W przyszłym roku przybędzie ich do Europy pół miliona. Imigranci marzą o życiu na Starym Kontynencie i śnią swój "european dream". Przez wielu nie są tu mile widziani, ale i tak ryzykują życiem, żeby się tu znaleźć. Dlaczego Europa wydaje im się krainą mlekiem i miodem płynącą?
Katastrofa u wybrzeży Libii to tylko kolejna odsłona dramatu. Na dno znowu poszło kilkuset imigrantów. Razem z nimi utonęły nadzieje na lepsze życie. Kolejne tragedie nie zniechęcają jednak następnych grup uchodźców. Ich determinacja, żeby dostać się na Stary Kontynent, nie ma sobie równych. W czwartek w Brukseli unijni dyplomaci szukali rozwiązania problemu.
Jedyna szansa
Żeby w końcu stanąć na upragnionym lądzie, stawiają wszystko na jedną kartę: wydają oszczędności życia, a podczas podróży gnieżdżą się w nieludzkich warunkach na pokładzie starej łajby, razem z innymi imigrantami, którzy tak jak oni, są przekonani, że ucieczka do Europy będzie przepustką do raju.
Zamiast tego, często wykupują sobie bilet w jedną stronę, bo przemyt to w końcu biznes, w którym chodzi o kasę, a nie o ludzi. Tylko w zeszłym roku w ten sposób życie straciło 3,2 tys. osób. O tym, że podróż do Europy to prawdziwe piekło świadczą relacje ocalałych. Takie jak ta 24-letniego Lamina z Mali, który w styczniu cudem ocalał z katastrofy na morzu podczas przeprawy do Europy. Pracownicy Amnesty International udostępnili nam fragmenty wstrząsających relacji uciekinierów:
Liczba imigrantów nieustannie rośnie i nic nie wskazuje na to, żeby ta tendencja miała się nie utrzymać. Europejska agencja Frontrex przewiduje, że w Libii już czekają kolejne zastępy osób gotowych podjąć ryzykowną grę o lepsze jutro. Według agencji, to może być nawet milion imigrantów. Afryka Północna i kraje Bliskiego Wschodu - to właśnie stamtąd przybędzie ich najwięcej.
Dlaczego imigranci chcą żyć w Europie?
Imigranci chcą mieszkać w Europie z wielu powodów, ale można mówić o dwóch tendencjach, które oprócz osobistej motywacji, wpływają na podjęcie decyzji o próbie przedostania się na wybrzeże Europy. Wojna i praca. W środku konfliktu znalazł się m.in. lekarz z Syrii, który opowiedział pracownikowi Amnesty International o tym, jak sytuacja polityczna zmusiła go do ucieczki.
W porównaniu z sytuacją na Czarnym Ladzie i na Bliskim Wschodzie, Europa jawi się uchodźcom jako spokojna kraina, gdzie nie muszą się martwić, że w każdej chwili mogą zginąć.
– Obecnie sytuacja na Bliskim Wschodzie i zagrożenie ze strony Państwa Islamskiego, nie pozostawia wielu ludziom wyboru. Podobnie jest z osobami z Afryki Północnej, która w wielu miejscach jest punktem zapalnym, gdzie toczą się groźne dla ludności cywilnej konflikty. To nie jest fanaberia, a uchodźcy są często postawieni pod ścianą i niebezpieczna ucieczka przez morze do Europy to jedyna droga, żeby skończyć z horrorem – mówi Weronika Rokitnicka z Amnesty International.
Dodatkową motywacją jest to, że osoby, które pochodzą z kraju objętego wojną, mogą ubiegać się o azyl i zalegalizować swój pobyt w Europie. W zeszłym roku połowa imigrantów, która trafiła do Europy, to byli uchodźcy polityczni szukający schronienia i poczucia bezpieczeństwa.
Takiego komfortu nie mają z kolei ci, którzy obrali sobie Europę za cel z powodów zarobkowych. Oni nie mogą liczyć na legalny pobyt i są skazani na pracę na czarno. Ale chętnych nie brakuje. - Oni stanowią drugą najliczniejszą grupę wśród chcących rozpocząć nowe życie na terenie Unii Europejskiej. Nie mogą liczyć na legalizację pobytu, ale i tak decydują się na taki krok, ponieważ popycha ich do tego bieda panująca w ich kraju - mówi Weronika Rokitnicka.
Unia zaspała, czy teraz się obudzi?
W Brukseli przez długi czas uprawiano taktykę zamiatania sprawy pod dywan. W obliczu zwiększającej się liczby ofiar u wybrzeży Libii, dzisiaj musi podjąć konkretne działania i przestać udawać, że problem nie istnieje. Państwa europejskie nie chcą u siebie imigrantów, najbardziej niechętne ich przyjmowaniu są Włochy, które co roku odnotowują ogromne rzesze uchodźców. Inne kraje wtórują Włochom, ale obiecują pomoc dla imigrantów. UE chce m.in. dobrać się za skórę przemytnikom i wzmocnić patrole granic morskich, w czym swój udział ma mieć również Polska. Wspomniał o tym sam Donald Tusk, szef Rady Europejskiej.
Ruchy unijnych urzędników nie zmieniają jednak tego, że dla większości państw emigranci są kukułczym jajem, które najchętniej podrzuciliby komuś innemu.
Samej Polsce zalew obcokrajowców na pewni nie grozi, o czym wspomniał wiceminister spraw zagranicznych Rafał Trzaskowski. Wicewszef MSZ podkreślił, że sprawa jest trudna, a Polska zamiast składać deklaracje w sprawie pomocy dla uchodźców, powinna spokojnie poczekać na reakcję innych państw europejskich. Dokładnie to samo myślą kraje, o których wspomniał Trzaskowski, co może sparaliżować podejmowanie sprawnych działań.
Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl
Reklama.
Liman z Mali, 24 lata
Było nas razem 107 osób na łodzi, przemytnicy policzyli nas... Kiedy ludzie zaczęli wpadać do wody, nie mogliśmy nic zrobić. Ci, którzy wypadli, starali się złapać ponownie łodzi, ale nie mogli. Widziałem trzy osoby, jak wpadają do wody. Wiele osób umarło na samej łodzi, chyba z braku jedzenia i wody. Tyllko Bóg wie, co czułem, kiedy widziałem, jak umierają... Było nas tylko siedmiu żywych, kiedy przyszła pomoc.
Doktor Wahid, Syryjczyk, przed ucieczką mieszkał i pracował w Libii z rodziną: żoną i czterem córkami w wieku od 2 do 10 lat
Wojna w Syrii nasilała się i było coraz więcej napięć na tle etnicznym. W dzielnicy, w której mieszkałem w Libii, wszyscy wiedzieli, że jestem Kurdem. Zacząłem otrzymywać groźby. Nawet bezpośrednie groźby, że jeśli zostanę, to pożałuję. Mówiono, że wspieram reżim, bo zamiast z nim walczyć, mieszkam w Libii
Donald Tusk, szef Rady Europejskiej
Ratowanie życia niewinnych ludzi jest dla nas priorytetem numer jeden. Chodzi tu nie tylko o akcje ratunkowe na morzu, ale też o zwalczanie przemytników i zapobieganie nielegalnej imigracji. Czytaj więcej