkowe, ale przykładów tych pozytywnie rozwiązywanych jest coraz więcej. Czego jednak hierarchowie Kościoła na pewno muszą się nauczyć, to komunikowania się w mediach językiem, który jest zrozumiały dla opinii publicznej – radzi Anna Miotk.
– Myślę, że bp Jarecki nieco przetarł ścieżki. I powinien stanowić przykład. Ciągle bywają sprawy zamiatania problemów pod dywan. To się jednak rzeczywiście zmienia. I to w dobrym kierunku – podsumowuje Strzelczyk.
Napisz do autorki: marta.brzezinska@natemat.pl
Reklama.
Bp Piotr Jarecki
dla "Tygodnika Powszechnego":
Gdyby Chrystusowi na mnie nie zależało, nigdy by do tego nie doszło. Widocznie Pan Jezus uznał, że może na mnie wpłynąć tylko przez terapię szokową.Czytaj więcej
Błażej Strzelczyk
Gdyby odrzeć całą sprawę z warstwy medialnej i doniesień skupionych wyłącznie na skandalu, to trzeba spojrzeć na ludzki dramat biskupa. Przede wszystkim człowieka narażonego tak samo na problemy, jak my wszyscy.
Anna Miotk
Wydaje mi się, że biskup Jarecki po wypadku zrobił dokładnie to, co w tej sytuacji było do zrobienia: przyznał się do winy, oddał do dyspozycji papieża i opublikował oświadczenie z przeprosinami, skierowane do wiernych. Na czas zawieszenia w pełnieniu posługi usunął się też w cień.